Motto muzyczne: https://www.youtube.com/watch?v=_s4XutFKCA8
UWAGA! Niniejsza notka nie jest bynajmniej moją osobistą sprawą, - lecz dotyczy ważnych problemów natury politycznej i ogólnospołecznej.
A teraz do rzeczy
Urodziłem się pod sam koniec wojny i tak sobie myślę, że odkąd sięgam pamięcią, przez te wszystkie lata dręczyło mnie przygnębiające poczucie, że musiałem się zmagać z obłudą władzy, która usiłowała mnie skusić czymś, co było amoralne i nieetyczne, a także kłócące się z przykazaniami Dekalogu.
Po raz pierwszy musiałem się zmierzyć z taką pokusą w roku 1952, kiedy byłem ośmioletnim chłopcem i straciłem ojca. Tatę zamęczyła ubecja po tym, jak ujawnił swoją akowską przeszłość. Nie wytrzymał ciemiężenia i upokorzeń w pracy, obrzydliwych intryg, prowokacji, bezustannego śledzenia, ciągłych rewizji domowych i niekończących się wielogodzinnych przesłuchań na bezpiece. Zaś owdowiałej matce i osieroconym synom piętno odrzucenia i zaszczucia, - każdego dnia, coraz głębiej wkłuwało się w duszę.
Zostaliśmy wtedy ze zrozpaczoną Matką i moim starszym bratem praktycznie bez środków do życia, a perfidna ubecja postanowiła nas do reszty dobić i do naszych trzech pokoi w amfiladzie dokwaterowano nam ubeka do pokoju, za którym znajdowała się łazienka. Tak, więc ilekroć chciałem skorzystać z łazienki musiałem przejść przez pokój zajmowany przez rzeczonego kapusia. Po wprowadzeniu się do nas, już pierwszego dnia kapuś próbował mnie skusić cukierkami, ale Mama wzięła mnie do kuchni i orzekła szeptem, że jeśli choć raz cokolwiek przyjmę od tego drania, to nasz Tata się w grobie przewróci. I jeszcze dodała, że ten, kto daje się przekupić popełnia śmiertelny grzech.
Ale perfidny ubek chciał mnie wziąć sposobem i jak wychodził do pracy zostawiał w swoim pokoju na stole różne smakołyki, które dostawał z przydziału dla funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Do śmierci nie zapomnę mojej walki z upokarzającą pokusą, jak pewnego razu, kiedy zostałem sam w domu, idąc do łazienki zobaczyłem na stole baton kandyzowanych owoców i pomadki, a obok karteczkę z napisem „Poczęstuj się, Krzysiu”. Tylko ktoś, kto wie, co to głód zrozumie ile mnie wtedy kosztowała walka z pokusą, którą mając na uwadze słowa Mamy wygrałem, choć łaknienie pokosztowania bodaj jednej pomadki trzewia mi skręcało.
Po raz drugi musiałem się zmagać z usiłującą mnie skusić nikczemną władzą, gdy na przełomie lat 60./70, pierwszy raz w życiu kompletnie straciłem głowę dla pięknej modelki „Mody Polskiej", a na pokazach mody urządzanych wtedy głównie dla cudzoziemców poznałem wielu zachodnich dyplomatów pracujących wtedy na placówkach w Warszawie. Niestety, jako stażysta w Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie nie miałem pieniędzy, żeby się przenieść do stolicy, o czym jak się okazało wiedziała chodząca za mną krok w krok esbecja, która chciała mnie zwerbować, bo jak mi powiedzieli, mało, kto w Polsce miał wtedy takie jak ja znajomości z zachodnimi dyplomatami. I tak, wezwano mnie na przesłuchanie, gdzie mi oświadczono, że wiedzą, iż mam dziewczynę w stolicy i marzę o zamieszkaniu w Warszawie, po czym zaproponowano mi, że jeśli podejmę z nimi współpracę, to w ciągu góra trzech tygodni mogę dostać mieszkanie w dowolnym miejscu Warszawy i pracę wedle moich życzeń. I znów tylko ktoś, kto był nad życie zakochany pojmie, jaką walkę z iście piekielną pokusą stoczyłem, lecz w imię pamięci o moim śp. Ojcu, zwerbować się nie dałem.
Trzeci raz byłem kuszony przez szujowatą władzę, jak mi na uczelni zaproponowano wstąpienie do PZPR-u napomykając przy tym, że w pięknej części Krakowa będą budowane dla pracowników nauki domki jednorodzinne i gdybym się zdecydował wstąpić do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, to oni już zadbają o to, żebym sobie taki domek wybudował za półdarmo. I znów pamięć o pięknej karcie niepodległościowej mojego Ojca Akowca zadecydowała, że się do PZPR-u nie zapisałem i do dziś mieszkam w skromnym M-2, - bo jak nam ubecja Tatę wykończyła, moja śp. Mama musiała zamienić nasze stare mieszkanie na mniejsze.
A co było dalej?
Otóż zbliżają się wybory parlamentarne, a ja znów jestem niecnie kuszony przez władzę (Sic!) "dobrej zmiany", która składa mi iście szatańską ofertę, że jak zagłosuję na PiS to będę dostawał czternastą emeryturę.
Ale nie ze mną takie numery, - i właśnie dlatego 13-go października na partię Jarosława Kaczyńskiego nie zagłosuję, - przez wzgląd na pamięć o moim Ojcu Akowcu oraz na to, czego mnie Mama w dzieciństwie nauczyła.
Kończąc notkę muszę jeszcze dopisać, iż teraz rozumiem, dlaczego papież Franciszek zdecydował o zmianie w tekście modlitwy „Ojcze nasz”. Chodzi o wezwanie „i nie wódź nas na pokuszenie”. Zdaniem papieża, wezwanie to, opiera się na „błędnym tłumaczeniu”. – To nie Bóg popycha mnie ku pokusie, by patrzeć, jak upadam – tłumaczy papież. – Ojciec tak nie postępuje, ojciec natychmiast pomaga wstać. To Szatan prowadzi nas na pokuszenie – orzekł papież Franciszek.
Niestety lektura komentarzy wskazuje, że Norwid miał rację pisząc:
„Jesteśmy żadnym społeczeństwem. Jesteśmy wielkim sztandarem narodowym. Może powieszą mię kiedyś ludzie serdeczni za te prawdy, których istotę powtarzam lat około dwanaście, ale gdybym miał dziś na szyi powróz, to jeszcze gardłem przywartym hrypiałbym, że Polska jest ostatnie na ziemi społeczeństwo, a pierwszy na planecie naród. Kto zaś jedną nogę ma długą jak oś globowa, a drugiej wcale nie ma, ten - o! jakże ułomny kaleka jest.
Gdyby Ojczyzna nasza była tak dzielnym społeczeństwem we wszystkich człowieka obowiązkach, jak znakomitym jest narodem we wszystkich Polaka poczuciach, tedy bylibyśmy na nogach dwóch, osoby całe i poważne - monumentalnie znakomite. Ale tak, jak dziś jest, to Polak jest olbrzym, a człowiek w Polaku jest karzeł - i jesteśmy karykatury, i jesteśmy tragiczna nicość i śmiech olbrzymi ... Słońce nad Polakiem wstawa, ale zasłania swe oczy nad człowiekiem...”
(Z listu Cypriana Kamila Norwida do Michaliny Dziekońskiej z 14 listopada 1862 roku)
Bardzo proszę Administratorów by nie kwalifikowali tej notki do kategorii tematycznej "Rozmaitości - Osobiste", gdyż to co napisałem w notce nie jest bynajmniej moją osobistą sprawą, - lecz dotyczy ważnego problemu natury ogólnospołecznej.
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki, niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla polskiego państwa)
Post Scriptum
Drodzy Goście mojego blogu! Od jakiegoś czasu postanowiłem komentować tylko wpisy Internautów rozumiejących przekaz moich notek i merytorycznie odnoszących się do zawartych w nich treści. Nie znaczy to wszakże, iż nie będę odpowiadał na komentarze krytyczne. Otóż będę, ale pod warunkiem, że będą to komentarze zdroworozsądkowe i napisane w kulturalnej formie, bez napastliwej agresji, a także niezawierające wulgaryzmów, inwektyw i bezzasadnych pomówień. Nie będę tedy już odpowiadał na prostackie zaczepki, zaś komentarze hejterskie, obraźliwe, pretensjonalnie namolne i niedorzeczne, a także niezwiązane z tematem notki, - będę kwitował milczeniem, bądź odnośnikiem do niniejszego post scriptum. Niech sobie ich Autorzy piszą…, ale na Berdyczów. Nie chcę broń Boże nikogo urazić, bądź zlekceważyć, ale mam już swoje lata i szkoda mi zdrowia na przekomarzanie się z ludźmi złej woli, którym z jakichś powodów zależy tylko i wyłącznie na tym, żeby mi dołożyć, oszkalować, zemścić się za coś, bądź przyłapać na kompletnie nieistotnych drobnostkach. Zostawiam sobie wszakże margines możliwości sprostowywania „w kwestii formalnej” komentarzy ewidentnie kłamliwych, fałszywie oszczerczych, bądź insynuujących fakty niezgodne z rzeczywistością. Zastrzegam sobie także prawo blokowania natarczywie namolnych komentatorów. Licząc na okazanie mi zrozumienia pozdrawiam Państwa serdecznie, Krzysztof Pasierbiewicz (Echo24)
Inne tematy w dziale Rozmaitości