Szanowni Komentatorzy, muszę z przykrością stwierdzić, że wczorajsze przesłuchanie pana Tuska było kpiną z działań tej Sejmowej Komisji i to ze strony przesłuchujących posłów z prawej strony sceny politycznej. Już sam początek tego przesłuchania pokazał, jakie są intencje tej Komisji i pani przewodniczącej Wassermann. Ta pani powiedziała, że przysługuje świadkowi prawo do indywidualnej, swobodnej wypowiedzi, ale zastrzegła, że nie byłoby wskazane, by atakował PiS. To ja wyobrażam sobie przesłuchanie świadka w jakiejś komendzie i śledczy mówi do świadka, że może coś powiedzieć, ale nie może to być złe wyrażanie się o... rodzinie Kowalskich. Prawnicy z politowaniem patrzyli i słuchali jak to pani prawnik potrafiła ingerować już na samym początku przesłuchania w wypowiedź świadka. Ale to było cały czas w czasie istnienia tej, pożal się Boże, Komisji. W większości tego przesłuchania ze strony pani Przewodniczącej głównym tematem pozostał syn pana Tuska, Michał. Określenie "słup" w odniesieniu do pana Michała Tuska zbulwersowało pana Donalda i całkowicie słusznie. "Słupem" określamy kogoś, kto świadomie godzi się występować w czyimś imieniu i prowadzić jakąś działalność w porozumieniu ze swoim zleceniodawcą. Czyli ktoś świadomie działający w złym zamiarze, ale czegoś takiego w tym przypadku nikt nie stwierdził. Czyli taki epitet był potrzebny pani Wassermann, by zdenerwować świadka. Również pokazywanie jakiejś kartki z wykresem osób pokrzywdzonych przez Amber Gold i sugerowanie, że pan Tusk jest winny utraconych przez nich pieniędzy, jest najbardziej podłą erystyką, mającą na celu wywołania niechęci dużej liczby osób do pana Tuska. I to było widoczne na każdym kroku w zachowaniu pisowskich posłów uczestniczących w tej Komisji.
W trakcie przesłuchania pan Tusk wspomniał o aferze GetBacku, która to afera jest jeszcze bardziej groźna, bo naraziła klientów na miliardowe straty. Spółka przeżywała rozkwit w latach 2016-17. Przebijając oferty konkurencji, wykupywała od banków (również państwowych) pakiety przeterminowanych długów za pieniądze uzyskane od klientów, którym sprzedawano obligacje. Miały przynosić zysk w wysokości 15 proc. rocznie. Klientom mówiono, że obligacje są "pewne i gwarantowane”. Kupiło je za ponad 2,5 mld zł 9 tys. osób. I zadziałały te same zdarzenia jak przy aferze Amber Gold. Ludziom spółka wmawiała, że mają wspaniałą szansę na pomnożenie swego kapitału i też nic nie zrobiły instytucje do tego powołane. Przynajmniej w czasie działania Amber Gold były ostrzeżenia ze strony KNF-um, to w przypadku afery GetBacku nie było takich ostrzeżeń, a nawet było wsparcie ze strony tych instytucji. Komisja Nadzoru Finansowego, która powinna pilnować bezpieczeństwa transakcji spółek notowanych na giełdzie, wkroczyła dopiero w kwietniu 2018 r., zawieszając obrót akcjami na GPW. Wcześniej żadnej aktywności nie wykazały też ABW i CBA. Czyli znowu powtórka z afery Amber Gold i tylko nadużycie wielokrotnie większe. Ale to działanie spółki GetBacku było powiązane z polską prawicą i może dlatego nikt na początku nie reagował na kłopoty tej spółki. GetBack był partnerem i sponsorem imprez, w których brały udział najważniejsze osoby w państwie. Były to m.in. gale tygodnika "Sieci” (nagroda "Człowiek Wolności", którym została prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska), "Gazety Polskiej” (główna nagroda dla premiera Mateusza Morawieckiego), tygodnika "Wprost” ("Człowiek Roku" dla Morawieckiego). W przypadku gali z okazji 25 lecie “Gazety Polskiej” byli nawet sponsorem strategicznym. Nagrodzonymi na niej poza premierem Morawieckim byli Andrzej Gwiazda i sam prezes PiS Jarosław Kaczyński. Jeśli tacy politycy uczestniczyli w galach sponsorowanych przez GetBack, to trudno się dziwić, że ludzie spokojnie kupowali obligacje tej spółki, które okazały się bezwartościowymi papierami. Czy za to powinni odpowiadać politycy PiS z panem premierem Morawieckim na czele?
