Siedzimy jak na szpilkach, choć powinienem napisać jak na pontonach. Od 4 dni tropikalna ulewa, kot i pies spakowani, Darwen ewakuowane, to tylko 9 mil od mojej ubogiej chatki, która jest tak słaba, że nawet kałuża występująca z brzegów jest w stanie jej zagrozić.
Nic to jednak, nie wie żywioł, że urodziłem się o pół godziny drogi od jeziora Drużno i o pół godziny od Nogatu, bliżej mi było na Żuławy niż Tuskowi do Kościerzyny. Powódź może mi naskoczyć. Trzeba wiedzieć gdzie się osiedlać, nie słuchać skorumpowanego urzędnika, który radzi by kupić działkę na terenach zalewowych/ bo tania/, sam sobie kup durniu i zamieszkaj z teściową.
Wybór miejsca zamieszkania to podstawowa życiowa kwestia, na pewno nie może to być Mazowsze ponieważ istnieje duże ryzyko powodzi oraz możliwy kontakt z urzędnikami, którzy jako żywo przypominają tych, którzy łaskawie służyli Mikołajowi II. Małopolska nie, za daleko do morza i płatna autostrada do Katowic. Wielkopolska ? Nie lubię nazwiska Grobelny ponieważ przekręcił mojego najlepszego kolegę, a tam chyba prezydent tak się nazywa, nie będę ryzykował. Wrocław ? Odpada, w każdej chwili może wrócić do Niemiec, w ubiegłym tygodniu był we władaniu wojsk czeskich. To miasto kosmopolita.
Wychodzi na to, że najlepszy wybór to moja chatka chędoga. Od wschodu chroniona przez Penniny, nie mylić z Pieninami, tu nie ma Szczawnicy-Krościenka, bo nikt by tego nie wymówił, tych gór pomylić się z resztą nie da, przecież każdy uczeń odróżnia orogenezę kaledońską od kredy, prawda ? Najważniejsze, że między Darwen a chatką są aż trzy zbiorniki retencyjne: Wayoh, Belmont i Delph a od południa Greater Manchester Police Station, powódź naprawdę może mi naskoczyć. Nie przysyłajcie śpiworów i koców. Stop. Przydadzą się w MOPS. Stop. Konserwy turystyczne możecie przysłać. Stop.
Inne tematy w dziale Rozmaitości