Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew
1393
BLOG

Czekamy na wojnę?

Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew Wojsko Obserwuj temat Obserwuj notkę 32

Zasadą żelazną w wojsku jest jednoosobowe dowodzenie, co oznacza, że na każdym szczeblu od najniższego, przez wszystkie pododdziały i oddziały, aż do najwyższego szczebla, całości sił zbrojnych, zawsze musi być jeden dowódca.  Żołnierz nie powinien mieć wielu przełożonych, nie może mieć wątpliwości czyje rozkaz ma wykonywać. Dowódca musi wiedzieć kim dowodzi.

image

W polskiej tradycji w czasie wojny na czele sił zbrojnych stał Wódz Naczelny. Wspomnijmy, że był nim książę Józef Poniatowski, a w Polsce odrodzonej w 1918 r. marszałek Józef Piłsudski. W czasie pokojowym Piłsudski  sprawował urząd Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych, który miał dowodzić w razie wybuchu wojny. We wrześniu 1939 r. Generalny Inspektor  marsz. Śmigły Rydz objął funkcję Naczelnego Wodza. Po nim stanowisko Wodza Naczelnego zajmowali generałowie Sikorski, Sosnkowski, Bór-Komorowski, Anders.

Po 1989 r. państwo polskie (III RP) przejęło struktury Ludowego Wojska Polskiego, w którym stanowisko Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych zajmował Wojciech Jaruzelski. Z racji politycznych (upadek PRL, rozwiązanie Układu Warszawskiego) dotychczasowy system dowodzenia przestał obowiązywać. W standardzie państwa demokratycznego ministrem obrony musi być osoba cywilna, a cywil kieruje całokształtem polityki obronnej, ale nie może dowodzić wojskiem. Wtedy okazało się, że najwyższym stanowiskiem w wojsku jest Szef Sztabu Generalnego WP i jemu też przyznano uprawnienia głównodowodzącego. Pojawiły się liczne głosy, w tym mój, że jest to niezgodne z polską tradycją bowiem szef SG nigdy w Polsce nie miał uprawnień dowódczych. Postulowałem, aby przywrócić stanowisko Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych, który byłby powoływanym przez prezydenta RP pierwszym zastępcą ministra obrony i Naczelnym Wodzem w razie wybuchu wojny. Propozycja moja nie znalazła jednak uznania.

W III RP Szef SG WP został głównodowodzącym w czasie pokoju (nie rozstrzygnięto kto będzie dowodził w czasie wojny) i jemu podporządkowano dowódców rodzajów sił zbrojnych – odtworzonych Wojsk Lądowych, przekształconych w Siły Powietrzne wojsk lotniczych i obrony powietrznej kraju oraz Marynarki Wojennej.

Mimo odejścia od tradycji powstał jednak system dowodzenia, w którym zachowano zasadę jednoosobowego dowodzenia.  Tym samy posiadał  on walor skuteczności w funkcjonowaniu sił zbrojnych.

W grudniu 2012 r. ówczesny minister obrony Tomasz Siemoniak zaprezentował opracowane pod wpływem BBN kierowanego przez gen. Stanisława Kozieja  założenia „reformy systemu kierowania i dowodzenia”. W 2013 r. uchwalono ustawę, a w styczniu 2014 r. nowy system został wdrożony. Szef Sztabu Generalnego WP stracił kompetencje najwyższego dowódcy, uległy likwidacji dowództwa rodzajów sił zbrojnych, utworzono w ich miejsce „dwa dowództwa strategiczne” odpowiedzialne za dowodzenie „bieżące” oraz za dowodzenie „operacyjne”. Na szczeblu najwyższym rozdzielono dowodzenie pomiędzy szefa SG WP, Dowódcę Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych oraz Dowódcę Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, wszystkich bezpośrednio podporządkowując ministrowi obrony narodowej. Rodzajami sił zbrojnych zaczęli dowodzić dwaj równi pozycją dowódcy, generalny i operacyjny. Zrezygnowano z jednoosobowego dowodzenia na szczeblu strategicznym. W dziwnej roli został obsadzony szef SG WP, który stał się „doradcą” ministra obrony w kierowaniu całokształtem sił zbrojnych. Ministrem jest polityk cywilny, jak wiadomo z praktyki obsadzania tego stanowiska, nieposiadający szerszej wiedzy wojskowej więc szef SG WP mógł odtąd „dowodzić” doradzając ministrowi i nie ponosząc przy tym żadnej odpowiedzialności za rozkazodawstwo.

System dowodzenia siłami zbrojnymi w okresie pokoju powinien mieć zdolność przechodzenia na dowodzenie w warunkach wojennych. Po przeprowadzonej reformie nie było wiadome czy dowodzenie w czasie wojny podejmie dowództwo generalne „bieżące”, czy raczej dowództwo „operacyjne”, które w okresie pokoju ma zajmować się działaniami ekspedycyjnymi poza krajem.

Zależności dowódcze dodatkowo skomplikowało rozwiązanie przyjęte w związku z art. 134 Konstytucji RP stanowiącym, że: „Na czas wojny Prezydent Rzeczypospolitej, na wniosek Prezesa Rady Ministrów, mianuje Naczelnego Dowódcę Sił Zbrojnych”. Postanowiono, że Prezydent, zanim dojdzie do wojny, będzie wskazywał kandydata na Naczelnego Dowódcę. Okazało się jednak, że będzie to tylko „kandydat na kandydata”, bowiem w momencie wybuchu wojny Premier może wnioskować, a Prezydent mianować na to stanowisko każdego innego wojskowego. Założono, że kandydat powinien przygotować się do sprawowania funkcji dowódczych w czasie wojny „biorąc udział” w przygotowaniach do wojny, ale nie wyposażono go w odpowiednie kompetencje np. wydawania rozkazów innym dowódcom. Szczegółem, ale znamiennym, było porzucenie tytułu Wódz Naczelny, którym posługiwał się Piłsudski, na rzecz nazwy Dowódca Naczelny, jaki miał Jaruzelski.

Należałem do krytyków nowego systemu dowodzenia wojskiem. W wywiadzie dla wPolityce.pl mówiłem: „Poprzedni system dowodzenia był w mojej opinii znacznie jaśniejszy i klarowny. Szef Sztabu Generalnego był „pierwszym żołnierzem RP” i jemu podlegali dowódcy poszczególnych rodzajów Sił Zbrojnych. To wszystko zostało rozwalone”.

image

Antoni Macierewicz też należał do krytyków rozwiązań w systemie dowodzenia wprowadzonych przez prezydenta Komorowskiego. Wraz z objęciem stanowiska szefa MON w końcu 2015 r.  zapowiadał zmianę tego systemu.  Upłynęło jednak wiele miesięcy nim w maju 2017 roku w zaprezentowanej „Koncepcji Obronności RP” resort obrony ujawnił jak ma wyglądać ta zmiana.  Pozornie miał być przywrócony stan sprzed „reformy”: najwyższym stanowiskiem w wojsku zostawał ponownie Szef Sztabu Generalnego WP. Miały też być przywrócone zlikwidowane dowództwa rodzajów sił zbrojnych. Projekt zmian w systemie kierowania i dowodzenie siłami zbrojnymi minister Macierewicz przedłożył do akceptacji Prezydentowi RP. Na zamiary MON spojrzał jeden z ekspertów wojskowych piszący na łamach znanego portalu Defence24 (Maksymilian Dura „Niekończąca się reforma systemu dowodzenia i kierowania [OPINIA]”. Stwierdził on, że w zaprezentowanej przez MON  koncepcji: „Przede wszystkim można zauważyć wyraźne działania mogące zwiększyć znaczenie ministra obrony narodowej i ograniczyć rolę Prezydenta RP”.

Bez wątpienia rozwiązania ograniczające rolę Prezydenta dostrzegł nie tylko komandor Dura, ale też wojskowi współpracownicy Prezydenta Dudy (gen. Jarosław Kraszewski) i Prezydent jako Zwierzchnik Sił Zbrojnych nie zaaprobował projektu ministra obrony. W procesie naprawy systemu dowodzenia pojawił się kłopot, bowiem MON nie chce aprobować rozwiązań wskazywanych przez Prezydenta RP. Tak więc Prezydent RP ma inne zdanie niż minister obrony i naprawy systemu dowodzenia nie ma.

Bolszewicy po zdobyciu władzy w 1917 r. budując swoją armię musieli sięgnąć po fachowych oficerów z byłej armii carskiej  (w wojnie z Polską w 1920 r. prawie wszyscy sowieccy dowódcy byli absolwentami carskich akademii wojskowych, np. głównodowodzący Armii Czerwonej Wacetis ukończył w 1909 roku Mikołajewską Akademię Sztabu Generalnego). Bolszewicy oczywiście nie ufali carskim wojskowym więc wymyślili specjalny sposób dowodzenia -  obok dowódcy komandira ustawili komisara - komisarza politruka, i oni dwaj mieli dowodzić daną jednostką. Nie trudno sobie wyobrazić jakie były tego następstwa, np.   w czasie ofensywy na Warszawę dowodzący Frontem Zachodnim M. Tuchaczewski  (były oficer carski) domagał się, aby wsparły go armie sowieckie działające na południu Polski (Front Południowo-Zachodni). Bolszewik komisarz Stalin dominujący nad dowódcą frontu (Jegorow były pułkownik armii carskiej) wolał zdobywać Lwów niż uderzać na Warszawę. Po latach Tuchaczewski zaczął wypominać Stalinowi, że dlatego właśnie Sowieci przegrali wojnę z Polską. Stalinowi to nie podobało się i skrócił Tuchaczewskiego o głowę. W każdym razie w  Sowietach, po katastrofalnych doświadczeniach wojny z Hitlerem w 1941 r., gdy dowodzenia w sowieckiej armii zawiodło,  wrócono  do zasady jednoosobowego dowodzenia, a politrucy zostali tylko zastępcami dowódców.

image

Mam nadzieję, że w przypadku Polski nie będzie trzeba wojny, aby zasada jednoosobowego dowodzenia na szczeblu najwyższym sił zbrojnych RP wróciła do łask.   

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo