Do niedawna nie było gejów - wesołków. Byli sodomici, pederaści i homoseksualiści. Niech mi bowiem ktoś powie co takiego wesołego jest w analno-oralnych zabawach dwóch owłosionych typów, chyba, że chce się nam wmówić, że życie pederastów to pasmo wesołych przygód ze świata "Facetów w rajtuzach".
Dawniej rozumiano, że dla dobra całości społeczeństwa dewiacje trzymało się na marginesie z dala od głównego nurtu życia, bowiem mądrością pokoleń ojcowie i matki narodów wiedzieli, że traktowanie wszelkich aberracji jako normy spowodować może rozpad społeczeństw, a pójście drogą deprecjonujących normę i przewidywalność, idei anarchii moralnej, doprowadzić może tylko do upadku cywilizacji.
Minister Błaszczak dokładnie widzi i wie jak bardzo za ostatnich czasów liberalnej gangreny, ruchy aberracji moralnej podniosły łby dążąc w parze z postkomunistycznym i wyhodowanym przez byłą KGB lewactwem do przejęcia rządu dusz. Nazywa więc rzeczy po imieniu, określeniem znanym i starym,mającym swoje inspiracji w Biblii. Ani Biblia ani słowo SODOMIA nie są zabronionymi. Tak więc Minister Błaszczak kierując się przyzwoitością i odpowiedzialnością za społeczeństwo nazywa rzeczy po imieniu.
I na koniec. Wzywam do powrotu ku prawdziwym znaczeniom słów i pojęć, bowiem jeszcze parę lat, a naprawdę wmówią nam, jeśli już nam nie wmawiają, że używanie słów takich jak: pederasta, homoseksualizm czy sodomia to mowa nienawiści, zaś my którzy nie chcemy indoktrynowania homoseksualnego naszych dzieci i zrównywania związków pederastycznych z małżeństwami, nazwani zostaniemy faszystami, i jak chcą aktywiści i aktywistki sodomy, pozamyka się nas do więzień.
I naprawdę ostatnie zdania: ubolewam, że prawicowi dziennikarze tacy jak Semka, Wildstein czy Karnowscy popularyzują słowo "gej" w mediach publicznych. Kto jak kto, ale oni w szczególności wiedzieć powinni ile waży słowo.
