Inflacja przyszła do nas z zewnątrz. Wynika też z wojny. Tak mniej więcej mówił Adam Glapiński. Fakty mówią co innego. Przed napaścią Rosji na Ukrainę mieliśmy już inflację na poziomie 9,2%. Po rozpoczęciu agresji osiągnęliśmy dwucyfrową. Wtedy też w strefie Euro przekraczała nieco 7%, a w USA osiągała 8. Zawsze ruch się odbywa od wyższego poziomu, do niższego.
Z zestawienia dokonanego przez Money.pl wynika też, że podaż pieniądza przyspieszyła od 2015 roku. Do tego również roku odsetek wydatków na inwestycje w produkcie krajowym był w Polsce taki, jak w Unii. W 2021 Europa inwestuje jednak 22% PKB, my tylko 16,6%. Zdaniem ekspertów PKB Polski również w takiej sytuacji niebawem ucierpi.
Teraz rząd walcząc z inflacją rozdaje pieniądze, zmniejsza także podatki. NBP zaś podnosi oprocentowanie kredytów, utrudniając inwestowanie. Skutek zaś jest taki, że oba działania się znoszą. Przy spadku PKB, który w takim przypadku musi nastąpić, mamy wszystko, co potrzebne do kryzysu. Zarówno jednak bank centralny jak i rząd prezentują znakomite samopoczucie i za hulającą drożyznę obciążają Putina, Zachód, Tuska, tylko nie siebie.
TVP epatuje stwierdzeniem Chopina, że słowo rodzi się z dźwięku. Stąd może niedawny a dwugodzinny monolog pana Adama, traktujący o inflacji. Mnogość atoli dźwięków nie zapewnia sensu tworzonym tak słowom.
Znowu więc rodzi się pytanie, czy leci z nami pilot? Jeżeli tak, to czym steruje?