Pałac w Ostromecku
Pałac w Ostromecku
Republikaniec Republikaniec
2673
BLOG

Alvenslebenowie z Ostromecka. Historia prawdziwa

Republikaniec Republikaniec Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 32

Gdyby przedstawić bardziej wybrednemu reżyserowi XX-wieczne dzieje rodziny von Alvenslebenów z Ostromecka w formie scenariusza filmowego, zapewne odrzuciłby go, jako zbyt nieprawdopodobny. Tymczasem historia o której piszę, zdarzyła się naprawdę. Dobra ziemskie, których ośrodkiem było podbydgoskie Ostromecko, za Rzeczpospolitej należały do rodziny Mostowskich, która  wystawiła tu sobie w czasach saskich okazały neobarokowy pałac, zwany dziś Starym. Po rozbiorach pruska polityka wysokich podatków i łatwego kredytu dla polskiej szlachty sprawiła, że Mostowscy, zgodnie ze znanym późniejszym powiedzeniem Bismarcka pojechali do Monako, a dobra przeszły już w 1780 r. w ręce rodziny  von Birkhan, od 1797 roku Goldbecków, zaś w 1804 roku zakupiła je bogata kupiecka rodzina Schönbornów z Grudziądza , uszlachcona w czasach Księstwa Warszawskiego. Ci z kolei pozostawili po sobie większy, zbudowany w latach 1832 – 1848 klasycystyczny Pałac Nowy. Przez małżeństwo spadkobierczyni kompleks ostromecki, stanowiący na mocy królewsko-pruskich przywilejów majorat (coś w rodzaju polskiej ordynacji) przeszedł w ręce Albrechta von Alvensleben, przedstawiciela rozgałęzionego, dolnosaskiego rodu arystokratycznego. Na przełomie XIX i XX w. na majątek ostromecki (6800 hektarów ziemi uprawnej) składało się siedem folwarków, tartak, gorzelnia, cegielnia oraz wytwórnia wód mineralnych.

Zgodnie z rodzinną polityką, na dziedzica dóbr od dziecka przygotowywany był syn, najstarszy z pięciorga dzieci Albrechta i Marthy z domu Schönborn, Joachim (ur. 1877). Po studiach rolniczych, służbie wojskowej i licznych podróżach Joachim w 1907 roku postanowił się ustatkować, biorąc za żonę piękną i bogatą hrabiankę  Katarzynę Bnińską (ur. 1884), wnoszącą w posagu majątki Samostrzel i Dąbki. Rodzice pana młodego uszczęśliwieni nie byli – i nie chodziło tu o polskie pochodzenie wybranki (zresztą Bnińscy byli przez Prusaków uważani za bardzo lojalnych i już prawie swoich), ale raczej o jej delikatnie mówiąc, nie najlepszą opinię i bujny temperament, czego najlepszym dowodem był nieślubny syn. Zakochany Joachim co prawda postawił na swoim i małego natychmiast po ślubie usynowił (nadano mu wówczas imiona Albrecht Werner), ale urażony przyszywany dziadek nie chciał utrzymywać bliższych stosunków. Młodzi osiedli w dobrach małżonki, gdzie urodziło się ich jedyne wspólne dziecko, Ludolf, aż do 1915, gdy starzejący się Abrecht  przekazał im Ostromecko i wyjechał na zawsze do Saksonii. Gdy po zakończeniu I wojny światowej Wielkopolska i Pomorze wróciły w granice odrodzonego państwa polskiego, Joachim korzystając z przysługującego mu na mocy umów wersalskich prawa opcji wybrał Polskę. Był lojalnym obywatelem pochodzenia niemieckiego, działał w Niemieckim Przeciwpożarowym Towarzystwie Ubezpieczeniowym. Ciesząc się także autorytetem wśród polskich sąsiadów został z wyboru prezesem spółki wodnej Niziny Nadwiślańskie. Miejscowi twierdzili, że był dobrym człowiekiem. Nie wywyższał się, a swoich pracowników traktował sprawiedliwie i uczciwie. Jednak żonie na bydgoskiej prowincji za bardzo się nudziło. Tuż po zakończeniu wojny wyjechała, zamieszkując w swojej willi w kurorcie Zoppot na terenie Wolnego Miasta Gdańska, prowadząc ożywione życie towarzyskie i przeprowadzając formalny rozwód. W późniejszych latach przeniosła się do Obersdorfu.

Obaj chłopcy, Albrecht (Tito) i Ludolf (Lulu)pozostali w Ostromecku. Młodszy oddziedziczył spokojny i zrównoważony charakter ojca, uczył się dobrze, studiował rolnictwo. W latach szkolnych przylgnął do polskości, działał w Strzelcu i bydgoskim klubie sportowym Start - Astoria. Kontaktów z matką oczywiście nie zerwał, często spędzając wakacje u niej, w Obersdorfie. Tam zresztą poznał swoją przyszłą żonę, włoską arystokratkę. Tito ponoć do nauki się nie przykładał, lubił natomiast życie towarzyskie, hazard i wyścigi. W połowie lat 20. Zainteresował się nowością, jaką stanowiły wówczas motocykle, i przynajmniej w tej kwestii okazywał prawdziwy talent. Brał udział w zawodach rajdowych rozgrywanych w całej Polsce i szybko wskoczył do krajowej czołówki motocyklistów. W 1927 roku zdobył  tytuł motocyklowego mistrza Polski startując na maszynie marki Norton. Na przełomie lat 20. i 30. coraz popularniejsze zaczęły stawać się wyścigi na zamkniętych torach, wtedy nazywane dirt trackiem, czyli dzisiejszy żużel. Albrecht również zainteresował się tą nową dyscypliną. Znalazł się w gronie jej pionierów w Bydgoszczy. W sprawozdaniach z zawodów rozgrywanych na początku trzeciej dekady XX wieku ścigał się właśnie w barwach Klubu Motocyklowego Bydgoszcz. Największy triumf odniósł w 1932 roku w Poznaniu. Na torze na Ławicy zwyciężył w finale rozgrywanym na dystansie 21 km z przewagą blisko dwóch minut nad przedstawicielem gospodarzy Michałem Nagengastem.
Ostatnie wzmianki dotyczące jego startów pochodzą z 1933 roku. Po blisko dziesięciu latach motocyklowej kariery dość niespodziewanie zrezygnował z brania udziału w zawodach, choć miał wtedy dopiero 25 lat. Prawdopodobnie spowodowały to kłopoty finansowe – przybrany ojciec przestał go sponsorować.

Przyczyną konfliktu był spór o majątek. Joachim von Alvensleben nie widział go jako gospodarza, i zgodnie z rodową tradycją zamierzał przekazać dobra Ludolfowi. Jako że polskie prawo nie uznawało pruskich majoratów, Albrecht zaczął się z ojcem bezskutecznie procesować o podział majątku. Ponoć podbechtywała go niemiecka narzeczona, Dagmara Kries, i przyszli teściowie. W ramach polskiej mobilizacji częściowej, prowadzonej od 23 marca 1939 r. Albrecht został wezwany do służby w 18 pułku Ułanów Pomorskich w Grudziądzu. Zdezerterował, jak wielu zresztą Niemców – obywateli polskich i zbiegł na teren WMG. Jeszcze przed wybuchem wojny został przyjęty do SS. Wojnę rozpoczął w sztabie grupy specjalnej swojego kuzyna i przyjaciela Ludolfa-Hermanna von Alvensleben (rodzinna ksywa Bubi) członka NSDAP  i SS (doszedł do stopnia Gruppenführera i Generalleutnanta policji oraz Waffen-SS)  od 1929 r., w latach 1938-1941 pierwszego adiutanta samego Heinricha Himmlera. W 1939 r. był on organizatorem niemieckiej „akcji specjalnej” na Pomorzu m.in. w Bydgoszczy od 3.09.1939  do 20.11.1939. W okresie tym dowodził także Selbstschutzem (ochotnicza paramilitarna formacja obywateli polskich niemieckiego pochodzenia) na całym Pomorzu. Był osobiście odpowiedzialny za masowe morderstwa na Polakach (w tym masakrę w bydgoskiej „Dolinie Śmierci), w których brał udział osobiście rozstrzeliwując aresztowanych. W swoim raporcie do z dnia 07.10.1939 informował, że dowodzone przez niego jednostki Selbstschutzu aresztowały 17 667  i zlikwidowały 4 247 Polaków do 05.10.1939. Jedna z jego Einsatztruppen odwiedziła także Ostromecko, mordując ok. 60 osób. Co najmniej dwie z nich, jak stwierdziło powojenne śledztwo, zabił osobiście Albrecht.
Ludolf von Alvensleben miał spędzić lato 1939 roku wraz z żoną u matki w Obersdorfie. Jednak wobec rozwoju wydarzeń wrócił do Polski i zgłosił się, jako kapral podchorąży rezerwy do 69 pułku piechoty, z którym przeszedł cały wrześniowy szlak. Udało mu się uniknąć niewoli i ukryć w Krakowie.
Albrechtowi wydawało się, że jest na szybkiej ścieżce kariery. Awanse i odznaczenia w SS były niemal pewne. Przybrany ojciec, który odmówił podpisania volkslisty, dzięki jego „protekcji” wylądował w KL Dachau. Brat był poszukiwany listem gończym. Niemiecki sąd zaczął rozpatrywać jego prawo do przejęcia rodzinnego majątku. Jednak arystokratyczne środowiska niemieckie miały nadal swoje wpływy. W 1941 roku żona Ludolfa zdołała przemycić go do Rzymu, a ktoś inny przekazał samemu Heinrichowi Himmlerowi prywatny list, zaopatrzony pewnymi załącznikami, napisany w Obernsdofie przez Frau Grafin Kaherine von Bninska – Alvensleben. Napisała w nim prawdę o pochodzeniu syna. Okazało się, że jest on nieślubnym dzieckiem jej i pewnego argentyńskiego żyda o nazwisku Rodriguez. To całkowicie przekreśliło dalszą karierę Albrechta w SS. Został wycofany z frontu wschodniego, pozbawiony nazwiska, a także niemieckiego obywatelstwa. Mischling Albrecht Werner (tak się odtąd nazywał) wojnę jakoś przetrwał, a po niej, wraz z żoną przedostał się do Argentyny, przy pomocy dawnego dowódcy z 1939 r., Ludolfa-Hermanna von Alvensleben, który od 1949 żył w sobie Buenos Aires pod fałszywym nazwiskiem Carlos Luecke. Dzięki przyjaźni z Juanem Peronem mógł czuć się bezpieczny. Obaj panowie A. mieli powody by się ukrywać – na obu ciążył wydany w Polsce wyrok śmierci za zbrodnie wojenne.
I tu zaczyna się kolejny niezwykle ciekawy wątek w życiu Albrechta – ponoć około 1960 roku, rozzuchwalony sukcesem, jakim było porwanie i przewiezienie do Jerozolimy Adolfa Eichmana Mosad skontaktował się z Albrechtem Wernerem, planując kolejną akcję. Żydowska krew jednak w nim nie zagrała, i izraelski agent (lub agenci) dostali się w ręce ukrywających się w Argentynie nazistów. Albrecht w 1964 r. udał się do Niemiec, gdzie wrócił do nazwiska von Alvensleben. Rok później znaleziono go z kulą w plecach.  
Joachim von Alvensleben, po trzech latach w Dachau i Buchenwaldzie został za solidną łapówkę zwolniony. Pojechał do Obernsdorfu i pojednał z byłą żoną. Oboje zmarli w latach 60. Ludolf doczekał w Rzymie wkroczenia Amerykanów. W lipcu 1944 zgłosił się do służby w II Korpusie. Z szeregów 3 Dywizji Strzelców Karpackich został zdemobilizowany w 1946 roku. Latem 1990 przyjechał do Ostromecka. Był ponoć ogromnie wzruszony, po powrocie do Niemiec przesłał miejscowemu muzeum kilka cennych obrazów ze swojej kolekcji. Kilka lat później sondował możliwość odzyskania pałacu, by spełnić określone przepisami warunki, zamierzał przeprowadzić się na stałe do Polski. Zmarł w 1996.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura