Parę lat temu, podejmując temat genezy siły ruchu powstańczego w porozbiorowej Polsce, pisałem:
Przyjęło się, zwłaszcza w popularyzatorskim ujęciu przyjmować, że XVIII-wieczna Rzeczpospolita to samo dno europejskiego zadupia, nędzy, ciemnoty i wyzysku. Propagandowe obrazy naszych własnych modernizatorów, literackie i polityczne „Podróże do ciemnogrodu” uczyniły tu bardzo wiele. Dobrego w swoim czasie zresztą także, jak stymulator myśli i uczynków. Jeszcze więcej propaganda Austrii, Prus i Rosji, usilnie uzasadniających na użytek europejskiej opinii publicznej rozbiory, przedstawiając je jako wręcz misję cywilizacyjną. Stąd listy starego łgarza i bandyty Fryderyka przez Niemców uczczonego mianem Wielkiego o biednych polskich Irokezach, stąd analogiczne wrzutki szwabskiej lampucery na rosyjskim tronie, równie wielkiej Katarzyny. Nie brak w tym chórze także mniej znanych opowieści austriackiego cesarza Józefa. Wtórował im głos modnych francuskich „encyklopedystów”, głośnych celebrytów, z wiedzą i znajomością tego, o czym mówią na bakier, jak to zwykle celebrytów bywa. Oczywiście nie za darmo, kwoty rosyjskich i pruskich dotacji dla Woltera i innych nie były małe. Jak jednak było w rzeczy samej? Tu sięgnąć należy do zupełnie innych źródeł, często zapoznanych, do mało czytanych opracowań dziejów gospodarczych. Do żmudnych wyliczeń dochodów, porównania pozycji prawnej warstw społecznych, obciążeń podatkowych. Cóż wtedy zobaczymy? W drugiej połowie XVIII wieku ziemie Rzeczpospolitej dźwigały się, i to dość szybko, z gigantycznego upadku spowodowanego mało znanymi i kompletnie niedocenianymi zniszczeniami Wojny Północnej (1700-1721) i towarzyszącymi jej jeszcze przez kilka następnych lat epidemiami. Zniszczenia te, skala grabieży i straty populacyjne były większe, niż te, które spowodował powszechnie znany Potop z lat 1655-1660. Druga połowa czasów saskich przynosząca błogosławieństwo pokoju dała czas i możliwości odbudowy. Z lustracji dóbr państwowych, przeprowadzanych pomiędzy mniej więcej 1730 a 1768 rokiem wyprowadzić możemy obraz postępującego wzrostu liczby ludności, jej zamożności i dochodów. Przyrost ludności notujemy i naturalny, i migracyjny – czy uciekający do nas ze wszystkich krajów sąsiednich chłopi, przybywający z dalszych okolic Niemiec i Niderlandów „Olędrzy” (specyficzna, korzystna forma prawna, powstała wówczas dla nowych chłopskich osadników w zachodniej i północnej Polsce), ale także i nowi mieszkańcy miast przybywali tu, by znaleźć gorsze warunki? Jeśli porównać sytuację prawną i faktyczną nieszlacheckich mieszkańców wsi i miast terytoriów granicznych – Górnych Węgier, Śląska, Brandenburgii, Pomorza Zachodniego i Prus Wschodnich, to polski chłop i mieszczanin nie wypada w nich źle. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę ich znikome, w porównaniu do sąsiadów obciążenia podatkowe na rzecz państwa. Rosły powoli, ale stale miasta i miasteczka, gęstniała sieć szkół. Wyrównaniu poziomów z sąsiadami z zachodu i południowego zachodu sprzyjały czasy wojny siedmioletniej (1756-1763), światowego konfliktu, który im mocno dał się we znaki, a nam podarował czasy niezłej koniunktury. Na dostawach dla wojska rosyjskiego i austriackiego w naszym, neutralnym wtedy kraju podniosła się niejedna fortuna, a i bezpośredni producenci żywności, skór i sukna zarobili sporo.
Na taki, podnoszący się kraj spadły rozbiory. Pierwszą, widoczną i bolesną konsekwencją były granice państwowe i celne, a pamiętając o dominującej wówczas praktyce państwowego merkantylizmu i protekcjonizmu, granice szczelne i dobrze pilnowane. Dla gospodarki współczesnym językiem mówiąc, brutalne pokawałkowanie istniejących organizmów, przecięcie dróg, łańcuchów dostaw, naturalnie ukształtowanych rynków. Do tego świadoma polityka ograniczeń, sprowadzające rolę nowych prowincji do dawcy podatków i rekruta do wojska.
Uzupełnić ów obraz XVIII- wiecznej Polski należy przede wszystkim o dwa konstytuujące elementy: słabość, a w zasadzie brak władzy centralnej, wobec powszechności praktyki zrywania sejmów, oraz destrukcyjną rolę wschodniego sąsiada, sprawującego od pierwszej połowy wieku faktyczny protektorat nad dogasającą Rzeczpospolitą. Podtrzymywanie sprawczej niemocy Polski było celowym i zamierzonym elementem praktyki wchłaniania, nieco podobnej do tej, jaką aktualnie obserwujemy w stosunku do Białorusi. Przypomnijmy, że na terenie I RP od początku wieku niemal nieprzerwanie (1702 - 1724, 1733 - 1736 i od 1758 aż do kresu w1795) stacjonowały mniejsze lub większe kontyngenty wojsk rosyjskich. Niespodziewanie silny opór stawiony przez Konfederację Barską zmusił Moskwę do podzielenia się łupem, co wielu ówczesnych polityków rosyjskich (jak choćby Nikołaj Rumiancew, w swoim czasie zdobywca Kołobrzegu), przyzwyczajonych traktować Tenkraj jako prawie swój, krytykowało ów ruch jako poważny błąd. Poznań, Lwów i Gdańsk też by się przydały.
Okaleczona Polska mimo szoku i przecięcia dwóch najistotniejszych dla jej gospodarki szlaków komunikacyjnych: mołdawsko— śląskiego przez Małopolskę i wiślanego, nadal się ekonomicznie podnosiła. Szczegóły każdy chętny może sobie studiować dzięki opublikowanym przed ponad stu laty sześciu tomom "Dziejów wewnętrznych Polski za Stanisława Augusta" - dostępne w każdej bibliotece uniwersyteckiej, w zasobach bibliotek cyfrowych, a dla bibliofilów nawet na Allegro od marnych 500 złociszy.
Szukanie alternatywnych dróg handlowych, nieprzygniecionych pruskimi i austriackimi cłami prowadziło na Polesie. W tej to właśnie krainie krótkie, nizinne wododziały Wisły, Dźwiny, Niemna i Dniepru dawały szansę na korzystanie z taniego, a skutecznego transportu wodnego. Ówczesne partnerstwo publiczno — prywatne uskuteczniło w 1784 roku otwarcie 46-kilometrowego Kanału Ogińskiego, łączącego Dniepr z Niemnem. Przepłynął nim już w rok później pierwszy 70-tonowy statek z towarami czarnomorskimi na Bałtyk. Od 1775 roku uzupełniał go rozbudowywany aż do końca RP kanał łączący przez dopływy Bugu i Prypeci Dniepr z Wisłą.
Nieprzypadkowo, Polesie oprócz wód i bagien to lasy, eksploatowane od dawna. Drzewne półwytwory (klepka i wańczos) oraz niezbędny dla dawnego przemysłu destylat popiołu drzewnego (potaż) sprzedawano w ogromnych ilościach. Podśmiechiwano się z poleskiej biedy ("Dał dla córeczki szlachcic Hołota grzybów garnuszek, wiunów wianuszek i lechę błota"), ale gdy w 1648 roku teren ów zdewastowali Kozacy, sam kanclerz Albrecht Radziwiłł (Pamiętniki, t. III) liczył swoje własne straty w setki tysięcy złotych. Z istniejących i dostępnych danych, dotyczących położonych tam majątków królewskich (starostwa niegrodowe),a i po części prywatnych, dowiadujemy się że w dobrych, pokojowych czasach pierwszej połowy XVII i drugiej XVIII, poleski handel towarami leśnymi przynosił spore dochody. Lustracje i wymiary opodatkowania tamtejszych miast i masteczek (Pińsk, Turów, Homel, Dawidgródek) dają obraz niezgorszej zamożności.
Kanały i drogi (trakt pińsko - wołyński, 1780) przyciągały inne inwestycje, manufaktury w Telechanach (siedziba zarządu Kanału Ogińskiego), Pińsku, Słonimiu, Grodnie. A te i reformy społeczne. Tak śmiałych, jak samorządowa Rzeczpospolita Pawłowska księdza Brzostowskiego (od 1767) było niewiele, ale przykład działał. Oczynszowanie chłopów w dobrach magnatów Joachima Chreptowicza i Stanisława Potockiego, świadcząc nie tylko o modnej postępowości właścicieli, ale i pozytywnie wpływając na ich dochody, pociągało wielu. W 1791 oczynszowanych wsi w starostwie żmudzkim i województwach trockim, wileńskim i brzesko-litewskim było blisko tysiąca. Oczynszowanie, a zatem likwidacja pańszczyzny, to jednocześnie włączenie chłopów w system prawny państwa, czynszownicy mogli prowadzić działalność gospodarczą i występować samodzielnie przed sądami. Droga od poddanego do farmera stawała otworem.
Ale przyszedł trzeci rozbiór, rok 1795. Drogi i kanały co prawda pozostały, ale z manufaktur, pierwocin przemysłu, nie przetrwało wojny i nowych porządków nic. Polesie z okolicami miało mieć znaczenie dla obronności, a nie gospodarki Imperium. Z przejętych królewszczyzn i skonfiskowanych dóbr prywatnych caryca Katarzyna rozdała zasłużonym i zaprzyjaźnionym Rosjanom 165 000 "dusz" chłopskich ("dusza" w rosyjskim systemie to dorosły mężczyzna), a więc około 650 000 osób (H. Mościcki, Dzieje porozbiorowe Litwy i Rusi, 1913). Nieprzypadkowo w dawnej Rzeczpospolitej majątek szlachcica szacowano po ilości wsi i folwarków, w Rosji po ilości poddanych. W tej pierwszej nawet chłop pańszczyźniany był mimo wszystko dzierżawcą, w tej drugiej niewolnikiem, możliwym do spieniężenia jako jednostka towarem. Cena chłopa w Rosji pod koniec XVIII wieku wynosiła od 70 do 100 rubli, kobiety i dziecka odpowiednio mniej. Już 1796 ukaz carski na zabronił ziemiach nowo zdobytych niebezpiecznych eksperymentów i przywrócił obowiązkową gospodarkę pańszczyźnianą w prywatnych majątkach. W tym samym roku zamknięto jako zbędną szkołę lekarską i weterynaryjną Tyzenhauza w Grodnie, a także jego zawodówki dla buchalterów i mierniczych.
Postęp à la Moscovie utrwalił się więc aż do kolejnej decyzji kolejnego dobrego cara o reformie chłopskiej w 1861, aż dotąd Rosja pozostawała ostatnim na kontynencie oprócz Turcji obrońcą prawnego poddaństwa ludności wiejskiej. Faworyt carycy, Piotr Zubow otrzymał między innymi dawną ekonomię szawelską (4000 poddanych). Obowiązujące tam 2 dni tygodniowej pańszczyzny od włóki (20 hektarów) gruntu podniósł na 6 dni. Reprezentantów chłopów, którzy jak za czasów polskich próbowali się odwołać do imperatorowej, odesłano do pana. A ten kazał ich publicznie zaknutować na śmierć (czyli zabić batogami). W 1802 roku car Aleksander polecił zbadać sprawę tragicznego stanu poddanych Zubowa swojemu zaufanemu Mikołajowi Nowosilcowowi. Jego raport (w tłumaczeniu z francuskiego) brzmi: "Większość poddanych Zubowa porzuciło swoje grunty i żyje z jałmużny, niektórzy mrą z chorób powstających wyłącznie ze złej i niedostatecznej strawy". Stanisław Staszic ("O statystyce Polski", 1807 rok) pisze: "W zaborze moskiewskim stan chłopstwa jest bardzo pogorszony, jest on tam wtrącony w stan niewolnictwa, on to czuje".
Takie były przyczyny stanu rzeczy, które smutnymi strofami opisywali na Polesiu bankowcy z BP w roku 1829, oraz Stanisław Karpiński w 1928. Tylko jakoś przyjmowane dziś bez refleksji, że to stan odpowiednio po 40 i 120 latach rosyjskich rządów w owej krainie. I tej, że rzeczony Kanał, którego zbudowanie i dziś byłoby niełatwym technicznie zadaniem, trochę się kłóci z przedstawianiem "panowania polskiej szlachty" jako czasów, gdy najbardziej skomplikowanym z możliwych i wykonywanych zadań było mordowanie ludu ruskiego przy akompaniamencie okrzyków psiakrew i psiadusza. Oraz bezwolne poddawanie się wszechobecnym angielskim knowaniom. Trudno twierdzić, że to Polnische Witrschaft był przyczyną, dla której pierwsze w dziejach drzewa owocowe w okolicy poleskich Sienkiewicz zasadzili zołnierze Korpusu Ochrony Pogranicza w 1927 roku. Nota bene, niektóre z tych jabłoni (krązelki) żyły jeszcze i owocowały w 2004.
A teraz przenieśmy się w czasy nam bliższe. Gdzieś krótko po 26 czerwca 1953 roku klika Chruszczowa, Malenkowa i Mołotowa zdołała obalić i zamordować swojego głównego konkurenta do władzy nad Sowietami, Ławrentija Berię. Ogłoszono go zdrajcą ojczyzny i angielskim szpiegiem.
Mniemanologia salonowego kręgu Coryllusa i jego obecnych naśladowców nie jest aż tak bardzo innowacyjna.
Postscriptum: Polesie to niesamowita do dziś kraina przyrody, ale do stosunkowo niedawna niektóre jej części stanowiły niezwykły skansen, w którym badacz mógł się zetknąć bezpoścrednio ze światem archaicznych norm społecznych dawnej Słowiańszczyzny - Rusi, które przetrwały tam od średniowiecza. Tamtejsza wieś właśnie w latach II RP przeżyła przyspieszony marsz w wiek XX. Stan dawny i kronikę przejścia uchwycił w swoich pracach mocno zapomniany u nas etnolog i socjolog Józef Obrębski, prowadzący tam prace badawcze w latach 20. i 30. ubiegłego wieku. Dorobek Obrębskiego, ucznia Bronisława Malinowskiego, lepiej niestety znany w USA niż w rodzinnym kraju, całkiem niedawno (2007) został przypomniany w Warszawie tomem jego prac pod zbiorczym tytułem "Polesie. Studia etnosocjologiczne". Gorąco polecam każdemu zainteresowanemu dawnymi Kresami i w ogóle Słowiańszczyzną.
Inne tematy w dziale Kultura