
Jest w polszczyźnie powszechnie znane powiedzonko : koń ma większą głowę, niech on się martwi. Ja mam już dość utrapień z tym blogiem. Zmęczony już jestem tą codzienną pisaniną. Może dziś koń skrobnąłby notkę ? Od razu uprzedzam tych, którzy myślą, że wynająłem mecenasa Krzesińskiego do pisania notek, bo to jest człowiek do wynajęcia. Nic z tych rzeczy. Dziś notkę stworzy prawdziwy koń, a raczej kobyła Franczeska. A jak ktoś ciekawy losów mecenasa Krzesińskiego, niech sam do niego napisze. Krzesinski.Rechtsanwalt@onet.pl.

Ale, że on taką beznadziejną ksywę sobie wymyślił ? Można ze śmiechu paść zemdlonym. Czy on sądził, że jak Matylda Krzesińska była kochanką cara Mikołaja II, a potem kolejno dwóch jego kuzynów, to właściciele firmy - krzak, z którymi współpracował wezmą go za z nieprawego łoża potomka carów ? Jaki właściciel firmy - krzak słyszał o Matyldzie Krzesińskiej, primaballerinie petersburskiego baletu ? Boszee ! w tym kraju nie ma nawet porządnych, z fasonem hochsztaplerów. Nawet taka malutka Andorra jest lepsza od nas, bo miała hochsztaplera, który ogłosił się carem Borysem i rządził Andorrą przez kilka godzin. A tu jak nie Józef Bąk to Rechtsanwalt Krzesiński. Ale do rzeczy, zostawmy w spokoju tandetnych szopenfeldziarzy, jak mawiał Henryk Kwinto.

Dziś notka stworzona całkowicie przez kobyłę Franczeskę. Zapraszam na przejażdżkę po Palermo... i bez obaw proszę, ja się na koniach i powożeniu znam. Zanim zdobyłem kompletne wykształcenie i zostałem pilarzem, przez prawie rok pracowałem jako wozak przy zrywce papierówki i opału. Powoziłem przednio. Miałem do dyspozycji kobyłę Baśkę, która wprawdzie nia była tak szykowna jak Franczeska, ale pracowita była bidulka jak mało który z leśnych robotników i pilarzy... i nie piła ! Żeby już nie tracić czasu : opisu Baśki czytelnikom oszczędzę, bo jej opis, wypisz - wymaluj, można znaleźć w noweli Marii Konopnickiej " Nasza szkapa " Sorry, ale to socjalizm był, wszystkiego brakowało nawet owsa i obroku. Krzywdy jednak ze mną nie miała, bata nie używałem, a i dużo nie nakładałem, 1 - 1,5 kubika max.

Nie lubiła tylko pracować w oddziałach z przewagą dębu, grabu i buka. Czekała tylko końca tygodnia, by wrócić do sosny i świerka. A najbardziej lubiła zrywać posusz z trzebierzy. Bo to lekkie było, przesuszone. Ech Baśka ! Cwałujesz tam po końskich niebiosach, jak nigdy nie było dane ci tu na Ziemi, próżniaczysz, tarzasz się w soczystej trawie, owsa w bród. Nie zazdroszczę ci, zasłużyłaś sobie na to całym swoim pracowitym życiem. Na wspomnienia mnie wzięło. Zawsze tak jest kiedy jadę bryczką, a podkowy wystukują miłe dla ucha melodyjki. Bo nie masz przyjemniejszej muzyki, nad postukiwanie podkówek o miejski bruk. To był naprawdę triumfalny przejazd po Pelermo. Starsi czytelnicy pamietają, że podobną przejażdżkę po Malcie zaaranżowałem jako własny pogrzeb, tu było inaczej.
https://www.salon24.pl/u/siukumbalala/1010613,a-na-moj-pogrzeb-nie-przyszedl-nikt
Inny typ powozu, nie karawan. Szykowne lando, dach złożony. Jedziemy sobie jak po rzymskiej Via del Corso, kłaniamy się i odkłaniamy. Damy i kawalerowie w identycznych powozach. No żyć nie umierać.

- Buongiorno - uchylam kapelusza
- Buongiorno - odkłaniają się
- Saluti - to drugie włoskie słowo, które znam
- Saluti - odpowiadają

Zaryzykowałem
- Salon24 saluti tutti !
A te wszystkie kobitki na ulicy w krzyk
- Cristoforo ! Cristoforo ! Cristoforo - ti vogliamo bene
... i dawaj biec w moją stronę.
Stratują mnie - pomyślałem i kapelusz
wymiętolą, który godzinę wcześniej nabyłem, by szyku zadawać.


Ledwie zdążyłem wykrztusić do fiakra
- Chodu panie ! bo nas te baby stratują, wzięły mnie za Krzycha z Krakowa.
Ledwie z życiem uszliśmy. Jeżdżenie bryczką po Palermo to gratka, ale i spore ryzyko, kiedy jest się popularnym blogerem.




Via Roma


Dworzec kolejowy


Katedra

Inne tematy w dziale Rozmaitości