Harley Porter Harley Porter
194
BLOG

Splątanie Morawieckiego

Harley Porter Harley Porter Polityka Obserwuj notkę 14

Dla wielu zwolenników prawicy, w szczególności dla zwolenników Prawa i Sprawiedliwości, krytyka tuż przed wyborami (no, prawie - tuż) Mateusza Morawieckiego, jest nie do zaakceptowania. Jak dla mnie, to nie w samej krytyce jest pies pogrzebany, tylko w tym, co ona niesie i czego dotyczy. Jeśli bowiem, starałbym się obedrzeć premiera z moralności i przyzwoitości, multiplikując jego na tej niwie,  potknięcia i wady, można by mi uszy obciąć, choć z szlachecką ręką, która by to uczyniła, spory byłby problem bowiem, jak słyszałem u Ziemkiewicza, dziewięćdziesiąt procent Polaków, to chamskie nasienie, czyli, bez urazy, chłopska progenitura.

Mateusz Morawiecki, w założeniu, miał być wunderwafe  prezesa Kaczyńskiego w sporach z unijnymi biurokratami. Jawił się jako polska odpowiedź na europejski liberalizm i brukselską poprawność polityczną, miał być naszym Alberto Tombą, szusującymym między unijnymi traktatami, jak ten właśnie niezwykły narciarz, między tyczkami alpejskiego slalomu.  Jak to się skończyło, na to dosadnie w ostatnim wywiadzie w "Do Rzeczy" lepiej ode mnie, opowiedział Zbigniew Ziobro. 

W wielu komentarzach przewija się twierdzenie, że Morawiecki musiał tak działać w środowisku Unii Europejskiej, że inaczej się nie dało, bowiem chcąc mieć ciastko i zjeść ciastko, czyli zachować pewną niezależność i jednocześnie otrzymać środki unijne, pan premier musiał zachować się tak, jak się zachował, czyli zgodzić się na wszystko. Jednocześnie, wśród gorących zwolenników Mateusza Morawieckiego, krąży cały czas hipoteza, że owe bezwarunkowe zgody, to tylko taki pic fotomontaż, gra z wrażą Unią, a prawdziwej, pociągającej za sobą faktyczne konsekwencje, zgody nigdy nie będzie. Trudno przyjąć mi takie twierdzenie, trudno bowiem parcie  Morawieckiego do całkowitego demontażu polskiego sądownictwa poprzez wpakowanie w nie zasad jakie nakładają na nas tzw. kamienie milowe, które miałyby jedynie przybliżyć, bo nie dać (komisja Europejska już zastrzegła, że aby otrzymać środki, trzeba zrealizować wszystkie kamyki, a jest ich parędziesiąt) nas do otrzymania owych środków, woła o pomstę do nieba. Wszystko to staje się jeszcze bardziej szaleńcze w kontekście zapowiedzi unijnych komisarzy, że nie tylko środki na odbudowę są dla Polski zagrożone, ale także te strukturalne!

Na swoją obronę, wśród głosów krytyki, rozbrzmiewa głos samego zainteresowanego, który broniąc się przed zarzutami niezrozumiałej strachliwości przed użyciem użyciem polskiego weta, woła, że atmosfera podczas rokowań była tak ciężka, a naciski  na niego tak wielkie, że gdyby się nie zgodził, to by go tam wszyscy rozszarpali! Ten argument był podnoszony odnośnie negocjacji klimatycznych. Kiedy to usłyszałem, ręce opadły mi jak dwa, suche patyki. Co to za usprawiedliwienie? Jak polityk i dyplomata, pracujący dla swojego kraju może tak się tłumaczyć. Co by było, gdyby te naciski były o jeden poziom większe - sprzedałby Polskę, tak jak Czeski premier Hacha sprzedał w trzydziestym dziewiątym Czechy Hitlerowi?

Jednak to nie jedyna narracja Mateusza Morawieckiego. Ta druga, to bardzo pokrętna, nieprzejrzysta interpretacja udzielonych Unii zgód, jako ich nie udzielenie i niezgoda na unijne decyzje. Niezwykły paradoks, tym bardziej dziwaczny, że najpierw wspierany retoryką ujemną czyli bezretoryką  Konrada Szymańskiego, a teraz niepoprawnym, zawiłym i powikłanym gadulstwem pana vel Sęka. Ot zrodził nam się, w pełnej krasie paradoks kota Schrödingera, który jest jednocześnie żywy i martwy. Premier Morawiecki splątał się tym wszystkim, albo poplątał, a Jarosław Kaczyński bije mu zawzięcie brawo, jakby nie zauważył, że to, co zmalował jego Mateusz, choćby nie wiem jak bardzo się starać, nie ma nic wspólnego z fizyką kwantową, tylko że zwykłym zchrzanieniem sprawy!

Gniewny i staram się być sprawiedliwym.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka