seaman seaman
1712
BLOG

O polityce bez złudzeń, a nawet cynicznie

seaman seaman Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 34

Polityka jest wieczna jak trawa. Ta fraza okropnie zabrzmi dla różnych pięknoduchów i wyznawców społecznych utopii, ale taka jest prawda. Dopóki istnieją istoty obdarzone świadomą i wolną wolą, zawsze znajdzie się ktoś pragnący zmienić świat czy choćby najbliższe otoczenie lub po prostu załatwić interes. I niekoniecznie siłą. Wtedy właśnie zaczyna się polityka, jeśli nie mamy do czynienia z psychopatami. Alternatywą dla polityki jest bezhołowie i wojna. Bo to nieprawda, że wojna jest kontynuacją polityki. Wojna to masowy mord, polityka jest co najwyżej masowym złudzeniem. No, dobra, może też być masowym oszustwem.

Wynika z powyższego, z tej nieśmiertelności polityki, że nie ma dobrych wieści dla rycerzy obywatelskości w stylu Pawła Kukiza - partie polityczne nigdy nie wyginą. Może będą się nazywały inaczej, na innych zasadach działały, ale zawsze będą istniały jako grupy ludzi, których łączy wspólny interes, idea czy po prostu pragnienie zmiany. Bo grupa jest silniejsza niż prosta suma rozproszonych głosów.

Jeśli jakiś delikwent pragnący zmiany wykaże się determinacją, zostaje przywódcą partii. Polityczni przywódcy bowiem niekoniecznie bywają najzdolniejsi czy najlepsi, przeważnie są to ludzie najbardziej zdeterminowani w dążeniu do władzy. Z kolei krytyka partii wodzowskich jest tylko częściowo uzasadniona. Każdy, kto przyjrzał się z bliska i wysłuchał postulatów tzw. partyjnych dołów jakiegokolwiek ugrupowania, ten w skrytości ducha dziękował Bogu, że w partii jest ktoś wyżej, kto jest w stanie ten demokratyczny wykwit bredni zdławić. Fakt, że politykom nie można pozwolić na wszystko, ale dopiero mielibyśmy się z pyszna, gdyby pozwolić rozbujać się woli ludu.

Jednak również nieprawdą jest, że do polityki trafia tylko egoistyczny i cyniczny element. Odsetek idiotów i złodziei wśród polityków nie odbiega od średniej krajowej. Lekarze popełniają głupstwa i biorą w łapę, prawnicy są równie pazerni, ale nie szachrują publicznie, więc jako środowiskom więcej  uchodzi im płazem. O biznesie nawet nie wspomnę.

Natomiast z powodu wyjątkowego upublicznienia sceny politycznej rozpoznajemy na niej nieporównanie więcej paskudnych figur. Często nawet komicznych, do zrywania boków. Gdyby przykładowo równie transparentna była kasta sędziowska, to zaręczam, że pękalibyśmy ze śmiechu. Chociaż często byłby to śmiech przez łzy. Natura walki o pieniądz i władzę powoduje selekcję, zarówno do polityki, czy do biznesu trafia więcej ludzi bezwzględnych niż gdzie indziej. Jednak zestawiając poczynania np. sędziów i polityków, możliwość odwołania przez wyborcę jawi się jako bezcenna. To jest podstawowa i główna korzyść z demokracji w polityce.

Politycy mają pewien wpływ na rzeczywistość. Ba, jednostki niejednokrotnie kształtowały historię. Jednak politycy dzisiaj nie wpływają aż tak, jak wyobrażają sobie wyborcy. Generalnie politykom chodzi o władzę, chociaż elektorat uparcie i nagminnie przypisuje im merytoryczne intencje, mniej lub bardziej wredne albo zbożne. Taki Jarosław Kaczyński pomawiany był, że użyje władzy, aby mścić się na politycznych wrogach. Już dawno mógłby tego dokonać i to ze śpiewem na ustach, bo ma wymarzoną sytuację w sensie zakresu władzy. Jednak nikt z jego adwersarzy nie jęczy w lochu, więc teraz ci sami ludzie twierdzą, że mu chęć zemsty odeszła, bo nie chciał stracić poparcia. Taki to mściciel, co nad zemstę przedkłada słupki sondaży.

I tu jest pies pogrzebany – polityk może pragnąć wiele, ale przeważnie bywa bezradny wobec okoliczności, otoczenia, inercji państwa czy oporu elektoratu, które są przemożne. Sprawczość polityków jest w dużej mierze mitem, który oni chętnie sobie przypisują. Donald Tusk podnosząc wiek emerytalny kreował się na proroka, który patrzy na pół wieku w głąb przyszłości. Po trzech latach jego wizje obróciły się w proch i nawet jego własna partia musi o nich zapomnieć, jeśli chce wrócić do władzy.

Ale też trzeba stwierdzić stanowczo, że w żadnym ustroju władza bynajmniej nie należy do ludu zwanego elektoratem. Najlepiej tę współzależność klasy politycznej i elektoratu oddaje parafraza znanego skądinąd powiedzenia: im się zdaje, że nas wybierają, a my udajemy, że mamy wpływ na rzeczywistość.

Wybory

Wyborcy bowiem wbrew własnemu mniemaniu mają równie nikły wpływ na bieżącą politykę. Jakoś tak się z reguły dzieje, że ludzie idą za atrakcyjnym hasłem chętniej niż za zdroworozsądkowym. Którą opcję wybierze w tej sytuacji polityk, no którą? Pytanie retoryczne. Jeśli ktoś narzeka na miałkość polityków, to proszę pamiętać, że oni grają tak, jak wyborca pozwala. A wyborca kieruje się emocjami, które zaszczepią mu media. Zaś media to przecież także biznes.

Co do samych wyborów, to mamy zawsze z tyłu głowy bolesną świadomość, że kandydatów w skali całego kraju wybrało nam kilkunastu przywódców z kilku partii politycznych. Zatem z ich łaski możemy głosować na ich wybrańców. I tylko na nich. Z drugiej strony trzeba przyznać, że nie ma wielkiego wyboru – jeśli nie partie, to czyjeś anonimowe pieniądze przesądzą, na kogo będziemy mogli głosować.

Powszechne wybory są relatywnie nieczęstym zjawiskiem w kalendarzu i pewnie dlatego politycy mówią o „święcie demokracji”. Zatem w miarę realny wpływ na politykę mamy od święta, czyli od wielkiego dzwonu. Przy czym powiedzmy sobie szczerze - pojedynczy wyborca nie ma wpływu żadnego, bo żeby mieć jakikolwiek, musi dołączyć do któregoś stada. W pojedynkę nawet Donald Trump nie może wygrać wyborów ani wpłynąć na ich wynik. Tak że nie ma co wpadać w euforię nad urną wyborczą.

Wszystkie te rzewne opowieści o narodzie suwerenie, czy o polityku słudze narodu należy traktować co najmniej z przymrużeniem oka. W polityce jest zatrzęsienie tego rodzaju poezji i trzeba ją odsiewać jak plewy od ziarna. Ziarnem polityki między innymi są np. podatki. Jak powiedział jakiś ekonomista do rządu, który posłużył się argumentem o umowie społecznej: Spróbujcie znieść przymus płacenia podatków, to zobaczycie, kto się z wami umawiał!  Albowiem ziarna ziarnami, ale chlebem powszednim polityki jest niestety kłamstwo.

Reasumując, mimo wszystko ludzie w politykę wierzą i pokładają w niej nadzieje, ale ona  słabo się odwzajemnia.

Demokracja

Demokracja jest oczywiście przereklamowana. Z punktu widzenia polityka jest niewygodna, najdelikatniej mówiąc. Niewygoda polityków jest z kolei plusem dla wyborcy, gdyż przynajmniej w minimalny sposób ogranicza zapędy polityków w sensie nieliczenia się ze społecznym głosem. Z drugiej strony silnie przeszacowany jest czynny udział w wyborach, lecz bywają takie sytuacje w polityce, że wyborcy mogą dokonać społecznego przełomu. To jest jakaś korzyść z demokracji, choć takie wydarzenie rzadko występuje w społecznej przyrodzie.

Demokratyczne procedury są ciągle atakowane przez polityków, w odróżnieniu od demokratycznego etosu, który politycy chętnie niosą na partyjnych sztandarach. Ale i wyborcy bywają zniecierpliwieni nieskutecznością demokratycznego państwa. Politycy szczególnie nie cierpią głosowania, wolą kuluarowe podchody. Wyrażają nawet opinie, że głosowanie jest szkodliwe dla jedności struktur politycznych, gdyż prowadzi do podziałów. Szczególnie widoczna jest ta tendencja w Unii Europejskiej: unijne potęgi chcą mieć decydujący wpływ na wspólnotę, a jednocześnie zachować pozory demokracji. Od deprecjonowania wartości tajnego głosowania tylko krok do kwestionowania zasady woli większości. I zaręczam, że znajdzie się mnóstwo stosownych argumentów, jak ten Magdaleny Środy, że w sprawach istotnych dla demokracji dotyczących jej fundamentów nie każdy ma równy głos.

W rezultacie wolnych wyborów do władzy może dojść zręczny tyran, na co są precedensy w historii. Jednak liberalna demokracja także nie jest prawem obywatelskim ani tym bardziej świętością. Liberalizm, choć pod przykrywką wolności, oparty jest przecież na egoizmie społecznym, co raczej nie sprzyja demokracji. Jeszcze gorszym wynaturzeniem demokracji jest liberalizm lewicowy, kiedyś występujący pod nazwą demokracji socjalistycznej. Już w dziewiętnastym wieku napisał Alexis de Tocqueville, iż nie ma takiego okrucieństwa ani takiej niegodziwości, której nie popełniłby skądinąd łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy. Ale to nie zmienia przekonania liberalnych demokratów, że każdy inny demokrata to faszysta. Skąd my to znamy?

Demokracja psuje się niepostrzeżenie, często na zasadzie, że lepsze jest wrogiem dobrego. Dobrym przykładem są żądania (aż kipiące od szlachetnych intencji), żeby zlikwidować finansowanie partii politycznych z budżetu państwa. Przecież korzystniej wydać te pieniądze na plakaty niezależnych organizacji pozarządowych (niezależnych z wyjątkiem finansowania przez rząd, rzecz jasna). Jest to demagogia, ignorancja i populizm razem wzięte. Gdyby ten pogląd zwyciężył, to mielibyśmy jakąś atrapę demokracji. Owszem, istniałyby zapewne powszechne wybory i partie polityczne, lecz futrowane przez „ludzi z miasta” albo wiszące na klamkach biznesu, co na jedno wychodzi.

Władza sądownicza

Środowisko sędziowskie w Polsce zdziczało z powodu długotrwałej bezkarności. Dowodem jest choćby kompletny brak środowiskowego oporu wobec orzeczenia Sądu Najwyższego, który uznał, że złodziej może być sędzią. Brak kontroli społecznej może powodować dziczenie obszarów władzy. Takim przykładowym obszarem jest właśnie sądownictwo, które jako element władzy do polityki przynależy. Zatem sędziowie mogą i chcą wpływać na politykę (jak każda władza), lecz odżegnują się od odpowiedzialności i kontroli społecznej. Jest to sprzeczność fatalna dla obu stron, lecz bardziej fatalna dla sędziów.

Sędziowie wydają się nie pojmować, że buntując się przeciwko ponoszeniu odpowiedzialności, kompromitują się także w oczach politycznych sprzymierzeńców. Opozycja bowiem doskonale rozumie, że sojusznik uzurpujący sobie wyższość nad wybieralną władzą jest gorszy od wroga. I snując rozważania o przejęciu władzy, co kiedyś nastąpi, właśnie obecni sprzymierzeńcy z opozycji muszą mieć w planach pacyfikację nadzwyczajnej kasty. O ile nie dokona tego obecna władza, na co się zanosi.

A pacyfikacja jest konieczna. Trudno jest bowiem w demokracji tolerować dostojnych błaznów w togach, wśród których aplauz wywołuje stwierdzenie, że są nadzwyczajną kastą ludzi. Polityczne harce, które odprawiają sędziowie w Polsce, na zachodzie skompromitowałyby ich do cna. Bo jak ktoś napisał, to sędziowie są przerdzewiałym ogniwem polskiej transformacji. Trzeba wielkiej hipokryzji albo totalnego ogłupienia, żeby bronić dzisiaj sędziowskiej kasty w Polsce.

Media

Media w Polsce zajmujące się polityką coraz mniej albo zgoła niewiele mają wspólnego z dziennikarstwem. Stoją na politycznych barykadach i to wcale nie okrakiem, jednocześnie na polityce zarabiając. Poprawniejsze byłoby dla nich określenie biznesmedia. Media uczyniły z  informacji politycznych sensacyjny serial, który pozwala im obsadzać polityków rolach czarnych charakterów lub dobroczyńców ludzkości. Tymi emocjami karmi się wyborców oraz samych polityków.

Ten sam wybryk polityczny bywa w mediach przedstawiany jako zbrodnia stanu lub jako polityczny błąd. Miękki populizm albo złowrogi putinizm może być określeniem tej samej polityki. Biznesmedia promują więc swoich faworytów i zwalczają swoich wrogów w polityce. Wydaje się i chyba słusznie, że dzisiaj, ze względu na zasięg, mają większy wpływ na politykę niż wyborcy. To kolejne zdziczenie naszego życia publicznego, które ma ścisły związek z polityką. Ale mimo wszystko polityka jest wieczna jak trawa...

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka