4 czerwca 2014 roku prezydent USA Barack Obama wygłosił w Warszawie przemówienie, którego dwa zdania sprawiły kłopot ówczesnym mediom III RP:
Here in Poland we see a vibrant press and a growing civil society that holds leaders accountable — because governments exist to lift up their people, not to hold them down
Po naszemu:
Tutaj w Polsce widzimy żywą prasę i rosnące społeczeństwo obywatelskie, które rozlicza swoich przywódców – ponieważ rządy istnieją po to, aby podnosić swoje narody, a nie przygniatać
oraz:
Leaders must uphold the public trust and stand against corruption, not steal from the pockets of their own people
po naszemu:
Przywódcy muszą podtrzymywać publiczne zaufanie i sprzeciwiać się korupcji, a nie okradać kieszeń własnego narodu
co jest raczej mało dyplomatyczną aluzją pod adresem ówczesnych władz. Mija bardzo niewiele czasu i nagle okazuje się, że wysocy urzędnicy rządowi, z ministrem spraw zagranicznych na czele zostają jak dzieci podsłuchani podczas omawiania spraw wagi państwowej w restauracji „Sowa i przyjaciele”.
O czym rozmawiali, słyszała cała Polska. Cały spektakl został rozłożony na raty, by lepiej smakował spragnionej sensacji gawiedzi. Poleci parę rządowych głów, ale głównym targetem tej akcji jest Radosław Sikorski, który wypowiada słynne zdanie o murzyńskości Polaków, robieniu Amerykanom laski i uznaniu wiary w ścisły związek z USA za „bullshit”. Kariera Sikorskiego dobiega końca, zaczyna się ostry zjazd rządzącej PO w dół, dla PiS zostaje otwarta droga do powrotu do władzy. Tak łatwo podsłuchana władza traci w narodzie autorytet i jest spalona w najbliższych wyborach.
Co bystrzejsi uczestnicy i obserwatorzy sceny politycznej związani z ówczesną ekipą rozumieją, że tej ekipy nie da się uratować i szukają wyjścia awaryjnego. Tusk znajdzie bezpieczną przystań w Radzie Europy.Również przynajmniej jedna reżimowa dziennikarka okaże się na tyle cwana, że nie oszczędzi Tuska na konferencji prasowej.
Monika Olejnik jako jedyna zrozumie, że na tej ekipie trzeba już położyć krzyżyk i należy przestać się z nią liczyć. Szkoda, że nie powiedziała tego Lisowi i Michnikowi, by wyżej wymienieni nie bawili się w fałszywych proroków co do wyników nadchodzących wyborów, bo się tym ośmieszyli.
Jeśli zatem moja sugestia o amerykańskiej inspiracji operacji „zmiana władzy” jest prawdziwa, to Amerykanie mają prawo i przypominać o tym rządzącej Polską obecnie ekipie i żądać rachunku. Być może pisowskie władze ociągają się z zapłatą. Bo inaczej amerykańskiej troski o jakość polskiej demokracji wytłumaczyć nie można. Jakoś nie interesuje ich demokracja w Arabii Saudyjskiej, a przecież ją wspierają bardziej niż Polskę.
W tym roku są wybory w USA. Jeśli wygra Hilary Clinton, to będzie się upierała przy zapłacie, bo to kontynuacja tej samej polityki. Jeśli wygra Trump, to …może być jeszcze gorzej. Dla niego liczą się tylko wielcy tego świata,jeszcze bardziej niż dla Hilary. On może uznać, że PiS u władzy to nieporozumienie, a gadać to się gada z takimi jak Putin.
Może byśmy tak wznieśli się ponad odmęty 11 letniej już wojny polsko-polskiej i zauważyli, jak małym pionkiem jesteśmy w oczach wciąż wielkich rozgrywających.
Inne tematy w dziale Polityka