Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew
500
BLOG

Nasz program był realistyczny

Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 27

image

Pytano więc odpowiadałem


Od 1964 roku działał Pan w niejawnych środowiskach antykomunistycznych. Dlaczego zaangażował się Pan w walkę z komunistami? Czy był to wpływ domu, czy wewnętrzna potrzeba wyrażenia swego sprzeciwu?

To był cały splot przyczyn. Moja sytuacja rodzinna – ojciec aresztowany i wywieziony w 1945 r. do ZSRS, gdzie przepadł. Wiadomości o walkach podziemia antykomunistycznego – wychowywałem się w domu dziadków na Podlasiu. Wreszcie pobyt w Legnicy. Legniczanie nazywali swoje miasto „małą Moskwą” bowiem ponad połowę jego ludności stanowili sowieccy wojskowi i ich rodziny; w Legnicy był wielki garnizon i dowództwo tzw. Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej. W tym mieście można było naocznie przekonać się, kto naprawdę rządzi Polską. Nie można było mieć wątpliwości czym jest „Polska Ludowa”, była sowieckim satelitą!

Co zdecydowało, że podjął Pan decyzję o jawnej działalności najpierw w Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, a potem w Konfederacji Polski Niepodległej?

Od 1972 r. uczestniczyłem w konspiracyjnym Nurcie Niepodległościowym, W 1976 r. wiedziałem, że SB rozpoznała mnie jako wroga i dalsze ukrywanie tego nie miało sensu. Uznałem też, że powstały zewnętrzne warunki do podjęcia działalności jawnej. Komuniści byli w sytuacji kryzysowej, ZSRR musiał zmniejszyć obciążenia zbrojeniowe, jego gospodarka nie podołała wyścigowi zbrojeń z Zachodem. Doszło do Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Zachód postawił wówczas rzecz bardzo ważną, prawa człowieka. Wtedy to ratyfikowano po stronie sowieckiej Deklarację Praw Człowieka. Stała się ona częścią wewnętrznego prawa w PRL. Władze komunistyczne musiały deklarację nie tylko ratyfikować, ale też ogłosić w Dzienniku Ustaw, aby dowieść, że ona obowiązuje. Ten numer Dziennika Ustaw w PRL był traktowany jak najtajniejszy dokument, nie można go było zdobyć, ale dla mnie było wystarczające, że to prawo jest i jego naruszenia będą wywoływały reakcje Zachodu. To ograniczało możliwości represyjne komunistycznego aparatu przemocy i umożliwiało jawną działalność.

Na czym wcześniej poległa Pana działalność konspiracyjna? W czym się przejawiała?

To była przed wszystkim działalność o charakterze intelektualnym, poznawanie historii i myśli politycznej, docieranie z prawdą historyczną do rożnych kręgów społecznych (w moim przypadku to była młodzież, studenci), wreszcie prace nad programem dla przyszłej partii niepodległościowej (wtedy nie było jeszcze wiadome, że to będzie KPN), no i sprawa najważniejsza – ustalenie jakie warunki muszą zaistnieć w PRL, aby starania o odzyskanie niepodległości były możliwe i skuteczne.
Przy tym dodam opinię historyka IPN: "Służba Bezpieczeństwa, pomimo dosyć dobrego rozpoznania sytuacji, napotykała jednak spore trudności w inwigilacji Szeremietiewa. Zasadniczy problem stanowił brak agentury w jego najbliższym otoczeniu, co wynikało przede wszystkim z przyjętych przez niego metod działania.” – takie „trudności operacyjne” rozpracowania mnie meldował przełożonym naczelnik Wydziału IV KW MO w Lesznie mjr Władysław Spychaj.


Po aresztowaniu przewodniczącego KPN, w czerwcu 1980 roku, pełnił Pan jego obowiązki. Od listopada 1980 roku był Pan poszukiwany listem gończym. Gdzie się Pan ukrywał do aresztowania w styczniu 1981 roku?

W końcu października 1980 r. dowiedziałem się, że będę aresztowany i zacząłem ukrywać się.  Pytanie: jak doszło do aresztowania? W zaplanowanym przez władze PRL procesie kierownictwa KPN miało zasiąść nas czterech (Moczulski, Stański, Jandziszak i ja), a ponieważ mnie nie złapali zdecydowano, że jako czwarty wystąpi ktoś inny. W opinii Moczulskiego to oznaczałoby nasze osłabienie na procesie. Koncepcja była bowiem taka, że występując w sądzie docieramy z programem Konfederacji do społeczeństwa – przez więzienie idziemy do zwycięstwa – tak to formułował Moczulski. W związku z tym Moczulski przekazał mi wiadomość z więzienia, że mam dać się złapać i 23 stycznia 1981 r. pokazałem się świadomie esbekom - zostałem aresztowany.
Natomiast wracając do kwestii ukrywania się. Nie mogłem zaszyć się w jakiejś kryjówce bowiem musiałem wykonywać moje obowiązki w KPN. Musiałem utrzymywać kontakt z organizacją, spotykać ludzi, przemieszczać się po kraju. Oczywiście zmieniłem wygląd zewnętrzny (zapuściłem brodę, inaczej ubierałem się), omijałem miejsca, które mogły być pod kontrolą SB (dworce, restauracje, hotele) i podróżowałem najczęściej autostopem, wychodząc na drogę i łapiąc tzw. okazję. Miałem też kilka adresów, których nie było w moim notatniku (okazało się, że SB miała skserowany mój notes adresowy) i gdzie w czasach jawnej działalności nigdy nie zachodziłem – w takich miejscach mogłem bezpiecznie odpocząć, zastanowić się, napisać jakiś tekst. Dlatego zapewne SB nie była w stanie mnie złapać.


W procesie kierownictwa KPN, który trwał od czerwca 1981 roku do października 1982 roku został Pan skazany przez sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego na 5 lat więzienia za „próbę obalenia ustroju PRL”. Co najbardziej utkwiło Panu w pamięci z tego procesu?

Był to najdłuższy w historii komunizmu, nie tylko w PRL, proces polityczny. Zwykle komuniści likwidowali przeciwników szybko, także nie wysilając się na procesy, ale w schyłkowym okresie ich rządów w Polsce reżim stracił kły, nie mógł już kąsać, mógł co najwyżej opluć – takim opluciem w moim przypadku było nazywanie mnie faszystą, szpiegiem imperialistów, elementem antysocjalistycznym – to robiła komunistyczna propaganda.

Trafił Pan do więzienia w wieku 37 lat: najpierw do Aresztu Śledczego w Warszawie, a potem do ciężkiego więzienia w Barczewie koło Olsztyna. Jak Pan wspomina ten czas? Jak wyglądało zderzenie z więzienną rzeczywistością? Co było najbardziej uciążliwe?

Należałem do wrogów PRL – sądzono mnie za obalanie ustroju. Był to mój świadomy wybór. W następstwie podjąłem cywilną walkę z reżimem PRL. Walkę, a to oznaczało, że po przeciwnej stronie nie widziałem partnerów do rozmów. Był wróg, którego należało pokonać. Uwiezienia nie traktowałem jako przerwy w walce. To też było „pole bitwy”. Podkreślam, że prowadziłem walkę, ale nie strzelałem, była to bowiem walka cywilna. Prezentowałem cały czas postawę odrzucania komunizmu, nie poddawałem się represjom. Potwierdzałem w ten sposób wierność ideałom. Natomiast reżim usiłował wmanewrować mnie w sytuacje, gdy dla ratowania własnej skóry zapomnę o niepodległości. Na tym polegało moje zasadnicze starcie z reżimem. I to starcie wygrałem!

Czy pamięta Pan swój pierwszy dzień po opuszczeniu więzienia?

Oczywiście, taki dzień trudno zapomnieć. Po naszym buncie w Barczewie w kiepskim stanie zdrowia zostałem przewieziony do szpitala aresztu śledczego na Rakowieckiej w Warszawie (dziś jest tam Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL). Stąd mnie po ogłoszeniu amnestii zwolniono i odwieziono do domu teściów w Zalesiu Dolnym, gdzie czekała na mnie żona. Kiedy wyszliśmy z żoną na spacer uderzyło mnie, że aleja, którą szliśmy była strasznie długa, w czasie uwięzienia spacerowałem w malutkich klatkach. Na i zaraz pojechałem odwiedzić moją matkę w Lesznie; pamiętam jej radość i dumę z syna.

Jakie były przyczyny odejścia od KPN?

Po doświadczeniu buntu w więzieniu w Barczewie z Tadeuszem Stańskim uznaliśmy, że czynny opór, w przeciwieństwie biernego oczekiwania na rozwój wypadków (co zalecał Moczulski) może być działaniem skutecznym. Dokonaliśmy krytycznej ocenę ustalonej przez Moczulskiego taktyki działania KPN. Wtedy zapadła decyzja zbudowania organizacji, która będzie funkcjonowała w pełnej konspiracji, nie wiążącej sobie rąk tzw. prawem PRL, dążącej by przez zorganizowany masowy protest odebrać władzę komunistom. W styczniu 1985 r. ogłosiliśmy powołanie Polskiej Partii Niepodległościowej.

Jakie były najbardziej dokuczliwe formy represji wobec Pana ze strony SB?

Najgorszy był brak kontaktu z żoną, kiedy musiałem ukrywać się (w czasie świąt Bożego Narodzenia żona była ściśle inwigilowana – liczyli, że ją odwiedzę) i później, gdy byłem w wiezieniu, a bardzo mnie zabolało, że SB odważyła się zamknąć ją w wiezieniu po ogłoszeniu stanu wonnego przez Jaruzelskiego w grudniu 1981 r..

W styczniu1985 roku ogłosił  Pan założenie konspiracyjnej Polskiej Partii Niepodległościowej, której został przewodniczącym. Jaki był jej program i co było celem?

Celem naszym było odzyskanie przez Polskę niepodległości. Główne założenia programowe zawierała „Deklaracja programowa PPN”  Stwierdzaliśmy, że tylko naród polski ma prawo decydować o ustroju państwa, formie rządu i kto ma władzę sprawować. Następnie, że ustawiczne poszerzanie praw i wolności obywatelskich stanowi „tradycję polskiego życia publicznego”. Podnosiliśmy wartość chrześcijaństwa i Kościoła katolickiego dla życia narodu i państwa polskiego i uwypukliwszy rolę rodziny jako miejsca formowania osobowości człowieka, uczestnika życia społecznego i narodowego. Wskazywaliśmy na rolę gospodarki: „Życie gospodarcze w państwie powinno zapewnić godny i dostatni byt wszystkim obywatelom” stosownie do stopnia aktywności, wkładu pracy i jej użyteczności. Opowiadaliśmy się za gospodarką wolnorynkową.  Wskazywaliśmy też na znaczenie tożsamości narodowej stwierdzając: „Polacy powinni być otwarci na rzeczywisty postęp i rozwój gwarantujący wejście w polskie jutro bez zrywania z narodowym wczoraj”. Wskazywaliśmy na konieczność zawarcia „rzeczywistych sojuszy” widząc przyszłość Polski w NATO i Zjednoczonej Europie – z tego powodu byliśmy szczególnie wykpiwani, uważano, że to jest pozbawione realizmu. Wzywaliśmy do wspieranie dążeń wolnościowych narodów, które niegdyś należały do wspólnej z Polakami Rzeczypospolitej, Litwinów, Białorusinów, Ukraińców.
Jak okazało się był to realistyczny program!

Czy rok 1989 swoim przebiegiem zaskoczył Pana? Czy spodziewał się Pan, że doczeka upadku Bloku Wschodniego w Europie?

W 1986 r. byłem na stypendium w USA. Spotkałem wówczas prof. Zbigniewa Brzezińskiego, który zapytał mnie jak widzę przyszłość Polski. Powiedziałem, że za parę lat blok sowiecki rozpadnie się i Polska odzyska niepodległość. Brzeziński zaśmiał się, nazwał mnie fantastą, usłyszałem, że to o czym mówię stanie się za jakieś 50, a może nawet za 100 lat.
Zanim podjąłem jawną działalność antykomunistyczną byłem przekonany, że w Polsce dojdzie do wielkich zmian, takie wnioski wysnuliśmy zastanawiając się nad tym co może się wydarzyć, a zapowiedzią był wybór polskiego kardynała na papieża i następnie powstanie wielkiego ruchu Solidarności. Stan wojenny nie zmienił mojego punktu widzenia, byłem nadal przekonany, że Polska odzyska niepodległość i jestem dumny, że mogłem do tego przyczynić się.

.....................................................................................................................
PS. Zainteresowani wchodząc na podany link mogą zobaczyć co robiłem w PRL.
https://www.salon24.pl/u/szeremietiew/953553,zebrane-razem




Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka