Prezes PZLA Henryk Olszewski o planach "Królowej młota". Anita Włodarczyk wystąpi na IO? Fot. PAP
Prezes PZLA Henryk Olszewski o planach "Królowej młota". Anita Włodarczyk wystąpi na IO? Fot. PAP

Prezes PZLA Henryk Olszewski o planach "Królowej młota". Anita Włodarczyk wystąpi na IO?

Redakcja Redakcja Lekkoatletyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 4
- Wiem, że nasza królowa młota wystartuje za rok w mistrzostwach świata. Wierzę też, że dociągnie jeszcze do Igrzysk Olimpijskich w Paryżu, ale tu oficjalnego stanowiska zawodniczki jeszcze nie ma - powiedział nam prezes PZLA Henryk Olszewski, z którym rozmawialiśmy na temat fenomenu polskich rzutów.

Olszewski to najlepszy trener w historii naszej kuli. To on szkolił dwukrotnego mistrza olimpijskiego w pchnięciu kulą Tomasza Majewskiego. Dziś odpowiada za całą polską lekką atletykę. - Przez 22 lata pracy z Tomkiem, ani razu się nie pokłóciliśmy. Oczywiście pojawiały się jakieś tam drobne zgrzyty, ale służyły wyłącznie temu, żeby było lepiej, Podczas zajęć w ogóle nie rozmawialiśmy o sporcie. Mimo różnicy wieku, swobodnie konwersowaliśmy o książkach, filmach czy polityce. Gdyby rozmowy kręciły się wyłącznie wokół sportu, to pewnie byśmy powariowali. Zresztą, świetnie rozumiemy się z Tomkiem do dziś, współpracując w strukturach PZLA - mówi nam prezes związku.

Umięśniony, a nie gruby

Wydawać by się mogło, że najważniejszą cechą kandydata na kulomiota, młociarza, czy dyskobola jest masa. Laicy mogą sądzić, że kilkuletni chłopiec rozpoczynający treningi w kole, musi mieć odpowiedni wzrost i masę.

- Adept ma być umięśniony, a nie gruby. Przede wszystkim musi być bardzo sprawny. Jak zacząłem nabór do juniorów w stworzonym przez siebie w 2000 roku ośrodku, to zaordynowałem zawodnikom mecze piłki nożnej, ale rozgrywane piłeczką tenisową. Żeby mieli trudniej, by musieli wykazać się naprawdę dużą gibkością, żeby wkładali wysiłek w opanowanie piłeczki. Siła, szybkość i sprawność to w rzutach podstawa! Za przykład niech tu posłuży mistrz olimpijski z Tokio w rzucie młotem Wojtek Nowicki, który przygodę ze sportem zaczął od gry w piłkę w trampkarzach i juniorach Jagiellonii Białystok. Dzięki temu, kiedy przeszedł do lekkiej atletyki miał już świetne podstawy „ogólnorozwojówki” - wyjaśnia Olszewski.

Polecamy:

Praca, nie żaden fenomen

Wybitny szkoleniowiec nieco zżyma się, kiedy pytamy go o fenomen polskich rzutów. - Nie ma czegoś takiego. Obecne sukcesy Biało-czerwonych to efekt kontynuowania wspaniałych tradycji. Przecież pierwszy olimpijski medal dla Polski zdobyła w rzucie dyskiem Halina Konopacka w 1928 roku w Amsterdamie. No i świetna praca trenerów już po wojnie. Za twórcę polskiej szkoły oszczepu jest uznawany Zygmunt Szelest, który szkolił Janusza Sidło wielokrotnego rekordzistę Europy, świata i olimpijskiego. Złoto w kuli zdobył w 1972 roku Władysław Komar, potem pod moim kierunkiem dwukrotnie Tomek Majewski, którego ściągnąłem do Warszawy, do założonego przez siebie w 2000 roku ośrodka szkolenia. U nas sportowe szlify zdobywał też dyskobol Piotr Małachowski trenowany przez Witolda Suskiego - wylicza.

- Wyrobiliśmy sobie taką renomę, że w pewnym momencie miałem pod opieką aż 12 kulomiotów. Wspominając szkoleniowców, którzy mieli kolosalny wpływ na sukcesy naszych sportowców, nie sposób nie wymienić doktora Czesława Cybulskiego, jednego z najwybitniejszych trenerów młociarzy. Przez jego ręce przeszli niemal wszyscy, poza Wojtkiem Nowickim, ostatni medaliści olimpijscy w rzucie młotem. Tak że to nie żaden fenomen, tylko efekt ciężkiej, systematycznej pracy wykonanej przez zawodników pod okiem fachowców światowej klasy – twierdzi trener Majewskiego.

Lepsi od Wunderteamu

Polscy lekkoatleci przywieźli z ostatnich Igrzysk w stolicy Japonii dziewięć medali, z czego aż pięć było dziełem przedstawiciel konkurencji rzutowych. Czy można już zatem mówić, że na dworze „Królowej Sportu” doczekaliśmy się równie dobrej drużyny, jak fenomenalny Wunderteam trenera Jana Mulaka, który rządził na świecie w drugiej połowie lat 50-tych i pierwszej lat 60-tych XX wieku?

- Pomiędzy tymi drużynami nie ma nawet porównania. Aktualnie startujący zdecydowanie przebili legendarnych poprzedników w liczbie zdobytych medali i wywalczonych tytułów. Poza tym, uprawianie sportu, to nie wizyta w muzeum. Trzeba pamiętać o przeszłości, ale głównie liczą się te zawody, które jeszcze przed nami – kończy prezes Olszewski.

Piotr Dobrowolski

Czytaj też:

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport