Harley Porter Harley Porter
1816
BLOG

Panie Gliński gdzie jest pomnik Bitwy Warszawskiej?

Harley Porter Harley Porter Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 98

Zaraz obchodzić będziemy stulecie jednej z najważniejszych w dziejach świata bitwy - Bitwy Warszawskiej. Kiedy jeszcze daleko było do tej rocznicy, trzy, cztery lata temu słyszeć się dało o szczytnych projektach, o niezwykłych, monumentalnych budowach, jakich projekty miały się ukazać. Wieszczono niezwykły łuk triumfalny, dumnie ukazujący rozkminienie przez polskich żołnierzy azjatyckiego, kominternowskiego żołdactwa, które w imieniu Sowieckiej Rosji pochłonąć chciało nie tylko Polskę ale Europę całą, a może i świat. 

Czekałem na ten pomnik pewny, że jest to najlepszy czas aby powstał. Mówili o nim polscy patrioci, a nadzieje na niezwykłą i symboliczną budowę kwitły jak jabłonie latem, bowiem nie było przecież żadnego przymrozka mogącego zniszczyć ową piękną inicjatywę. O pomniku jednak stało się cicho, tak jakby ktoś postanowił nie stworzyć go tak jak winien być stworzony tylko po swojemu. Jeszcze w zeszłym roku, jakby obudzony z głębokiego snu wyrwał się premier Morawiecki głosząc światu, że na stulecie Bitwy Warszawskiej stanie w stolicy łuk triumfalny, dumny symbol naszego zwycięstwa. A potem okazało się, że w rozpisanym konkursie rzeźbiarskim wygrał inny projekt i wypłynęło nazwisko premiera Glińskiego.

Dwudziestotrzymetrowa, podłużna bryła skręcona  jak przez ślusarza giganta z napisem 1920. Pomnik wygląda jak fragment gigantycznego wiertła i konia z rzędem temu, kto znajdzie w nim analogię do Bitwy Warszawskiej. Ale, co w niektórych okolicznościach najważniejsze - podobał się wicepremierowi Glińskiemu. Projekt poległ wśród prawicowych internautów i nieprawicowych też, bowiem, tak samo jak mi ludziom trudno było tak gigantyczne zwycięstwo utożsamiać z wielkim wiertłem. Najzwyczajniej, czasami trzeba rzeczy traktować dosłownie bez ultranowoczesnego zadęcia i bez idei trudnej do odgadnięcia. Jednak Glińskiemu się spodobał!

Wicepremier Gliński to wciąż dla mnie zagadka. Mimo, że ma wszelkie cechy aby kojarzyć się z prawdziwym mecenasem sztuki i sułtanem dziedzictwa narodowego. Jednak wbrew dumnej, ministerialnej postury, siwej skroni, spiżowego, nie uznającego sprzeciwu głosu oraz młodej żony, jakoś, za diabła, kojarzyć się nie chce. Pan Gliński od samego początku zaistnienia jego osoby na politycznym rynku, mimo niewyobrażalnego i zastanawiającego lansu dokonywanego przez samego Jarosława Kaczyńskiego, nie potrafił wzbudzić mojego zaufania. Przez długi czas zastanawiałem się, co jest nie tak z Glińskim? I w końcu, wiecie jak to jest, kiedy wszystko nagle staje się jasne,  zapadki wskoczyły na swoje miejsce! Premier Gliński najzwyczajniej, bardziej przypomina przedstawiciela zjednoczonej opozycji ( to samo ma Gowin) niż pisiora z krwi i kości. Mam wrażenie, że wicepremier kieruje się taką samą wizją świata po za PiSowskiego jak jego najwięksi opozycyjni adwersarze, zaś sama przynależność partyjna potrzebna jest mu tylko aby pławić się w tym kulturo-narodowym światku. Słowo "pławić" zdaje się jak najbardziej przystawać do Glińskiego, bowiem jak się zdaje, bardzo lubi przebywać w owej kabaretowo teatralnej rzeczywistości, wśród wykupionych obrazów i w towarzystwie wszystkich tych Jand i Gajosów, mimo, że czasami wymaga się aby oprócz przyznawania różnych dotacji i dotacyjek, tupnął nóżką, choćby na wymienionego wyżej pana.

Nie mam pojęcia czy wicepremier Gliński ma wizję kultury i zbioru polskiego dziedzictwa narodowego, z pewnością jednak ma pewność swojego trwania, bowiem łączy go jakaś niebywała więź z Jarosławem Kaczyńskim, być może, pisałem o tym w którejś z poprzednich notek, znalazł do prezesa klucz, może jest nim taki sam odbiór swojego kulturowego uwarunkowania oraz podobna, jeśli nie identyczna percepcja otaczającego świata. Nie ma w tym nic złego, ale prezes Kaczyński nie dostrzega, że Glińskiego różni od niego sposób patrzenia na współczesne elity, do których on sam ma stosunek krytyczny, za to Gliński gotów jest się z nimi bratać, co na razie udaje mu się maskować lubianą przez Kaczyńskiego bogo-ojczyźnianą retoryką.

Wróćmy jednak do pomnika Bitwy Warszawskiej. Wicepremier Gliński olał pomysł łuku triumfalnego, bowiem w kontrze do wieku chce uchodzić za człowieka nowoczesnego, idącego, do czego przypiekany nawet żywym ogniem nigdy się nie przyzna, ręka w rękę i noga w nogę z owymi elitami, których tak na prawdę nigdy się nie wyrzekł. Stąd też zamiast łuku triumfalnego będziemy mieć wielkie wiertło i nie w sto ale w sto pierwszą rocznicę Bitwy Warszawskiej, bowiem z powodu opóźnienia nikt mu nic nie zrobi - silny jest siłą prezesa. A po za tym zawsze można zwalić winę na samorząd warszawski, zaś ostatecznie owym spiżowym głosem wrzasnąć na po za elitarną gawiedź: nie mam waszych płaszczy i co mi zrobicie?

Nie zrobimy nic!

Gniewny i staram się być sprawiedliwym.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka