Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew
772
BLOG

Ten straszny pobór do wojska

Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew Wojsko Obserwuj temat Obserwuj notkę 96

image Władze Rzeczypospolitej zapowiedziały zbudowanie 300-tysięcznej armii, minister obrony zapewnia, że taka armia będzie w Polsce już za dwa lata. Powinniśmy sobie życzyć, aby tak się stało. Widzimy przecież co się dzieje za naszą wschodnią granicą. Ukraina broni się przed napaścią Rosji, ale i polska granica z Białorusią jest atakowana, na razie tylko „hybrydowo”, zorganizowanym naciskiem migrantów sprowadzanych przez Rosję z Bliskiego Wschodu, z Afryki, Azji nawet z Ameryki Południowej. Na Białorusi pojawiła się rosyjska taktyczna broń atomowa, a rakiety z głowicami atomowymi są też w obwodzie królewieckim (nazywanym przez Rosjan brzydko kaliningradzkim) i są one wycelowane w Polskę.

 Polska stała się kluczowym elementem utworzonej przez NATO tzw. wschodniej flanki. Na Polsce spoczywa odpowiedzialność za zapewnienie bezpieczeństwa w regionie środkowoeuropejskim, na ziemiach znajdujących się między Bałtykiem, a Morzem Czarnym. Ważną jest obecność żołnierzy US Army, ale główną siłą w regionie musi być Wojsko Polskie i do tego potrzebne są, a nawet są niezbędne silne i nowocześnie uzbrojone siły zbrojne Rzeczypospolitej.

 Życzymy bardzo, aby dzielna Ukraina wygrała wojnę z Rosją. Może jednak ją przegrać. I wtedy silna armia będzie Polsce jeszcze bardziej potrzebna do obrony własnych granic. Bez względu więc na to jaka będzie przyszłość zbudowanie 300-tysięcznej armii uzbrojonej w czołgi, rakiety, samoloty, które teraz kupuje rząd Zjednoczonej Prawicy, to nie jest objaw jakiejś megalomanii – jak można usłyszeć z kręgów opozycyjnych. To jest oczywista konieczność!

 Zasadniczym problem jaki mamy budując silną armią nie jest jednak pozyskanie odpowiedniego uzbrojenia, chociaż to też sprawa ważna, ale najważniejszym są ludzie, ci którzy będą w niej służyć. Przy czym nie wystarczy tylko zgromadzić 300 tysięcy żołnierzy w czasach pokojowych (armia czasu „P”) bowiem w razie zagrożenia wojennego (armia czasu „W”) trzeba będzie przeprowadzić mobilizację i armię kilka razy zwiększyć (Ukraina miała 200-250 tys. żołnierzy, teraz na froncie walczy około miliona i dowództwo ukraińskie stara się znaleźć więcej żołnierzy).

 Na wojnie ponosi się straty, trzeba je uzupełniać i do tego trzeba mieć przeszkolonych wojskowo rezerwistów. Oblicza się, że w przypadku takiej armii jaką planuje polski rząd trzeba w razie zagrożenia wojną mieć też kilka milionów przeszkolonych wojskowo obywateli.

 Szkolenie wojskowy przeprowadza się w ten sposób, że zarządzany jest pobór i tysiące młodych ludzi trafia do Zasadniczej Służby Wojskowej, przechodzi szkolenie i... przechodzi do rezerwy. W Polsce tego nie ma bowiem rząd PO-PSL „zawiesił” pobór i od wielu lat nie było szkolenia wojskowego obywateli. Premier Donald Tuska w 2008 r. przemawiając do żołnierzy składających przysięgę na krakowskim rynku użył wpadającego w ucho kalamburu o armii z wyboru, a nie z poboru. Minister obrony narodowej Bogdan Klich mówił, że to ostatnia, centralna przysięga, bo był to ostatni pobór jest ostatni, a w grudniu do armii trafią ostatni poborowi.

 Polska odtąd miała dysponować armią zawodową, „profesjonalną”, liczącą 120 tys. żołnierzy, w praktyce było ich nieco ponad 90 tysięcy. Minister Klich opowiadał, że wydatki na szkolenie wojskowe obywateli to działanie „nieekonomiczne” – „To wielkie marnotrawienie środków, bo żołnierz przychodzi do zasadniczej służby na 9 miesięcy i na tak krótki czas jego służby idą wielkie środki.” Minister chyba nie wiedział, że w rezultacie tego „marnotrawstwa” armia zyskiwała rezerwistów, których w czasie konfliktu wojennego będzie można zmobilizować i wysłać na front.

 W Stanach Zjednoczonych w okresie pokoju wszyscy obywatele zdolni do służby wojskowej są rejestrowani, aby w razie konieczności powołać ich do wojska, przeszkolić i wysłać na wojnę. Takie rozwiązanie przyjęto pod rządami PO-PSL w Polsce. Tyle że Polska to nie USA. Amerykanie mają dużą armię zawodową i równie duży terytorialny komponent sił zbrojnych (Gwardia Narodowa), umożliwiający w razie konieczności masowe szkolenie rezerw. USA graniczą z Kanadą, Meksykiem i z dwoma oceanami, a więc nie występuje groźba bezpośredniego ataku wojsk agresora na ich terytorium. W przypadku Polski jest inaczej. U nas nie mogła powstać podobna do amerykańskiej duża armia zawodowa, nie było obrony terytorialnej i dużo gorsze położenie - w razie wojny zagrożenie bezpośrednie wystąpi natychmiast i nie będzie czasu na szkolenie rezerw.
 
Przywrócenie „zawieszonego” poboru jest koniecznością, wymaga tego przede wszystkim odbudowa rezerw wojskowych pozwalających ne rozbudowę armii w sytuacji zagrożenia. Taka potrzebę rozumieją elity polityczne w innych państwach Europy. Szwedzi i Litwini przywrócili pobór i powszechne wyszkolenie wojskowe, a ostatnio zrobili to także Łotysze. Obok Austrii i Szwajcarii pobór do wojska był i jest w Danii, Estonii, Finlandii, Grecji, Mołdawii, Turcji oraz… na Białousi i w Rosji. Finowie np. stale szkolili rezerwy i dziś, w stosunku do wielkości własnej armii, mają je najliczniejsze.
 
Przywrócenie obowiązkowej służby wojskowej, przynajmniej jednorocznej, jest wręcz koniecznością narodową w Polsce. Jednak obecnie rządzący obawiają się podjęcia takiej decyzji z powodu możliwych negatywnych konsekwencji wyborczych. Gdyby Zjednoczona Prawica to zapowiedziała, opozycja „totalna” zaraz rozpętała by gwałtowną kampanię jaką to straszną krzywdę PiS funduje młodym ludziom zmuszając ich do pójścia „w kamasze”. Trzeba zastanowić się - skoro mamy stworzyć armię zdolną zarówno do skutecznej obrony naszych granic, jak też do efektywnego odstraszania potencjalnego agresora w całym regionie, czy można bez końca odkładać podjęcia tej decyzji. Same inwestycje w uzbrojenie, choć bardzo ważne, nie wystarczają. Potrzebna jest ogólnonarodowa mobilizacja w zakresie obronności, bowiem wkroczyliśmy w okres zaburzeń, niepewności i zagrożeń dla naszego bezpieczeństwa. Obowiązkowy pobór naprawdę jest konieczny do zbudowania silnej armii zdolnej Polskę obronić. Rzeczpospolita Polska nie ma takiego położenia jak Wielka Brytania, Włochy, czy Hiszpania. W tej mierze bliżej Polsce chyba do Norwegii, Finlandii, Turcji. Nie wolno też zapominać, że za czasów rządów PO-PSL uważano, iż porównywalną, a według niektórych silniejszą armią od Polski dysponowała wtedy Białoruś. I chociaż nie tylko Polacy słyszą pogróżki ze strony rosyjskich generałów, to jednak z Królewca (Kaliningradu) dużo bliżej do Warszawy, niż do Berlina, Paryża, Rzymu czy Madrytu.

 Konstytucja RP nie mówi też, że NATO ma obowiązek zapewnić państwu polskiemu ochronę. Mają to zrobić siły zbrojne Rzeczypospolitej. Do czego jest przydatna armia zawodowa można usłyszeć od zachodnich ekspertów. Otóż: „Armia zawodowa jest dostosowana do dzisiejszych wyzwań strategicznych i bojowych. W zagranicznych operacjach, których celem jest na przykład obalenie jakiegoś reżimu w Trzecim Świecie czy wytropienie terrorystów, sprawdza się dużo lepiej.” Dużo lepiej niż wojsko z poboru, mówi brytyjski ekspert Amyas Godfrey. Jednak gdyby doszło do klasycznego konfliktu, tj. agresji jednego z sąsiadów, wówczas armia zawodowa nie wystarczy. Brytyjczyk radzi, by w takim przypadku „zawodowcy” powstrzymywali napór wroga do czasu, aż zostaną zmobilizowane rezerwy i przerzuci się je na front. A więc w razie zagrożenia niepodległości i granic trzeba będzie wezwać pod broń obywateli, którzy nie są żołnierzami zawodowymi. Powstanie wówczas problem skąd wziąć na wojnę żołnierzy rezerwy, jeśli wcześniej nie szkolono ludzi w posługiwaniu się bronią?

 MON usiłuje uporać się z tym zasadniczym kłopotem promując różne rozdaje ochotniczego szkolenia wojskowego, służbę w wojskach obrony terytorialnej, Przyjęta w ubiegłym roku ustawa o obronie ojczyzny wprowadziła dobrowolną zasadniczą służbę wojskową (DZSW). Obejmuje ona miesięczne szkolenie podstawowe kończące się złożeniem przysięgi. Później można zdecydować się na trwające maksymalnie 11 miesięcy szkolenie specjalistyczne. Po jego ukończeniu można złożyć wniosek o służbę zawodową, terytorialną albo umieszczenie w tzw. rezerwie aktywnej. Należy pochwalić MON za podjęte starania, ale nadal nie wiadomo, czy to pozwoli zbudować wymaganą liczbę rezerwistów dla armii czasu „W”?

Jest jeszcze jeden niezwykle ważny, może nawet najważniejszy aspekt w budowaniu silnej armii. Marszałek Józef Piłsudski podkreślał, że sprawą najważniejszą w wojsku jest jego morale, czyli duch bojowy, wola walki, gotowość wypełniania rozkazów, znoszenia trudów i niebezpieczeństw oraz odporność psychiczna żołnierzy. Także cesarz Napoleon uważał, że moralna siła wojska w bitwie jest trzy razy ważniejsza od jego uzbrojenia. Mamy w historii sporo przykładów, gdy żołnierze dobrze uzbrojeni, ale o słabym morale przegrywali w starciach z zdeterminowanymi słabo uzbrojonymi. Dlatego uznaje się, że osłabianie morale armii godzi w interes narodowy bowiem wojsko przestaje być skuteczne w gwarantowaniu państwu bezpieczeństwa. Wykrzykiwania „opozycjonistów”, że polscy żołnierz to „śmiecie”, „zbrodniarze”, „mordercy” silnie godzi w morale naszego wojska. A widzimy jakie wielkie znaczenie ma morale na przykładzie armii ukraińskiej, odrodzenie patriotyzmu i morale ukraińskiego społeczeństwa mają zasadnicze znaczenie, pozwalają Ukrainie odpierać atak Rosji. Pamiętajmy, że po wybuchu wojny na Ukrainę wróciło około 400 tys. Ukraińców pracujących w państwach Zachodu, by wziąć udział w obronie kraju. Bez patriotyzmu i woli obrony Ukraina, nawet najobficiej zaopatrzona przez Zachód w broń, nie mogłaby się bronić.

imageW Polsce mamy do czynienia z objawami kryzysu patriotyzmu, pojawiają się nawet wezwania w tzw. mediach społecznościowy, aby w razie wojny uciekać z Polski. Szczęśliwie są też wzrastające oznaki odbudowy postaw patriotycznych, pro-obronnych, pojawia się silna gotowość służby krajowi. Coraz więcej żołnierzy Wojska Polskiego zaczyna rozumieć, że dewiza Bóg-Honor-Ojczyzna umieszczona na sztandarach wojskowych nie jest pustym sloganem. Za sprawą MON patronami jednostek wojskowych stają się Żołnierze Niezłomni, Łukasz Ciepliński „Pług”, Emil Fieldorf „Nil”, Gracjan Fróg „Szczerbiec”, Zygmunt Szendzielarz „Łupaszko”. Wojsko Polskie jest na dobrej drodze. Trzeba w tym wytrwać!


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo