Gadowski nie powiedział całej prawdy, dżihadyści oprócz mapy Warszawy, Krakowa i Częstochowy musieli także mieć mapę Żoliborza, skoro w Dzień Dziecka zaatakowali stację metra Pl. Wilsona.
Ładunek wybuchowy umieścili w męskim, górskim rowerze, który stał przed tą samą zepsutą dwa tygodnie temu windą z -1 na poziom 0. Dzięki czujności dwojga pracowników metra: Ewie W. i numerowi 5318- zamach udaremniono. W momencie, gdy zamachowiec przechodził obok roweru, kazali mu go stąd zabrać i nosić na powierzchnię, bo w metrze zamachów robić nie wolno. Zamachowiec sprzeciwiał się, że nie będzie dygał 20 kg żelastwa po schodach, ale Ewa W. sprytnie powiedziała mu, że może wyjechać z metra windą na drugą stronę ul. Słowackiego. Gdy ten stwierdził, że ma zrobić zamach po parzystej, a nie tamtej stronie ul. Słowackiego, nr 5318 zagroził mu wezwaniem Policji, więc ustąpił.
A na poważnie, ww. winda jest już zepsuta od 18 maja 2017 r. Pani listonoszka z Urzędu na ul. Filareckiej grzecznie, codziennie wnosi swoją torbę z przesyłkami po schodach. Wszyscy żoliborscy emeryci walczą z osteoporozą i również pokonują schody w obie strony. To co będzie tu podskakiwał rowerzysta, jak my, bezpieczniacy z metra, możemy już wszystko. Od 18 maja ani razu nie widziałem nikogo, kto zajmowałby się próbą naprawienia windy.