Czy widział ktoś wyspy szczęśliwe
Gdzie kacyk złotą miał grzywę
Wszyscy, więc pieli z zachwytu
I nikt im nie robił audytu
Gdzie orły zamawiano u Wedla
Gdzie nikt nie trafiał do pierdla.
Gdzie Zbychu, Krzychu i Miras
Sprytne biznesy robili nad wyraz
Na Zbycha wołali " Grabarzu "
Bo w Sejmie nie przyjmował,
Wolał na cmentarzu.
A Julia Pitera ?
Ta też była niezgorsza
Miast rekina schwytać
Odłowiła dorsza.
... etc
Mógłbym tak dalej, bo to aż osiem długich lat, trochę wersów się uzbierało. Wersów o politycznych kacykach, malwersantach, hochsztaplerach, zwykłych złodziejach i cynicznych propagandystach. Dalej jednak polecimy prozą, ponieważ wiersz o wyspach szczęśliwych, wiersz bez wątpienia lepszy od tego, który ja mógłbym napisać, został już napisany. Każdy, kto miał dzieci i zabierał je do kina, lub każdy kto w ramach umowy z byłą żoną zabierał dzieci do kina traktując to jako formę świadczenia alimentacyjnego, ten wiersz zna również. To najbardziej znana melodia z Akademii Pana Kleksa.
Na wyspach Bergamutach
Podobno jest kot w butach
Widziano także osła
Którego mrówka niosła
Jest kura samograjka
Znosząca złote jajka
Na dębach rosną jabłka
W gronostajowych czapkach
Jest i wieloryb stary
Co nosi okulary
Sami widzicie, że z niedościgłym ścigać się nie ma sensu. A tak na marginesie alimentów, czy to prawda, że uwielbiany przez kobiety, zaproszony i fetowany na Kongresie Kobiet Polskich, Mateusz z KOD, dalej uchyla się od świadczeń alimentacyjnych ? Podobno zamiast zabierać własne dzieci do kina czy na lody urządza w Warszawie takie zadymy, że szturm na Pałac Zimowy to przy tym betka. Zuch, nie dziwota, że kobiety z Kongresówki go uwielbiają. Ja jednak nie rozumiem do końca tych polskich kobiet z Kongresówki : osobistych alimenciarzy ciągają po sądach, a cudzych chwalą i fetują. A gdzie prastare polskie : cudze chwalicie swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie ?
Furda alimenciarze, hochsztaplerzy i złodzieje dobra publicznego, dziś nie o nich wszak tylko o wyspach szczęśliwych. Na wyspach Bergamutach nie byłem, jednak nie żałuję wcale, bo wyspa Formentera, na której byłem, też uznana być musi za wyspę szczęśliwą przez każdego kto ją odwiedził. Jestem pewny, że europosłanka PO Julia Pitera podzieliłaby mój zachwyt z bardzo prostego powodu. Na Formenterze dorsze zrywa się po prostu z drzewa.

Tak, tak, dosłownie jak w naszym kraju jabłka, gruszki czy mirabelki. Tu mogłaby dorsze znosić do swojej antykorupcyjnej " czerezwyczajki " całymi koszami, jak z Rybolu, tu miałaby prawdziwą trampolinę do prawdziwej kariery. Bo na jednym dorszu naprawdę długo płynąć się nie da. Choć z innej strony biorąc europosłanka z PO to też spory sukces, choć pułap kompetencji przekroczony pięciokrotnie.
Widzimy zatem, że Formentera ( dosł. wyspa pszeniczna ) oferuje spore możliwości. To najmniejsza, najbardziej na południe wysunięta wyspa w archipelagu Balearów, w sam raz dla tych co wolą spędzać czas pod parasolem z kostkami lodu w szklaneczce, zamiast uganiać się po jakichś ruinach. Na samej wyspie obiektów do zwiedzania nie ma zbyt wiele. W stolicy wyspy Sant Francesc Xaver ( 1000 mieszkańcow ) muzeum etnograficzne. Warte wzmianki jest to, że niespotykana ilość ludzi na Balearach trudni się sztuką rękodzielniczą po dziś dzień. W stołecznym domu kultury, w ramach wymiany kulturalnej z Brazylią, wystawa
obrazów na jedwabiu brazylijskiej malarki Beatriz Pereiry. Nie kupiłem bo wcześniej kupiłem kawę brazylijską. Po co mi dwie pamiątki z Brazylii ?

W stołecznym domu kultury
Centralny plac miasta, nomen omen, to Plaza de la Constitucion tak niewielki, że robienie na nim manifestacji KOD uznałem za bezcelowe, po co Kurskiemu ( złemu ) dostarczać paliwa, że manifestacja mała. Będąc sam nie mogłem liczyć na wsparcie red. Warzechy.

Plaza de la Constitucion
Przy Plaza de la Constitucion znajduje się kościół pod wezwaniem św. Franciszka Ksawerego, najważniejszy kościół w stolicy Formentery. Architektura dziwna, absolutnie nie sakralna, jednak po zapoznaniu się z historią kościoła rzecz wydała się bardzo interesująca. Kościół w Sant Francesc Xaver to kościół prawdziwie walczący, pełniący jednocześnie funkcję fortecy. Do końca XVII wieku z kościelnych murów wystawały armaty broniące przed muzułmańskimi piratami. Tak broniono się przed niewolą i islamem w swiecie ludzi w większości niegramotnych. A dziś w świecie gramotnych durniów ? Miasteczko cały czas żyło w lęku przed wzięciem w jasyr, do Afryki zaledwie 62 mile.

Kościół św. Franciszka Ksawerego
To dygresja dla tych historycznych ignorantów, którzy każą nam walić się w pierś za kolonializm, a niektórzy i za wyprawy krzyżowe. W czasie islamskiej dominacji w basenie Morza Środziemnego porwano w niewolę i przykuto do tureckich galer ok. 4,5 miliona Europejczyków, a najznamienitszy z nich Don Miguel de Cervantes potrafił o tym dość zgrabnie wspomnieć. Ale któż z nas nie ceni Don Miguela ? Tak działają niezmienne prawa historii : albo potrafisz się obronić, albo przykują cię do galer. Historia nie zna wariantów alternatywnych. No chyba, że nazywasz się Mateusz Kijowski i na Kongresie Kobiet Polskich zostaniesz wybrany kobietą honoris causa. To też jest jakaś alternatywa. To w zasadzie wszystkie najważniejsze zabytki Sant Francesc Xaver. Jest jeszcze odkryty przeze mnie przypadkowo kamień geodezyjny wyznaczający geometryczny środek wyspy, czyli jak mawiał sekretarz POP PZPR w mojej firmie, centrum środka. Nie dziwię się, że z SLD pozostały zgliszcza, Obelix Kalisz i Czarzasty. Z takim elektoratem jak mój były kierownik naprawdę nic sensownego nie można było stworzyć, z resztą i z Kaliszem też nie.
Balowanie można zacząć już przy kamieniu, bowiem ma zgrabny kształt prostopadłościanu i na stół nadaje się idealnie. Bo teraz to co króliczki lubią najbardziej czyli Ballantines. Ja też uwielbiam parasol, leżak i kostki lodu pobrzękujące w nie do końca pustej szklaneczce, a zachód Słońca taki piękny. Wyspa dla balangowiczów to miejsce idealne i bezpieczne. Po zakończeniu imprezy nie sposób się zgubić, co to jest 84 km. kw ? tyle co nic, kiedy np. mój znajomy wrócił z budowy elektrowni Połaniec w roku 1978, przebywszy dystans 127 km i do dziś nie wie jak się to udało. Może dlatego, że między elektrownią Połaniec, a jego domem nie było morza. Na Formenterze nam to nie grozi. Na wyspie są dwie drogi główne : jedna z portu La Savina przez stolicę do przylądka Mola, druga ze stolicy do przylądka Barbaria, każde zejście z tej drogi oznacza kąpiel w morzu i natychmiastowe otrzeźwienie. Jedyne dwa niebezpieczne miejsca to klif na cyplu Barbaria i Mola, tu można się uszkodzić. Jednak i tu gospodarze zadbali o nasze bezpieczeństwo budując w tym miejscu dwie latarnie morskie, niezauważenie latarni morskiej w stanie wskazującym jest chyba niemożliwe. Nie wiem ile trzeba wypić, żeby nie zauważyć światła latarni morskiej. Swiateł " Żuka " można nie zauważyć, światłości bijącej z ulicy Czerskiej można nie zauważyć, ale latarni morskiej ? Pamiętajmy : błysk z częstotliwością co 5 sekund to latarnia Barbaria, błysk co 15 sekund to latarnia Mola. Aby pić na Formenterze trzeba jednak mieć jakąś podstawową wiedzę z nawigacji.

Latarnia Barbaria
Latarnia Mola
Po przebudzeniu się przy latarni Mola, rozejrzyjmy się, pomyślmy, może coś sobie przypomnimy ? Nie to nie " Latarnik " Sienkiewicza, tu nie ma niczego romantycznego, to latarnie bezobsługowe uruchamiane z Ibizy drogą radiową. Latarnia Mola to miejsce z powieści Julisza Verne " Hector Servadac " Na Formenterze Servadac odnajduje swojego dawnego profesora - astronoma Palmyrina Rosette, który pomaga w rozwiązaniu zagadki. Z klifu nie próbujmy jednak skakać, nie ważymy tyle co adiutant Servadaca, nie potrafimy skoczyć 12 m do góry, woda nie wrze w temp. 66 stopni, jak w powieści, a wschód i zachód Słońca w tym samym miejscu. Doba też 24 - godzinna, a nie 6 - godzinna jak u Verne'a. Przeżyliśmy. Wróciliśmy na Ziemię z planetoidy Ballantines.
Jeżeli obudzimy się przy latarni Barbaria o właściwej porze roku też przeżyć możemy rzeczy miłe. Napotkamy być może nasze ulubione polskie ptaki. Nad cyplem Barbaria przebiega szlak migracyjny ptaków wracających do domu z północnej Afryki, tu pierwszy przystanek i odpoczynek przed następnym etapem. Do brzegów Katalonii już blisko. W drogę ptaszki, czekają na was polskie dzieci, wszystkie. Nawet te, na które tatusiowie nie łożą, bo wszystkie dzieci są dobre, a tatusiowie nie wszyscy.
Jeśli jesteśmy niepoprawnymi moczymordami, nie przejmujmy się tym, że tak na Formenterze zabalowaliśmy, że nam słoma z butów wylazła. Formentera to zaledwie 6000 mieszkańców, więc na pewno nikt nie zauważył. Najdorodniejszym synom PO, elycie narodu, ludziom wysokich standardów słoma z butów wylazła przy 30 milionowym audytorium - odsłuchującym taśm Sowy - a elyty wcale się tym nie przejęły. Najlepszy z nich, wnuk wspomnianego wyżej autora " Latarnika " uważa się nawet za władnego pouczać maluczkich na antenie TVN czym jest prawdziwa demokracja i w jak straszliwy sposób jest właśnie zagrożona. Czyż to nie cudne, czyż to nie bezczelna, ordynarna hucpa ? Czymże przy tym nasza niewinna butelczka Ballantinesa ? Chivas Regal nie zamawiam, za drogie, nie na moją pisowską kieszeń.
Można oczywiście inaczej, można kulturalnie, można samochodem ze stolicy wyspy prosto nad Calo de Sant Agusti, czyli zatoczki św. Augustyna.

Zatoka św. Augustyna
Tu nasze wymarzone, smakowite Peix sec, suszone ryby a la Pitera. Zrywamy kilka z drzewa i wieziemy samochodem do nieodległej restauracji Mirador, zamawiamy najpopularniejsze danie na Formenterze, czyli ensalada pagesa. Kucharz obije suszoną rybę drewnianym młotkiem - jak najzwyklejszy Rosjanin tarankę o blat stołu w piwbarze - oddzieli skórę i ości, resztę drobno posieka.
Najprostsza ensalada pagesa to suszona ryba, marynowana papryka, zielony pieprz, pomidory, grzanki krojone w kostkę i cebulka perłowa + pagesa. Pagesa to gatunek oliwek rosnących w rejonie Balearów, także olej tłoczony z tych oliwek. Olejem pagesa zalewamy wymieszane wcześniej składniki... i to w zasadzie wszystko. Oczywiście wszystko zlecamy szefowi kuchni, a sami cieszymy się widokiem Formentery z tarasu restauracji Es Mirador. Jesteśmy nieopodal wioski El Pilar de la Mola, 202 m n.p.m. Przy dobrej pogodzie widać całą wyspę od Es Trucadors do latarni Barbaria, od portu La Savina po najpiekniejszą na wyspie zatoczkę św. Augustyna, dawnego portu z czasów rzymskich. W okresie późniejszym nad zatoczką znajdował się klasztor Augustianów, co wyjaśnia nazwę zatoczki.
Przez lornetkę lustrujemy wyspę jeszcze raz, szukamy wiatraków, takich samych jak u Don Miguela, wiatraków jest kilka, a jeden z nich najważniejszy, bo należał do Boba Dylana, który w pewnym okresie swego życia postanowił " terminować " na Formenturze jako młynarz. Wiatrak też został namierzony, nic co ważne nie może umknąć naszym oczom. Tak prawdziwi skauci mają, nawet jeśli się czasem sprzeniewierzą skautowskim zasadom i dosiądą Ballantinesa, no cóż, nie wszyscy pojdą do nieba... ja się już z tym pogodziłem.
Sałatka jest niezwykle smaczna, w wersji z ziemniakami bardzo pożywna, jedzona kiedyś przez dawnych, ciężko pracujących wieśniaków z Formentery, dla których Peix sec to kulinarne sacrum. Przygotowanie Peix sec jest niesłychanie proste. Złowioną rybę, najczęściej jakąś płaszczkę, kroimy - w zależności do wielkości - na dzwonka lub paski. Całość poddajemy głebokiemu mrożeniu przez 48 godzin, aby zatrzymać rozwój parazytów podczas procesu suszenia. Następnie sporządzamy solankę z najlepszej soli w Europie, soli z salin Ibizy. Na Formenturze niestety saliny nie działają już od roku 1984. Sól z Ibizy musi być najlepsza w Europie, bo kilogramowy woreczek kosztuje 3,5 euro, droższa jest tylko sól himalajska. Oczywiście cena soli i jej wyjątkowość to rezultat najazdu turystycznych hunów, z wypchanymi portfelami. Niemniej jednak Peix sec wyśmienita. Po wyjęciu ryb z solanki rozwieszamy je na drzewach i to wszystko. Zdejmujemy po 3 - 7 dniach. W tych rybach jest wszystko co na Formenterze najlepsze : zapach balearskiej bryzy, wschody Słońca nad El Pilar de la Mola i jego czerwonawa tarcza kiedy wisi nad latarnią Barbaria i smak soli za 3,5 euro.
I czerwono - miedziano - złoto - cytrynowy kolor plaż na wyspie i jakiś niezwykła struktura, jak kandyzowanego słodkiego smakołyku, a to tylko słona ryba. Są wyspy piękne i szczęśliwe, a niektóre tylko zielone.
Ważna uwaga dla jedzących Peix sec : jeżeli mamy zęby własne, jeżeli jesteśmy ich pewni zrywajmy ryby minimum 7 dniowe, są twarde, trudne do ugryzienia, jednak stężenie tych wszystkich niezwykłości Formentery jest w nich największe. Jeśli jednak mamy zęby - jak przywódca totalnej opozycji - wszystkie totalnie sztuczne - schwyćmy za gałąź i zerwijmy raczej rybę 3 - dniową. Jest bardziej miękka, łatwiej ją rozgryźć, stanowi mniejsze zagrożenie dla mostka, ale smakuje troszkę gorzej niż 7- dniowa. Z ensalada pagesa oczywiście tych dylematów mieć nie musimy, jemy bez obawy - rozdrobnił kucharz - naprawdę smakuje. Ja w swojej ad hoc tworzonej kulinarnej książce podróżnej ensalada pagesa zapisałem pod nazwą " Ensalada a la Pitera" Smacznego.
Inne tematy w dziale Rozmaitości