Siukum Balala Siukum Balala
2093
BLOG

Historia motoryzacji w naszym bloku ( 2 )

Siukum Balala Siukum Balala Motoryzacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 62

image

Roman Wąsik miał lat około 35 i chudą żonę. Był człowiekiem parteru, vis a vis wiecznie rozbitej szafki z bezpiecznikami, w której lokatorzy ze wszystkich pięter od zawsze poszukiwali fazy. Miał również dwie córki : młodszą podobną do matki, też chudą. Starszej córki nie wyparłby się przed żadnym sądem, bowiem nosiła takie same szkła jak pan Roman, tyle że w mniejszej oprawce. Roman Wąsik miał potężną wadę wzroku i nosił okulary typu " denka od butelek " z powodu tej wady miał grupę inwalidzką i pracował na zgrzewarce w spółdzielni inwalidów. Twarz jego nie budziła żadnych podejrzeń w tym sensie, że nikt nie podejrzewał go o jakieś roztrząsanie w myślach spraw skomplikowanych. Na spojrzenie wszyscy jednak zwracali uwagę bowiem oczy Romana Wąsika wydawały się cofnięte w stosunku do wału nadoczodołowego o jakieś 15 centymetrów, co twarzy nadawało bardzo marsowy wygląd. Twarz miał czerwoną i nie mieszczącą się za masywnymi oprawkami okularów. Choć nigdy nie słyszał o Martinie Lutherze Kingu to podobnie jak on, również miał marzenie. Tym marzeniem było posiadanie samochodu, którym z ustrojowego musu została Syrena 105L. O tym jednak - my lokatorzy - dowiedzieliśmy się nieco później. A było to w ciepłą jeszcze końcówkę września, w czas babiego lata, w czas rozmyślań o nadchodzącej jesieni i zimie. Czy aby węgla wystarczy ? Siedzieliśmy na ławce przed blokiem i ciągnęliśmy zapałki kto pójdzie do sklepu " Społem " Czas był jak wspomniałem nastrajający do filozoficznych rozważań. Na kogo wypadnie, na tego bęc ! Ja, Mietek - faza, czy Lutek - wywrotka ? Lutek - wywrotka nie mógł iść ze względów zdrowotnych. Lutek mieszkał w bloku 4B i uważał się za inteligenta, bowiem miał dwóch braci służących w LWP, jeden był majorem drugi kapitanem. Lutek po wódce zawsze się jąkął i powtarzał 

- wwwyy, się nie możecie ze mną ró...równać, bo, bo w mojej rodzinie są jiy kakapitanowie, jiy majoro...rowie. Pochodził z północnego Mazowsza stąd ta spycyficzna wymowa " jiy " 

Przykleił się mimo tego do naszej robotniczej klatki, bowiem nigdy nie zostawał sam i zawsze ktoś go do domu odprowadził, jeśli tylko był w stanie. Lutek był wywrotny, stąd ksywa. Jako dziecko, podczas wakacyjnego pobytu u babki na wsi dokazywał w stodole " obrzmiałej zżętymi przez żeńców snopami pszenżyta " - jak napisałby poeta. Dokazywał i spadł z sąsieka, nic mu się nie stało, jak to dziecku. Doznał jedynie uszkodzenia błędnika, który działał zasadniczo bez zarzutu, jednak po niewielkiej dawce alkoholu zaczynał szaleć i Lutek - wywrotka zaczynał się wywracać. Dla osób nie znających Lutka, było to czymś zaskakującym i każdy od razu chciał biec do budki, by zadzwonić po pogotowie. Tylko po co ? Idzie Lutek normalnie, normalnie się jąka, cóż to jest jedno, dwa piwa ? ... i nagle bęc ! jak długi. Myśmy to wiedzieli, więc w klubie miał w rogu amerykankę z wysokimi podłokietnikami i załamanym siedziskiem, zawsze więc pił odchylony do tyłu i nigdy nie spadł. Sadzanie go na taborecie byłoby tym samym co posadzenie Gagarina okrakiem na rakiecie i wysłanie w kosmos. Spadłby od razu. Nie można było Lutka wysyłać do domu samego, bo będac całkowicie przytomny, wiedząc co się wydarzy za chwilę, szedł do swojego bloku na czworaka. Przy tym normalnie zamienił z kimś - kogo znał - dwa słowa, jeśli akurat mijał. Wszyscy na osiedlu do takiego widoku Lutka byli przyzwyczajeni. Obcy już nie. Kiedyś taksówkarz wiozący o zmroku moją żonę, widząc Lutka wracającego do domu, wykrzyknął

- Jezu ! niedźwiedź. 

No przecież piszę, że po alkoholu zachowywał się normalnie. Innym razem jacyś obcy ludzie zamontowali Lutka między latarnię, a kontener na śmieci. Sytuacja typowa. Idzie Lutek na sztywnych nogach, za nim dwóch przypadkowych przechodniów. Nagle Lutek bęc ! Faceci podbiegają zaniepkojeni

- Co się stało, wszystko w porządku, nic panu nie jest ? 

- Wszystko w po...po...porządku, pomóżcie mi wstaaać. 

Pomogli, wstał i tak trzy razy. Wreszcie wyczuli owocową woń wina za 19 złotych i wcisnęli Lutka dla jego bezpieczeństwa między wspomnianą latarnię, a kontener na śmieci. Uwolnił i odholował Lutka do domu dopiero wracający z pracy Mundek - szwagier Romana Wąsika, mieszkający w tej samej klatce co Lutek. 

Wypadło na mnie, zbieram się z ławki z zamiarem udania się do sklepu " Społem " 

Nagle pod blok z fasonem zajeżdża żółty Maluch z napisem " LOK. Nauka jazdy "

i z Malucha tarabani się nikt inny tylko Roman Wąsik. Okulary na nosie, więc nic nie widzi, rozgląda się oszołomiony. Pora była ciepła, sporo jeszcze lokatorów wisiało w oknach i wszyscy jak na komendę zawylii 

-Uuuuu ? Roman ! Roman ! 

Roman poprawił okulary, obraz bloku i lokatorów powrócił Już wiedziałem kto pójdzie do sklepu. Ważne wydarzenie w życiu, życiowy zwrot, zatem uczcić trzeba i urzędową butelkę kupić za swoje. 

- No panie Romku, grubo pan teraz zajechał. 

- A kurwa " Srytę stopiątkę " chce sobie kupić. Mam już upatrzoną bahame jeloł. 

Myśmy w tej klatce robotniczej mocno bluzgali, więc upraszam admina, aby nie wykropkowywał niczego. Bo z tego nie wyjdzie prawda czasu i prawda literatury, podobnie jak w pociętym filmie nie ma prawdy czasu i prawdy ekranu. Wyjdzie coś podobnego jak gangsterski film z lektorem w polskiej telewizji. Murzynoamerykanin, gangster z Bronxu puszcza wiąchę, że białasowi z New Jersey opadają uszy, a lektor tłumaczy 

- A niech cię choroba, do diabła tam. 

Czy takiej prawdy chcemy ? To bluzganie miało jakiś sens, było związane z emocjami, z ekspresją wypowiedzi. Dziś w czasach dewaluacji wszystkiego nikogo to nie rusza. Dziś słowo " zajebisty " podczas emisji programu kulturalnego " Pegaz " nikogo nie zaskakuje. Podobnie jak angielskie zdewaluowane do cna " fuck " 

Ten pamiętny dzień zakończył się imprezą klubową. Roman był hardy i zdeterminowany. Pełna gotowość i koncentracja na widok Malucha z napisem " LOK Nauka jazdy " Najbardziej lubił kiedy instruktor pozwolił mu zapalic Malucha " z kija " Użytkownicy Malucha wiedzą, że to niewielkie auto palimy " z bata " Dźwigienka i linka dociąga zworę, obwód się zamyka, rozrusznik - jak nazwa wskazuje - rusza, bendix trybi się z wieńcem i nasze cacuszko zaczyna " gadać " jakby mialo 3000cm pojemności.

image

Jednak motoryzacja to nie bajka. " Bat " się zerwał i trzeba było wozić kij od szczotki, aby pobudzić rozrusznik. I to wtajemniczenie najbardziej Romana podniecało. Poprawiał okulary, obrzucił blok spojrzeniem niedbałym, odchylił tylną klapę i brruum ! brruum ! Maluszek zakaszlał i przechodził w miarowy reżim pracy dwóch tłoków. To Romana kręciło najbardziej. 

- Kurwa zrobię to prawko, ja im w spółdzielni wszystkim jeszcze pokażę. Jazdę to zdam na pewno, jazdy się nie boję, najgorsze są te pierdolone teksty. 

Roman na testy mówił " teksty " i do końca kursu nie nazywał ich inaczej. I z tymi " tekstami " był największy problem bowiem Roman w żaden sposób nie mógł rozwiązać sytuacji drogowych. Kto ma pierwszeństwo na rondzie, kto jedzie pierwszy ? tramwaj, ciężarówka z piaskiem, osobówka, czy pogotowie z podporządkowanej, na innym obrazku ? Mętlik totalny. Jak przekonać Romana, że żółty trojkąt, znak ostrzegający przed zwierzyną leśną nie nazywa się " Uwaga jelenie ", a na znak " Nabrzeże lub brzeg rzeki " nie mówimy " Koniec jazdy " To były dla Romana absolutne abstrakcje. Wreszcie wpadłem na pomysł zapamietany z I klasy podstawówki. Mieliśmy koleżankę, która również nie mogła zapamiętać kroju liter, więc troskliwa mama uczyła ją czytanek z Falskiego na pamięć. Sprawa się rypła dopiero zimą kiedy koleżanka wywołana do czytanki zaczęła " czytać " a jednocześnie patrzyla z zazdroscią w okno na dzieci jeżdżące na sankach. To był pomysł. Miałem znajomego egzaminatora w wydziale komunikacji urzędu wojewódzkiego, załatwiłem " teksty " było ich dopuszczonych do egzaminów chyba 20. Zawiesiliśmy wszystkie imprezy klubowe i zaczęły się ostre korepetycje. Wszystko na blachę. Test 1 : ABCD - odpowiedź poprawana C, test 2 - odpowiedź poprawna B, itd, itd. Po pewnym czasie Romek widząc sytuację z obrazka od razu zaznaczał B, czyli karetkę na sygnale, ona jedzie pierwsza. Na koniec korepetycji miał skuteczność fińskiego snajpera: 20/20. I " teksty " zaliczył podobnie - celująco, niewiele z obrazków rozumiejąc. Potem przyszedł egazmin praktyczny. To był czas kiedy o komfortowym egazminowaniu w WORD - ach można było pomarzyć. Egzaminy odbywały się na placu przed miejskim stadionem. Oczywiście zdawało się autem, którym jeździliśmy podczas kursu, To bardzo ważne, dziś wielu kierowców oblewa egazminy właśnie z tego powodu. 

- Ja panie egzaminatorze uczyłam się na innym aucie, tam hamulec był mniej czuły. To dlatego ma pan rozbity nos. 

Na egzamin Roman stawiła się prawie cała nasza robotnicza klatka. Oprócz babci z trzeciego piętra, która miała problemy z nogami. Instruktor z LOK - u rozstawił pachołki i zaczął się " placyk " Poszło nadspodziewanie dobrze, okulary osadzone wysoko, Roman na fotelu wysoko, ręce na " za dziesięć druga " Jakby znał 5 reguł Smitha, niezbędnych przy egzaminowaniu angielskich kierowców. Perfekt. Placyk tez zaliczony. A potem wyjazd na miasto. Byliśmy pewni, że wróci z tarczą.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie