Marsze nocne zaczynają się wtedy, kiedy wzrok traci ostrość. Schodzimy albo dziko zbiegamy jakimś zboczem, bez szlaku, by dotrzeć do drogi trawersującej górę. O, nie, to wcale nie jest koniec i znak osady ludzkiej. Tam trzeba stanąć i korzystając z resztek światła, dopiero porządnie rozłożyć mapę.- Czy ta droga ma szansę dojść do asfaltu, czy skończy się porębą? To śmieszna kwestia w środku dnia, ale o 20.30 cokolwiek niepokojąca. Tym bardziej, że od ciemnej poręby bodaj gorszy jest dziki strumień. Albo hucząca rzeka.. z zerwanym mostem.
Marsze kompanią
Trzymamy się razem. (Kto ma latarkę, ten ma, od razu mówię, że "to ON, nie ja"). My z Izą wraz z zapadnięciem zmroku zamieniamy się w posłuszny oddziałek żołnierzy. Dbamy o czas. Adam natomiast sonduje teren, ewentualne przeszkody i niebezpieczeństwa. Ruszamy, słysząc szelest butów w piasku. Nie ma powodu, żeby w takiej kompanii milczeć, a mimo to, milczymy. Przechodzimy przez kłody, omijamy zagajniki, a kiedy wydaje się, że jest przeszkoda nie do zdobycia, silna ręka Adama wyciąga Izę i mnie na drugi brzeg. Choć w takiej kompanii czarne zbocza gór nie są groźne, a trzaski w lesie nie budzą podejrzeń, to.. pierwszy szałas turystyczny witamy z ulgą.
Zimą jesteśmy trochę ostrożniejsi i raczej zwiedzamy wioski. Dolnośląskie osady przysypane śniegiem wyglądają jak w osobnej baśni. O 16 odjeżdża ostatni PKS i odtąd one żyją swoim czasem. Nie ma szans, żeby dostać się dokądkolwiek, choćby wozem drabiniastym. Idziemy sobie najpierw jasnym polem, bo w dole widać światła. Potem szosą, i na poboczu nad przepaścią błyskają żółte znaki, oświetlane przez samochody. To już wiadomo, dokąd nie podchodzić, by nie spaść.. Prawdę mówiąc, te nocne zimowe marsze są i tak dużo bardziej bezpieczne niż letnie wariactwa: mają określony cel. Jeszcze można zatrzymać się w centrum Kowar i sfotografować imponujący wiadukt kolejowy (resztka linii do Kamiennej Góry). Czekając na autobus, patrzymy, jak płatki śniegu suną w strunie światła.
...i te niezalecane
Są to marsze nocne w dwie osoby, i to w zdecydowanie damskim składzie. W dwie osoby nie dotyczą one zwykle dziczy, ale cywilizowanych gór. Tyle że w tej sytuacji nawet prosta droga, aż biała w świetle księżyca, nie jest specjalnym pocieszeniem. Bo wtedy idziemy sobie cichutko pod nie całkiem ciemnym niebem, ze wzrokiem utkwionym w horyzont.- Cicho, bo.. - skupiamy się na równym kroku. W mokrych butach telepie się igliwie, skarpetka nie odchodzi od skóry, co to oznacza, wiadomo. Mapy nie ma, bo ją zdążyłam posiać w uroczym wąwozie, i posiadamy np. mapę Województwa. Nie, tego sposobu na przetrwanie nie będę rekomendować żadnej Damie. Pustki leśne są wtedy groźne i wydaje się, że nigdy się nie skończą. Nawet echo jest niepożądane. Dobrze, gdy w wiosce możemy wsiąść do burego, śmierdzącego spalinami - ale wspaniałego PKSA. Lub przedeptać 50 minut w kółko, aż podjedzie znajomy samochód, zawezwany komórką z miasta - Dziewczynki, ale obiecajcie.. Mówimy - Nigdy więcej - ale.. Która obieca, że następnym razem złapiemy PKS w Górach Kaczawskich, w niedzielę? O noclegach w lesie i o bliskim szumie strumienia przed zaśnięciem - innym razem.
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura