Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew
772
BLOG

Przekonać, czy przestraszyć?

Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 42

image

Umiarkowanie (łac. temperantia) – cnota moralna, która polega na używaniu rozumu dla panowania nad własnymi instynktami i potrzebami.




Rządzenie w porządku demokratycznym jest uzależnione od posiadania w społeczeństwie wystarczającej większości gwarantującej najpierw wygraną w wyborach, a następnie dzięki temu sformowanie większości parlamentarnej pozwalającej na stworzenie rządu, który będzie miał wystarczające zaplecze społeczne pozwalające na realizację zamiarów zapisanych w programach partii, które wybory wygrały. Praktyka rządzenia powoduje jednak, że nie wszystko co zamierza się zrobić za każdym razem zyskuje wystarczające wsparcie ze strony społeczeństwa. Zdarza się dość często, że wprowadzane zmiany, reformy, wywołują sprzeciw nie tylko ze strony opozycji i jej zwolenników, ale także wśród ludzi, którzy dotąd wspierali rządzących. Opozycja stara się oczywiście wszelkimi sposobami umacniać taki trend licząc, że w efekcie rządzący stracą poparcie społeczne i przegrają następne wybory.

Generalnie wyborcy zwykle dzielą się na trzy wielkie grupy. Są to zdeklarowani zwolennicy jakiegoś ugrupowania politycznego i równie zdeterminowani w postawach zwolennicy ugrupowania przeciwnego. W Polsce np. mamy z jednej strony Prawo i Sprawiedliwość, a z drugiej Platformę Obywatelską oraz zwolenników jednego i drugiego ugrupowania. Zwykle jednak opieranie się tylko na zdeklarowanych zwolennikach nie gwarantuje wygranej w wyborach. Żeby wygrać trzeba bowiem przekonać do siebie i zyskać głosy ludzi, którzy wśród wyborców stanowią zdecydowaną większość, a którzy nie są "popierającymi w ciemno" zwolennikami danej partii. Ci niezdecydowani są gotowi udzielić poparcia kierując się racjami rozumowymi, np. dostrzegając wartość programu. Stąd kampania wyborcza polega na tym, aby przekonać jak największą rzeszę tych nieprzekonanych, określanych czasem mianem wyborczego centrum, a stanowiącego zawsze większość wyborców.

Chcąc zjednać ludzi niezdecydowanych, zazwyczaj o umiarkowanych poglądach, ugrupowanie aspirujące do zdobycia władzy stara się prezentować jako siła rozsądna i obliczalna, gwarantująca spokój społeczny i wystrzegająca się wszelkich radykalizmów i ekstremizmów, które mogłyby wyborców umiarkowanych odstraszać.  Dlatego w kampanii wyborczej 2015 roku Prawo i Sprawiedliwość zbudowało szerszą płaszczyznę polityczną tworząc obóz Zjednoczonej Prawicy wysuwając na czoło polityków o umiarkowanych postawach jak Andrzej Duda, Beata Szydło, ale też Jarosław Gowin. Jednocześnie „schowano” PiS-owskich radykałów, zwłaszcza tak wyrazistego polityka jak Antoni Macierewicz. W efekcie Andrzej Duda został prezydentem RP, a Zjednoczona Prawica, na którą głosowali nie tylko zwolennicy PiS, wybory wygrała.

Dziś obóz Zjednoczone Prawicy znalazł się  w trudnym położeniu. Prezydent Duda pamiętający o tym, że formacja rządząca nie powinna tracić wyborców o postawach umiarkowanych zawetował projekty źle przygotowanych ustaw reformujących wymiar sprawiedliwości i przeciwstawił się radykalnym zamiarom ministra obrony w obszarze obronności.  To sprawiło, że radykałowie w obozie rządzącym zaczęli oskarżać Prezydenta o zdradę. Pojawiły się wezwania do władz PiS, aby „zdrajców”, a więc popierających Prezydenta, usunąć z obozu Dobrej Zmiany. W tym zakresie szczególnie aktywni są różni publicyści i ośrodki polityczne deklarujące, że „stoją murem” za Macierewiczem. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że wejście na taką drogę będzie skutkowało nie tylko utratą poparcia w gronie umiarkowanych wyborców, ale jest prostą drogą do rozpadu obozu Zjednoczonej Prawicy oraz przegranej w przyszłych wyborach parlamentarnych. To zagrożenie rozumie Jarosław Kaczyński, który ostatnio nawoływał, aby przekonywać do racji PiS inaczej myślących i podkreślał, ze Prezydent Duda należy do obozu Dobrej Zmiany.

PiS-owscy radykałowie obrzucający Prezydenta i jego zwolenników inwektywami zdają się nie rozumieć, że swym zachowaniem wystraszą umiarkowaną część zwolenników Dobrej Zmiany” i tym samym prowadzą do przegranej. Zapominają, że straszenie jako sposób na sparaliżowanie oporu przeciwników, dzięki czemu można sprawować rządy bywa skuteczne tylko w ustrojach dyktatorskich, gdzie straszący mają w rękach takie instrumenty władzy jak sowieckie NKWD, czy hitlerowskie SS. Pomijając moralnie negatywny kontekst zastosowania takich środków trzeba stwierdzić, że polscy radykałowie nie mają przecież planów, aby po coś takiego sięgać. Dlatego tym bardziej powinni zrozumieć, że Andrzej Duda nie jest zdrajcą, a Jarosław Kaczyński jakimś mięczakiem, który boi się śmiałych rozwiązań suflowanych przez zwolenników działań radykalnych. Obóz Zjednoczonej Prawicy, jeśli chce nadal rządzić, musi zachować poparcie środowisk umiarkowanych, co w 2015 roku przyniosło PiS zwycięstwo wyborcze.  

Opublikowano przez Tysol.pl dnia 25.11.2017 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka