W kilku ostatnio opublikowanych notkach o tematyce militariów, związanych z epoką Odzyskiwania Niepodległości nie mogłem pominąć wątków związanych z ważną jej częścią — walką o Polski Śląsk. Pod notkami pojawiły się natychmiast agresywne wpisy zwolenników Koalicji Obywatelskiej — Ruchu Autonomii Śląska. Ze zwykłym zestawem haseł. Kazimierz Wielki się zrzekł, plebiscyt Polska przegrała, a powstania to nie powstania, tylko najazd polskich barbarzyńców na kwitnącą pod niemiecką władzą ziemię, gwałt na spokojnych i zadowolonych ludziach innego języka.
Dla trochę znającego dzieje, niemal dokładne powtarzanie argumentacji niemieckich polityków w Wersalu. Też twierdzili, że język Górnoślązaków jest dialektem mieszanym polsko-niemieckim, a nazywanie go w przedwojennych pruskich statystykach polskim, było pomyłką. Też podkreślali brak formalnych związków Górnego Śląska z państwem polskim od średniowiecza, a pomyślność regionu przypisywali wyłącznie niemieckiemu kapitałowi i kulturze. Nieprzypadkowa zbieżność.
Jako że kłamstwa mogą być skuteczne wobec nieznających prawdy, nie wypada pozostawiać bez odpowiedzi. Napiszę więc trochę szerzej o niemieckich przygotowaniach do ostatecznej w ówczesnym rozdaniu rozgrywki. Temat bardzo interesujący, a jego naświetlenie wiele wyjaśni, zwłaszcza o przedstawianiu tego konfliktu jako wojny domowej, w której tylko polska strona "wiarołomnie" jak odważył się był napisać jeden z dyskutantów, wspomagała swoich.
To, co nazywamy dziś Górnym Śląskiem, było u zarania dziejów Polski zachodnią częścią Ziemi Krakowskiej, oraz od roku 1000 kościelnej diecezji krakowskiej. W 1179 Piast z Krakowa przekazał ten teren innemu Piastowi (bratankowi) z Raciborza. Wynikiem rozbicia dzielnicowego stała się utrata go przez odbudowujące się państwo w XIV wieku na rzecz Czech. Górny Śląsk przez kolejne wieki był prowincjonalnym, pogranicznym, stosunkowo ubogim zakątkiem. Językowo nadal polskim, przynależność kościelna i tradycje pielgrzymkowe na Jasną Górę i do Krakowa stan ten utrwalały. Ciekawe świadectwo z połowy XVII wieku, dziennik wrocławskiego Niemca Johanna Tilgnera, który tu osiadł, mówi o polskim otoczeniu, nawet jego małe dzieci, wychowane już w tym środowisku, w dramatycznych dla rodziny momentach mówią do ojca po polsku. Gdy w 1741 władzę habsburską zastąpiła pruska, nowi panowie najważniejszy dokument — ordynację podatkową drukują dla poddanych po polsku. Płatnik musi przecież rozumieć, ile z niego zedrą. Zmiany językowe zaczęły się z XIX wiekiem, gdy rozpoczęła się eksploatacja na wielką skalę tutejszych bogactw naturalnych — węgla, żelaza, cynku i związany z tym wielki przemysł. Napływ niemieckich zarządców i fachowego personelu rozpowszechnił niemczyznę, ale i tak jeszcze w latach 60. tego stulecia niemieccy generałowie narzekali, że górnośląscy rekruci nie rozumieją po niemiecku. Państwo zaczęło się o to troszczyć — szkoła, urząd, zakład pracy rozpowszechniły znajomość języka państwowego wśród ludu, podporządkowanego niemieckim warstwom wyższym. Jednak niemiecki nacisk germanizacyjny — także na Polaków z ziem, które weszły w skład państwa pruskiego w wyniku rozbiorów, spowodował kontrakcję. Jednym z jej elementów stało się polskie uświadomienie narodowe poważnej części mówiących po polsku Górnoślązaków. Według pruskiego spisu ludności z 1910 r., 57% mieszkańców rejencji opolskiej zadeklarowało język polski jako domowy.
Przegrana przez Rzeszę Niemiecka wojna i odbudowa państwa polskiego postawiły jako otwarty problem sprawę przebiegu granicy polsko — niemieckiej. Naturalną koleją rzeczy obie strony sporu pragnęły jak najkorzystniejszego dla siebie rozwiązania. Konferencja pokojowa postanowiła o rozstrzygnięciu w formie powszechnego głosowania, ale strony rozogniającego się konfliktu nie zamierzały przebierać w środkach. Niemiecki terror zdetonował I Powstanie Śląskie z 1919, które, choć militarnie przegrane, zwróciło jednak uwagę Konferencji Pokojowej, i zmusiło Niemcy do wycofania z terenu plebiscytowego wojska, przygotowując teren dla koalicyjnych sił rozjemczych. Drugie (1920) zlikwidowało czysto pruską do tej pory administrację i policję.
Do trzeciego starcia obie strony przygotowywały się metodycznie.
Jeszcze wcześniej, wiosną 1919 roku, gdy decyzją Rady Dziesięciu (organ paryskiej konferencji pokojowej) z terenu przyszłego plebiscytu nakazano wycofać Grenzschutz (była to faktycznie niemiecka 117. dywizja piechoty byłych cesarskich wojsk lądowych) oraz zakazano lokowania tam garnizonów tworzonej Reichswehry, pruska administracja powołała do życia policję bezpieczeństwa (Sicherheitspolizei). Formacja była w rzeczywistości przemalowanym Grenzschutzem. Ci sami ludzie, skoszarowani, wyposażeni bogato w takie standardowe policyjne środki przymusu jak ciężkie karabiny maszynowe, miotacze ognia, samochody pancerne, działa polowe 77 mm i haubice 150 mm. Liczyła 5000 ludzi, mogących liczyć na zakonspirowane rezerwy skupione w tajnej Kampforganisation Oberschleschien (KOOS) i półjawnych oddziałach Sicherheitswehr (Straży Bezpieczeństwa). Jednak dowódca alianckich sił rozjemczych, gen. Jules Gratier uznał, że aż takie bezpieczeństwo głosowania nie jest konieczne, i 4 marca 1920 roku podległe mu francuskie, włoskie i brytyjskie siły przeprowadziły akcję rozbrojenia Sipo, pozostawiając policjantom jedynie broń krótką i po jednym karabinie na pięciu policjantów. Okazało się, że w magazynach pięciotysięcznej formacji było 18 000 karabinów ręcznych i 480 maszynowych, 130 miotaczy min, 22 działa artyleryjskie i 28 miotaczy ognia.
Gdy po sukcesie II Powstania Śląskiego formowano nową policję plebiscytową (w połowie z miejscowych Niemców, w połowie z Polaków), z terenu plebiscytowego usunięto aż 3800 byłych funkcjonariuszy Sipo — pochodzili spoza Górnego Śląska. Wydalenie niemiejscowych mocno uderzyło też w tajne organizacje niemieckie. Trzeba było się przemieścić — centralę KOOS ulokowano we Wrocławiu, zaś siły nazwane teraz Oberschlesische Sebstschutz poza terenem plebiscytowym, w rejonach Koźla, Gogolina, Turawy i Krapkowic.
Rozeznaniem sił przeciwnika zajął się skutecznie polski wywiad wojskowy, uzyskując znakomite wyniki. Szef "Dwójki", ppłk Matuszewski przekazał je Deuxième Bureau. Tuż przed plebiscytem, w nocy z 18 na 19 marca 1921 Francuzi przeprowadzili akcję likwidacji zakonspirowanej Grupy Środek KOOS. Grupa Północ (w zasięgu operacyjnym wojsk brytyjskich) i Południe pod opieką Włochów pozostały nietknięte. W toku akcji zginął bohatersko broniąc archiwum organizacji w Gliwicach komandor Döming. Było czego bronić. W ręce Francuzów wpadły wówczas między innymi imienne spisy (listy płac) ponad 8 tys. członków organizacji w okręgu gliwicko-zabrskim, okazało się, że tylko 3000 z nich to miejscowi.
Z rozpoznania sił gromadzonych w maju 1921 roku na pograniczu obszaru plebiscytowego wynika, że podstawę sił niemieckich stanowiły:
- dwa bataliony "Orgesch" (Organisation Escherich), sformowane przez Georga Eschericha w Bawarii. Escherich powinien być w Polsce znany także jako niemiecki rabunkowy zarządca Puszczy Białowieskiej w latach 1915 - 1918, który zorganizował wywóz stamtąd około 60 milionów metrów sześciennych drewna.
- 3 bataliony "Oberland", także z Bawarii (mjr Horadam)
- batalion pomorski (por. Rossbach)
- kompania studencka z Wrocławia,
- 2 bataliony dolnośląskie (Hauersteina i Heydebrecka)
- 3 bataliony sformowane z ochotników indywidualnych, noszące nazwy miast, z których regionów pochodziła większość żołnierzy: "Kassel", "Hannover", "Bremmen". Bataliony liczyły od 600 do 1000 ludzi.
Tak wygląda szczegółowy rozbiór twierdzenia, które często możemy znaleźć na stronach internetowych sygnowanych przez KO-RAŚ, że "Niemcy byli nastawieni nie na walkę, lecz na plebiscyt" (prof. Ryszard Kaczmarek z UŚ, Stypendysta Fundacji Friedricha Eberta i Konferenz der Wissenschaftlichen Akademien, stażysta Instytutu Herdera).
Podział Górnego Śląska i utratę znaczniej części okręgu przemysłowego Niemcy uznali za niepowetowaną klęskę. Rozlała się, zrozumiała w tych warunkach fala wzajemnych oskarżeń i rozliczeń. Były dowódca sił niemieckich na Śląsku, Generalleutnant Karl Hoefer bronił się, pisząc wspomnienia "Oberschlesien in der Aufstandszeit 1918-1921" (Berlin, 1938). Narzekał tam na jakość sił, którymi przyszło mu dowodzić, twierdząc, że jedyne wartościowe jednostki tworzyli ochotnicy z zewnątrz. Miejscowi zawiedli, a złożone z nich oddziały były w większości "Banden von Feiglingen, Lumpen und Säufern" (bandami tchórzy, lumpów i pijaków).
Inne tematy w dziale Kultura