28 lat temu wprowadzenie stanu wojennego zostało przyjęte przez 68% społeczeństwa (w/g niezależnych ośrodków badania opinii publicznej) z ulgą jako słuszna , wymuszona okolicznościami, decyzja. Po latach prawie wszyscy potępiamy nadużycia i zbrodnie stanu wojennego . Nie zmienia to jednak podstawowego faktu , że stan wojenny był w ówczesnych warunkach, na początku zimy 81roku ,konieczny . Oczywiście najłatwiej jest prawdę zakrzyczeć – krzyk nie wymaga wiedzy ani myślenia.
Osobiście byłem uczestniczącym obserwatorem interesującego epizodu z pierwszych godzin stanu wojennego w mieście wojewódzkim X.
A było tak :
12 grudnia 1981 roku ,w sobotę ,były jak zwykle imieniny Aleksandra. Poszliśmy z Żoną na imieniny do sąsiada na I piętrze - lekarza z prywatną praktyką. Imieniny były udane , goście dopisali , jedzenie , jak zawsze było doskonałe , ja zajadałem się schabem faszerowanym śliwkami. Późnym wieczorem , ale przed 24 rozeszliśmy się do domów –odśpiewawszy wcześniej alkoholicznie i chóralnie czyli bardzo głośno My pierwsza brygada.
Nazajutrz rano ,koło ósmej ,ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyła żona. Na szczęście znała gościa , był to kierowca z Urzędu Wojewódzkiego w którym wówczas pracowałem. Podszedłem do przedpokoju w pidżamie – „Proszę się ubrać , mam pana zawieść do urzędu – poczekam w samochodzie”. Dzień był piękny, słoneczny ,przysypany śniegiem i mroźny. W Urzędzie panował ożywiony ruch. Wszedłem do sekretariatu wojewody. Wojewoda - płk B. przywitał się i powiedział żebym się zaraz zgłosił w WKU w budynku tuz obok. Zapytałem czy coś może będę potrzebował ze swojego biura. Nie , po prostu niech pan tam idzie. W dyżurce żołnierz już wiedział, ze przyjdę i skierował mnie na piętro do Szefa WSzW. Wszedłem. Uderzył mnie widok, który zobaczyłem. Duży ,słoneczny pokój , za solidnym ,dużym biurkiem , z kompletnie pustym błyszczącym blatem siedział płk Nafalski chyba Marian miał na imię , mocno odchylony na krześle do tyłu i patrzył przez okno na pobliski park.
Trochę go znałem , miałem zawsze wrażenie, że to szefowanie mocno go nudzi. Wcześniej był oficerem liniowym. Wstał , przywitaliśmy się . „Panie L. mamy zadanie , ja mam powiadomić osobiście wszystkich proboszczów w X. ,ze został wprowadzony stan wojenny , a pan znając księży i mając z nimi dobre kontakty wprowadzi mnie do nich, żeby się nie bali. Ubrał się . Założył płaszcz , zapiął pas, włożył czapkę i rękawiczki. Samochód już na nas czekał ,nie pamiętam , ale to chyba był samochód z UW. Najpierw pojechaliśmy do kościoła św. Mikołaja gdzie proboszczem był ks. S.P. Był na plebanii. Wszedłem sam , płk został w samochodzie. Ksiądz przywitał się i nie wyglądał ani na zdziwionego ani na zaskoczonego. Powiedziałem , ze przywiozłem pułkownika Nafalskiego i zapytałem czy mogę go przyprowadzić na górę .Ksiądz mieszkał na I piętrze w warunkach dość spartańskich. Panowie się przywitali.
Jeśli któryś z nich był niepewny i czuł się nieswojo to był to wojskowy. Stojąc na baczność jakby się meldował przełożonemu zaczął recytować: „ Z upoważnienia Wojskowo-Rewolucyjnej Rady Ocalenia Narodowego mam obowiązek poinformować księdza Infułata , ze działalność kościoła nie zostanie w żaden sposób zakłócona ani ograniczona „. Poradziłem mu wcześniej ,żeby się zwracał do gospodarza pleno titulo bo księża podobnie jak wojskowi lubią tytuły, stopnie i odznaczenia ,co mnie zawsze śmieszyło. Ksiądz słuchał go nawet z pewnym leciutkim rozbawieniem , a potem zapytał jak to będzie z pasterką bo ma być godzina milicyjna. „Na noc wigilijną stan wojenny zostanie zawieszony” skwapliwie wyjaśnił Pułkownik. Nie skorzystaliśmy z zaproszenia na herbatę bo w K. w owym czasie było chyba 9 parafii. Wszędzie przyjęto nas podobnie.
Tylko ks. prałat W. w parafii przy ul. Staffa nie chciał z wojskowym rozmawiać tłumacząc się złym samopoczuciem . Nie nalegałem – powiedziałem mu to co już kilkakrotnie słyszałem w czasie innych wizyt. Przed obiadem byłem już w domu.
Kilka dni później zjawił się u mnie w biurze bez zapowiedzi bp Tadeusz Etter z Poznania i prosił o pomoc w zwolnieniu z internowania pewnego pana z Y – bo w domu została chora żona z piątką małych dzieci. Biskup chciał żebym go wprowadził do Wojewody .Poradziłem mu ,żeby sobie nie zawracał głowy wojewodą i poszedł od razu do szefa SB bo to on , moim zdaniem , podejmuje w tej chwili decyzje.. Poszedłem z nim na Komendę Milicji , wprowadziłem go do szefa SB i wróciłem do siebie. Na drugi czy trzeci dzień internowany tata był już w domu. Tak było.
Wydaje mi się,ze jestem człowiekiem spokojnym , zrównoważonym i rozsądnym. Nie mam tendencji do popadania w skrajności.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura