Jeśli znacie przebieg wizyty posłów w Biurze (nie)Bezpieczeństwa m.st. Warszawy, to mogli Państwo zwrócić uwagę na kompletną nieznajomość obowiązującego prawa. Z relacji posłów wynika, że przez godzinę trzymano ich w antyszambrze. Znając kuchnię urzędniczą domyślam się, że te sieroty bez dyrektorki nie wiedziały kompletnie, co mogą i co muszą robić. BMW- zawsze ktoś wydawał im polecenia, a tu pustka.
Ale ja w sprawie osobistej. Miałem w Urzędzie Ochoty do złożenia pismo- odpowiedź na Wezwanie. Czy wyobrażają sobie Państwo, że trwało to 30 minut (słownie: trzydzieści). Najpierw trafiłem do "punktu kancelaryjnego, ale Pani była na przerwie (11.48). Wystawiła przed okienkiem tabliczkę ze strzałką wskazującą obsługę obok. Pani obok "informacja i wnioski i coś tam jeszcze", jak tylko dowiedziała się o meritum (niepotrzebnie mówiłem), wykorzystała to do skierowania mnie po numerek (i miała mnie z głowy w ten upał). Po wzięciu numerka okazało się, że obydwa stanowiska są zajęte, a urzędnicy opowiadają interesantkom dzieje urzędu od zarania. Jeden był słabszy i skończył po 10 minutach, więc zapytał, z czym przychodzę bez wciskania numerka. Powiedziałem i to był mój drugi błąd. Cwany urzędnik stwierdził "to za długo" i mojego, następnego w kolejności numerka nie wcisnął. Okazało się po 2 minutach, że pracę skończył i poszedł do domu. Natomiast "silniejszy" w gębie urzędnik nadal tokował z interesantką, czy warto mieć zainstalowaną firmę w domu. O 12.10 pojawiła się na zwolnionym stanowisku urzędniczka I pykała w komputerek. Zaraz potem ostatnia interesantka odeszła i przez 2 minuty trwała wojna nerwów, kto wciśnie mój numerek. Nie wytrzymała urzędniczka, czyli usiadłem przy okienku o 12.15. Gdy poprosiłem o potwierdzenie kopii za zgodność z oryginałem z miejsca dostałem odmowę. Po pytaniu, a kto? Pani musiała poprosić sąsiada "tokującego urzędnika". Okazało się, "że my", tylko Pani nie miała pieczątki. Za taką kompetentną obsługę serdecznie dziękuję, głosuje na Jakiego.