Sosenka Sosenka
40
BLOG

Marsze nocne. Dla Jacka

Sosenka Sosenka Kultura Obserwuj notkę 25
Są zwykle nieplanowane, więc trochę nie z tego świata. Bardzo dziwnie jest budzić się nazajutrz w dziczy i widzieć ten las, tę drogę, po której szło się w gęstym mroku. To dołączam do "Nocnych podróży", "Nocnych powrotów" (rowerowe) i "Nocnych stacji"..
 
 
 
 
 
 
 
 
Marsze nocne zaczynają się wtedy, kiedy wzrok traci ostrość. Schodzimy albo dziko zbiegamy jakimś zboczem, bez szlaku, by dotrzeć do drogi trawersującej górę. O, nie, to wcale nie jest koniec i znak osady ludzkiej. Tam trzeba stanąć i korzystając z resztek światła, dopiero porządnie rozłożyć mapę.- Czy ta droga ma szansę dojść do asfaltu, czy skończy się porębą? To śmieszna kwestia w środku dnia, ale o 20.30 cokolwiek niepokojąca. Tym bardziej, że od ciemnej poręby bodaj gorszy jest dziki strumień. Albo hucząca rzeka.. z zerwanym mostem.
 
 
 
 
 
 
 
Marsze kompanią
 
 
 
 
 
 
 
Trzymamy się razem. (Kto ma latarkę, ten ma, od razu mówię, że "to ON, nie ja"). My z Izą wraz z zapadnięciem zmroku zamieniamy się w posłuszny oddziałek żołnierzy. Dbamy o czas. Adam natomiast sonduje teren, ewentualne przeszkody i niebezpieczeństwa. Ruszamy, słysząc szelest butów w piasku. Nie ma powodu, żeby w takiej kompanii milczeć, a mimo to, milczymy. Przechodzimy przez kłody, omijamy zagajniki, a kiedy wydaje się, że jest przeszkoda nie do zdobycia, silna ręka Adama wyciąga Izę i mnie na drugi brzeg. Choć w takiej kompanii czarne zbocza gór nie są groźne, a trzaski w lesie nie budzą podejrzeń, to.. pierwszy szałas turystyczny witamy z ulgą.
 
 
 
 
 
 
 
Zimą jesteśmy trochę ostrożniejsi i raczej zwiedzamy wioski. Dolnośląskie osady przysypane śniegiem wyglądają jak w osobnej baśni. O 16 odjeżdża ostatni PKS i odtąd one żyją swoim czasem. Nie ma szans, żeby dostać się dokądkolwiek, choćby wozem drabiniastym. Idziemy sobie najpierw jasnym polem, bo w dole widać światła. Potem szosą, i na poboczu nad przepaścią błyskają żółte znaki, oświetlane przez samochody. To już wiadomo, dokąd nie podchodzić, by nie spaść.. Prawdę mówiąc, te nocne zimowe marsze są i tak dużo bardziej bezpieczne niż letnie wariactwa: mają określony cel. Jeszcze można zatrzymać się w centrum Kowar i sfotografować imponujący wiadukt kolejowy (resztka linii do Kamiennej Góry). Czekając na autobus, patrzymy, jak płatki śniegu suną w strunie światła.
 
 
 
 
 
 
 
...i te niezalecane
 
 
 
 
 
 
 
Są to marsze nocne w dwie osoby, i to w zdecydowanie damskim składzie. W dwie osoby nie dotyczą one zwykle dziczy, ale cywilizowanych gór. Tyle że w tej sytuacji nawet prosta droga, aż biała w świetle księżyca, nie jest specjalnym pocieszeniem. Bo wtedy idziemy sobie cichutko pod nie całkiem ciemnym niebem, ze wzrokiem utkwionym w horyzont.- Cicho, bo.. - skupiamy się na równym kroku. W mokrych butach telepie się igliwie, skarpetka nie odchodzi od skóry, co to oznacza, wiadomo. Mapy nie ma, bo ją zdążyłam posiać w uroczym wąwozie, i posiadamy np. mapę Województwa. Nie, tego sposobu na przetrwanie nie będę rekomendować żadnej Damie. Pustki leśne są wtedy groźne i wydaje się, że nigdy się nie skończą. Nawet echo jest niepożądane. Dobrze, gdy w wiosce możemy wsiąść do burego, śmierdzącego spalinami - ale wspaniałego PKSA. Lub przedeptać 50 minut w kółko, aż podjedzie znajomy samochód, zawezwany komórką z miasta - Dziewczynki, ale obiecajcie.. Mówimy - Nigdy więcej - ale.. Która obieca, że następnym razem złapiemy PKS w Górach Kaczawskich, w niedzielę? O noclegach w lesie i o bliskim szumie strumienia przed zaśnięciem - innym razem.
 
Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (25)

Inne tematy w dziale Kultura