Stanisław Sygnarski Stanisław Sygnarski
114
BLOG

Układ naczyń połączonych

Stanisław Sygnarski Stanisław Sygnarski PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 0



Jakie gorące lato tego roku nad Wisłą!  Na szczęście  24 lipca nastąpiło przesilenie... Są prognozy, że reszta tego lata będzie odrobinę letniejsza więc póki co jest spokojniej w stratosferze. Nasz Prezydent obiecał przecież dwa weta w „sądowej kwestii”!  W związku z tym większa połowa ludzi dostrzegła, że - oprócz pałacu na Krakowskim Przedmieściu, księcia na koniu i wreszcie samego konia - mamy też Pana Prezydenta. Lecz - o dziwo - druga - mniejsza /ale według nich większa, prawdziwsza połowa/ stwierdziła, że właśnie wczoraj Pan Prezydent zniknął! Co więcej! Przepotworzył się w rzecz straszną! W układ chroniący układowych zaprzańców i spacerowiczów! Tak czy inaczej - co będzie u nas na jesieni - to wiadomo, że nie wiadomo... Ale póki co - teraz mamy chłodniej.

      Śmiało więc wybierzmy się za ocean. Tym bardziej, że  jesteśmy już  światowym mocarstwem! Zerwaliśmy co prawda umowę na caracale, śmigłowców więc dalej nie mamy /Rosjanie twierdzą, że w tym wieku mieć ich nie będziemy/, ale za to rozpoczynamy deal z Wujkiem Samem! A jest oczywistą oczywistością, że ten kto płaci Wujkowi, ten automatycznie staje się światowcem pełną gębą. Obiecują nam nasi waszyngtońscy bracia, że jak kupimy ich Patrioty /właśnie wycofywaną wersję - za cenę dwa razy wyższą niż za najnowszą/, to przyjmą nas do elitarnego klubu G-19. Nasze elity nie mogą takiej szansy zmarnować! Bo przecież tyle by na tym zyskały... Może kiedyś stałyby się prawdziwą elitą? Przecież taka nasza Pani Premier mogłaby - ubiegając się o fotel po obecnie nam panującym Panu Prezydencie - napisać bez ogródek w swoim cv: „byłam w 19 gie!” 

A nasz najgenialniejszy strateg? Czyż nie miałby powodu do dumy? Tak wypromować siebie i przy okazji nasz kraj - i to bez znajomości języka!

        A już poza tym - i przede wszystkim - Pan Minister - nasz najwaleczniejszy obrońca narodu przed wszelakimi zakusami - twierdzi z błyszczącymi oczy, że to nie koniec naszych aspiracji i możliwości. Jak zatkamy - głosi gromko - wszystkie dziury budżetowe tak, że do budżetu już nic nie wcieknie, ani z niego nie wycieknie, to on... Cały nasz budżet utopi w morzu! To znaczy przeznaczy na zakup lotniskowca! Wiadomo - że nie - od żabojadów! Tylko od walecznych marines! I niech nikt nie tumani mądrego  narodu, że przez Bełtowe cieśniny lotniskowiec nie przepłynie i że nigdy nie posadzimy naszego lotniskusia w porcie na Oksywiu. Otóż posadzimy! Pan Minister umie kupować! I wie co kupuje... On kupi  nam lotniskowiec pionowego startu! Żeby w razie wschodniej nawałnicy przerzucić go nad Bajkał i stamtąd znienacka wroga razić.

    Ale - wracając do tematu - po zakupie lotniskowca awans do G-18 mamy już w kieszeni. Bo co jak co, ale pan Trump słowny to jest. A nawet wielosłowny. No bo co mu zależy coś powiedzieć. Nie, żeby on zbyt wiele słów znał. Jakiś dociekliwy Amerykanin policzył, że jego Prezydent operuje coś około siedemdziesięciu słowami, których na przemian używa... Ale to przecież nie przeszkadza zarządzać mocarstwem. Wszak cywilizacja Majów wieki trwała, a oni tylko językiem obrazkowym się posługiwali.

        Pan Trump sztukę mowy zna, czego co rusz daje wyraz, ćwierkając jak popadnie. Ciekawe, czy umie on również ćwierkać w cyrylicy? Bo Pan Putin, jak każdy dobrze wyszkolony inteligence - wieloma językami się posługuje! A niemieckim włada lepiej, niż prawie Polka - Pani Merkel, a tylko trochę gorzej, niż prawdziwy Polak od dziadka pradziadka - Pan Tusk. Ale przecież najlepiej czyta mu się cyrylicę. Pan Trump - biznesmen pełną gębą - wie, że najlepsze deale robi się ze swojakami. A kto jest swojakiem? Ten, kto gawarit po naszemu. Wszyscy wiedzą, że swój ze swoim się dogada. Przecież tyle  ich łączy. Dajmy na to - nasz kraj. Tak, tak... Nasza malutka... O jejku co ja mówię?  Nasza ogromna ojczyzna od morza do morza, od zarania łączy te -obiektywnie rzecz biorąc - lilipucie państewka. Czym ich łączy? - ktoś zapyta. Ano tym, że i jednym i drugim służymy jako miejsce testu. Ot taki sobie, wygodnie położony poligon.

    Bo, jeżeli dać wiarę pogłoskom, że „sprawa kelnerska” była nie tyle robotą, co tylko testem /co za obraza!/ - na mniejszym organizmie, by ją - nieco już zmodyfikowaną, ale w istocię tę samą „kelnerską robotę” - zaimplementować na równie przyjaznym waszyngtońskim gruncie, to jest to bardzo ważne połączenie. Przecież u nas test udał się znakomicie! No a teraz tam - za oceanem - zdaje się, że pan Trump może nie doćwierkać do końca kadencji... A jeżeli nawet doćwierka, to będzie to ćwierkanie cokolwiek cieńsze i cichsze niż mogłoby być.

     A co testują u nas nasi przyjaciele z Ameryki? Ano dwie sprawy. Pierwsza to - ile można nam sprzedać lotniskowców, żeby nie rozwścieczyć generałów Putina, a druga - jak się zachowają rosyjscy rozwścieczeni wodzowie /tym bardziej, że dla wielu z nich, jak mniemam, kurica nie  ptica.../?

     Co nam - nadwiślańczykom - pozostaje? Ano żyć. Póki co - jest pincet plus, mieszkanie na swoje, pincet dla emerytów ma być lada moment... Aha i jeszcze jedno - gorączkująca dziewczynka z białostockiej wsi cudownych wizji doznała w środku nocy! Las pod sanktuarium już wycięto. Zatem idzie nowe! Więc będzie jak było... My zwyczajni takiego życia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka