Zbliża się 10 kwietnia, dzień, w którym pięć lat temu w Rosji pod Smoleńskiem w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach runął na ziemię polski tupolew z prezydentem RP – Lechem Kaczyńskim oraz polską delegacją, udającą się na obchody 70 rocznicy zbrodni katyńskiej, na pokładzie. Wraz z prezydentem naszego kraju zginęło 95 osób, w większości polskiej elity, ludzi, których nie można zapomnieć, a często również zastąpić.
Po siedemdziesięciu latach rosyjska ziemia, ta sama ziemia, ponownie spłynęła polską krwią niewinnych ludzi. Wtedy, przed laty, NKWD dokonało zbrodni na tysiącach polskich oficerów, zabijając ich strzałem w tył głowy.
A czym była tragiczna śmierć tych, którzy chcieli złożyć im hołd w kwietniu 2010 roku, czy tylko przypadkiem?
Myślę, że moje pytanie jest w pełni uzasadnione, ponieważ wokół tej tragedii, a raczej wokół dochodzenia jej przyczyn, wątpliwości nie ubywa, a wręcz pojawiają się nowe. Cały czas są pytania, na które nie otrzymujemy odpowiedzi, albo otrzymujemy takie, w które mogą uwierzyć jedynie ludzie naiwni, niezdolni do logicznego myślenia, albo bojący się prawdy. To, że stawiam pytania, nie znaczy, że jestem przekonana o zamachu, mam po prostu wątpliwości i uważam, że każdy myślący człowiek powinien je mieć.
Brak wraku, czarnych skrzynek, oddanie śledztwa w ręce Rosjan, sprzeciw polskiego rządu w umiędzynarodowieniu śledztwa, niepozwalanie na ekshumacje ciał ofiar, zakaz udziału w przeprowadzonych ekshumacjach światowej sławy patomorfologa dr Badena, "pancerna brzoza", wątpliwe, podważone przez polskich naukowców wyniki badań próbek pobranych z wraku, odrzucanie pomocy innych państw i wiele innych faktów, to przesłanki podważające rzetelność prowadzonego w Polsce śledztwa.
W ciągu pięciu lat od katastrofy prezydenckiego tupolewa, oficjalne śledztwo nie posunęło się do przodu ani o krok. Jest oczywistym, że na wyjaśnieniu przyczyn tragedii pod Smoleńskiem nie zależy polskim władzom, z powodów znanych tylko im, a których my możemy się jedynie domyślać. Nie ulega wątpliwości, że temat Smoleńska jest kartą, po którą sięgają i sięgać będą w sytuacjach dla siebie niewygodnych, szczególnie w okresie kampanii wyborczych, czego jesteśmy świadkami chociażby podczas ostatniej kampanii prezydenckiej.
Gdy zawodzi pijar, gdy spada poparcie dla rządzących oraz ich kandydata na prezydenta, warto uderzyć w rywala w jakikolwiek sposób, a najłatwiej oskarżyć go o grę trumnami, czyli oszołomstwo, którą to umiejętnie się podsyca, chociażby organizując konferencję prokuratorów wojskowych, którzy po pięciu latach od tragedii smoleńskiej, powielają przyczyny katastrofy z raportu Anodiny i Laska, czy ujawniając kontrolowane, zmanipulowane przecieki z "nowych" odczytów zapisów czarnych skrzynek.
Prowokacja jest jednak nadto czytelna, a czas, pomimo że kampanijny, niezbyt sprzyjający, bo oto w ostatnich miesiącach jesteśmy świadkami katastrof lotniczych oraz obserwatorami związanych z nimi czynności śledczych, które standardami i profesjonalizmem w najmniejszym stopniu nie są porównywalne ze śledztwem smoleńskim, które skompromitowało nasz kraj na świecie, a nas, naród polski pozbawiło godności.
Katastrofa smoleńska została przez rządzącą koalicję upolityczniona i w takich kategoriach jest rozgrywana, a prawda o jej przyczynach uznana za nieważną.
Szkoda, że polskie władze nie zdają sobie sprawy z tego, że przez pięć lat mataczenia tragedią smoleńską, osiągnęli jedynie tyle, że pamięć o niej jest ciągle żywa, a będzie tym bardziej, im dłużej nie poznamy prawdy o jej przyczynach, prawdy, jaka by ona nie była.
I to nie my się jej boimy, ale oni.
Syzyfoptymista
Inne tematy w dziale Polityka