Są w życiu człowieka takie chwile kiedy trzeba odrzucić fałszywą skromność i powiedzieć sobie, że jest się zdolnym do czynów heroicznych. Bo jest się zdolnym.W ubiegłym tygodniu byłem na wojnie i wróciłem cały i zdrowy. Małżonka moja Zofia, która była moją łączniczką wróciła ze mną również w stanie nieuszkodzonym. Pojechaliśmy jak te dwa Ryśki Kapuścińskie do dwóch europejskich krajów ogarniętych wojną : do Belgii i Francji. Do krajów w śmiertelnym wojennym uścisku. Z prezydenta Francji można się śmiać, że jest niepoważny, bo jeździ motorowerem " Piaggio " w przydużym kasku do swojej maitresse. Wojny jednak wypowiada całkiem poważne.
Z Dover wyszliśmy późnym popołudniem przy bardzo silnym wietrze, wiało tak samo jak w noc poprzedzającą D - day. Małżonka moja Zofia podróż zniosła względnie dobrze, ale co to dla niej kiedy ona w kwietniu przeżyła sztorm na Morzu Jońskim, płynąc albańskim kutrem " Kalliope " pamiętającym czasy kiedy po Morzu Śródziemnym pływały austro - węgierskie okręty wojenne. Zniosła dzielnie, choć nie obyło się bez kąśliwych uwag pod moim adresem z powodu żony kapitana. Fale biły do wysokości 5 pokładu, więc okna i bulaje lśniły jak przed Wielkanocą, na co małżonka moja Zofia powiedziała, że taka żona kapitana ma klawe życie bo nie musi myć okien przed Bożym Narodzeniem. Co ja natychmiast skontrowałem słowami, że kapitanem to ja na pewno już nie zostanę, a i przed Bożym Narodzeniem nie ma zamiaru biegać z wiaderekiem dookoła domu i chlustać wodą na okna i bulaje. Również nie wybuduje domu na środku Atlantyku żeby mi sztorm mył okna przed świętami. Do Dunkierki weszliśmy przy pełnym zaciemnieniu. Noc już była. Kupiłem dwa alkomaty, które musi posiadać każdy przybywający do Francji, wojna to wojna. Niczym Hans Kloss zakleiłem lampy w samochodzie, asymetryczne na angielską modłę mogły oślepiać francuskie wojska podczas panicznej ucieczki.
Uderzenie na Belgię wyprowadziliśmy przez Nord. Niestety 10 mil za Dunkierką wpadliśmy w zasadzkę urządzoną przez żołnierzy belgijskich. Strefa Schengen powoli staje się fikcją. Z wojskiem belgijskim poradziliśmy sobie zwyczajnie, bowiem armia ta podczas ostatnich dwóch największych światowych konfliktów nie wykazała się jakąś nadzwyczajną dzielnością. Ograniczyli się jedynie do podniesienia szlabanów i pokazania Niemcom, którędy mogą najszybciej dojechać do Paryża. Obrony fortu Eben - Emael nie liczę bo to trwało coś ok. 40 minut. Tym razem zachowali się podobnie, pokazali którędy najbliżej na Brukselę. Po sforsowaniu belgijskiej granicy, Belgia stanęła przed nami otwarta i bezbronna, wraz z jej piwem i czekoladą. Gorzej było z powrotem. 10 mil przed Dunkierką zostaliśmy okrążeni przez armię francuską. To znaczy kazano nam zjechać z autostrady i krążyć po rondzie, oni tymczasem z użyciem reflektorów przeciwlotniczych świecili nam do środka naszego bojowego wozu transportowego i sprawdzali tęczówkę oka. Okularów jednak nie przepisali. Tęczówka moja i małżonki mojej Zofii przypadła im widać do gustu bowiem wpuścili nas na terytorium Francji byśmy mogli łupić ich sklepy z konfekcją i żywnością, dokładnie jak Niemcy wiosną 1940 roku... i złupiliśmy.
Ktoś może mi zarzucić, że ja tu robie sobie podśmiechujki z rzeczy poważnej jaką jest wojna, ja jednak taki zarzut zbijam z łatwością. Częstą inspiracją w pisaniu notek jest dla mnie brytyjska prasa. Po decyzji brytyjskiego parlamentu o rozpoczęciu bombardowań Syrii przez RAF w brytyjskiej gazecie natknąlem się na rysunek satyryczny : brytyjski pilot komunikując się przez radio z dowództwem pytał gdzie jest ta cholerna Belgia. Tak, więc i Brytyjczycy - mających poważny stosunek do wojny - zaczynają powoli dostrzegać zidiocenie europejskich lewackich tchórzy i hipokrytów.
Nie niepokojeni przez nikogo przebywaliśmy w kraju objętym wojną, tymczasem wrogowie naszej cywilizacji, działając niestandardowo, uderzyli w kraju, który nie doświadczył działań wojennych od 1865 roku. Muzułmanie zaatakowali przyjęcie dla osób niepełnosprawnych w San Bernardino, mordujac z zimną krwią 14 osób. Francuskie masmedia również stosują znaną z łamów Gazety Wyborczej metodę zaciemniania problemów i nienazywania muzułmańskiego terroryzmu po imieniu. To zakłamanie, określanie rzeczy i spraw jakimiś językowymi łamańcami będzie trwało do momentu kiedy kanclerzem Niemiec zostanie Lutz Bachmann, szef PEGIDA ( Patriotische Europaer gegen die Islamisierung des Abendlandes ), a prezydentem Francji Marine Le Pen. Zamach w San Bernardino określono jako terroryzm wewnętrzny, bowiem zamachowiec urodził i wychował się w USA. Chwilę potem okazało się, że był to jednak akt terroryzmu wewnętrzno - zewnętrzny bowiem żona zamachowca urodziła i wychowała się w Pakistanie, a przybyła do USA na wizę K - 1, jako świeżo poślubiona żona Amerykanina. Reportaż w telewizji francuskiej nie pozostawiał wątpliwości : normalna kobieta. Tak przynajmniej wynikało z wypowiedzi uniwersyteckich kolegów i koleżanek zamachowczyni, absolwentki wydziału farmacji Zakariya Univeristy. Normalna, uśmiechnięta, empatyczna, pilna studentka. Dlaczego ? Skąd dwa automatyczne karabinki, 5000 naboi i kilkadziesiąt bomb rurowych w miejscu gdzie inni trzymają narzędzia do porządkowania przydomowych ogrodków ? Niech mi wytłumaczą " zaciemniacze spraw " skąd bierze się motywacja u takich ludzi. Dlaczego kobieta, matka 6 - miesięcznego niemowlęcia odwozi dziecko do teściowej i wyrusza na pewną śmierć. Każdy kto zna Amerykę, choć z filmów, ten wie, że wyjście na ulicę z karabinkiem automatycznym kończy się najpierw odstrzeleniem głowy, a dopiero w drugiej kolejności przeszukaniem i ustaleniem tożsamości na podstawie prawa jazdy. Działania Tashfeen Malik burzą moje wyobrażenie o macierzyństwie, o tym jaką radość daje człowiekowi wychowywanie dziecka, czerpanie radości z jego dorastania z jego pierwszych sukcesów, radości z obserwacji kiedy zaczyna radzić sobie z życiem już samodzielnie. Tego wszystkiego brakuje mi w tym co robią zaangażowani w terroryzm muzułmanie i muzułmanki, najbardziej pokojowo nastawieni ludzie na ziemskim globie. To co widzimy za oknem jest wojną nowego typu. Jesteśmy okupowani na własne życzenie. Jesteśmy u siebie, a boimy się wyjść na zakupy. Mamy unikać dla własnego bezpieczeństwa centrów handlowych, a żołnierze mają chodzić po cywilnemu. Tak jest dla żołnierza bezpieczniej. Na lotnisku wyskakujemy z butów, a współczesny żandarm przeszukuje " obmacując " nas jakimś detektorem. Dokładnie jak na warszawskim dworcu w 1942 roku. Czy to nie wojna ? Czy nasza stara, poczciwa Europa nie zwariowała przypadkiem ? Podczas pobytu na terenie okupowanej Francji przeżyliśmy z małżonką moją Zofią krzyk zawodu / radości (niepotrzebne skreślić ) po pierwszej turze wyborów regionalnych. Jak się wyraził mój prywatny Francuz : wszyscy są w szoku, wszyscy - jak jeden mąż - są oburzeni, wszyscy cierpią, jednak 1/3 głosujących Francuzów jest szczęśliwa. Potem był tygodniowy seans zawstydzania Francuzów w wykonaniu miejscowych agitatorów i całej postępowej prasy światowej, więc wynik II tury został wyraźnie poprawiony ku zadowoleniu wszystkich Francuzów i ku niezadowoleniu 1/3 Francuzów z niedzieli poprzedzającej II turę. Nie spodziewając się już niczego dobrego po Francuzach opuściliśmy tereny okupowanej Francji i wróciliśmy z kontynentu do Albionu, gdzie jeszcze tli się odrobina zdrowego rozsądku. Jak długo jeszcze ? Oczywiście ewakuacja odbyła się zgodnie z tradycją historyczną z fortu obrony wybrzeża Memorial du Souvenir Dunkirk 1940, z miejsca z którego kierowano operacją " Dynamo "
Czytelnik zniecierpliwiony czytaniem tej przydługiej notki zapytać może dlaczego ja zdecydowalem się na czyn tak heroiczny i ryzykując życiem własnym i jeszcze cenniejszym życiem małżonki mojej Zofii, przez wzburzone morze udałem się do okupowanej Francji ? To wszystko dla dochowania tradycji, tak u nas w rodzinie jest. To już trzecie pokolenie. Czytelnicy odwiedzający to miejsce pamiętają heroiczne wyczyny babki mojej Leokadii, która z narażeniem życia przywiozła spod Małkinii do okupowanej Warszawy wyroby wędliniarskie oraz wyroby dla dziadka na uspokojenie nerwów zszarpanych przez ówczesnych Schulzów.
http://siukumbalala.salon24.pl/653375,greckie-reminiscencje-watek-babci-leokadii-4
Potem był stan wojenny i ojciec mój również dbając o wyżywienie rodziny szmuglował żywność na Boże Narodzenie. Bo dla mojego ojca bardziej liczyła się demokracja talerza niż demokracja Jaruzelskiego. Teraz ja przejąłem pałeczkę, święta za pasem. Przyjadą dzieci, wnuczka niczego na stole nie może zabraknąć. Nawet foie gras. A, że Francuzom trochę złupiliśmy ich Auchany i Cerrefoury, sami się prosili. Wcale nie musieli wypowiadać wojny tej maleńkiej Belgii. Na pewno nie szmuglowałbym żywności z kraju, który z nikim nie wojuje, bo to niezgodne z tradycją historyczną.
Szmugiel tylko z terenów okupowanych. Niemcy wiedzą to najlepiej, dlatego tak się denerwują, że ten szmugiel pieniądza z Lidlów i Aldików - do metropolii - może zostać zakłócony przez siły antydemokratyczne i nieodpowiedzialne.
Inne tematy w dziale Rozmaitości