A więc Polska zapisała się do koalicji niechętnych i nie zamierza brać udziału w ewentualnych siłach pokojowych na Ukrainie, jeśli takie zostaną sformowane oraz pozbawiła się udziału w kształtowaniu porządku w Europie w nowych realiach politycznych, jakie nadejdą po rozmowach pokojowych.
O powodach tej nieoficjalnej(?) decyzji oficjalnie nic się nie mówi. Można jedynie zgadywać, że są 2 główne.
Pierwszy z nich dotyczy polityki wewnętrznej, opór przeciwko uczestnictwu Polski jest na prawicy masywny, rządząca koalicja jest osłabiona przegraną w wyborach prezydenckich i stałym atakiem ze strony opozycji i prezydenta (który ma do współpracy z Ukrainą stosunek niechętny).
W tej kwestii, po ponad 3 latach od ataku Rosji na Ukrainę również duża część polskiego społeczeństwa podchwyciła sączoną przez Konfę i dalej na prawo antyukraińską (prorosyjską) narrację, po części będącą 1:1 kopią rosyjskiej propagandy wojennej, utożsamiającą dzisiejszą Ukrainę z banderyzmem, cokolwiek by to miało znaczyć (w rosyjskiej propagandzie przeznaczonej na użytek zewnętrzny Ukraina jest zarażona nazizmem). Brak jedności co do polityki ukraińskiej paraliżuje działania.
Drugim powodem jest strach przed ewentualną rosyjską reakcją. Strach bezpodstawny. Rosyjska doktryna militarno-imperialna nie potrzebuje tego rodzaju powodów, by zaatakować Polskę. W mojej opinii Polska jest pierwszym celem po ewentualnym zwycięstwie nad Ukrainą lub po jej całkowitym podporządkowaniu. Podbój Ukrainy nie zaspokoi, wbrew temu, co krótkowzrocznie się sądzi, imperialnych ambicji Rosji, wręcz przeciwnie, Ukraina stanie się w rosyjskiej doktrynie odskocznią do ataku na Polskę, źródłem ostrzelanego, ukraińskiego rekruta i uzbrojenia, a sama Ukraina zapewni Rosji głębię taktyczną, strzegąc Rosję właściwą przed atakami z zachodu.
Doktryna militarna Rosji jest prosta i niezawodna niczym konstrukcja kałasznikowa i skrajnie oportunistyczna, realizacja dalekosiężnych celów jest odkładana na stosowny moment, gdy przeciwnik jest osłabiony i bezbronny. Rosja nie potrzebuje pretekstu, by zaatakować, choć użyje go w swojej propagandzie wojennej, ma przećwiczony od czasów rozbiorów i później poręczny zestaw. Może to być odwieczna wrogość Polski do Rosji, albo, czemu nie, przyłączenie do rosyjskiej Ukrainy terenów utraconych na rzecz Polski po II WŚ. Ławrow lubi takie zagrywki, a rosyjska publiczność telewizyjna zawyje z zachwytu.
Udział Polski w koalicji chętnych przyniósłby natomiast wiele korzyści. W oczekiwaniu na rosyjski atak polscy generałowie zapoznaliby się na bieżąco i namacalnie z aktualnym polem walki, by nie być skazanym na przygotowywanie się do wojny, która się odbyła.
Przypominam, że Polska uczestniczyła w kilku tzw. misjach pokojowych, bezkorzystnych z punktu widzenia polskich interesów, których jedynym rezultatem było zniszczenie kruchej stabilności na Bliskim i Środkowym Wschodzie i milionowa fala uchodźcza, która zalała również Europę, i której konsekwencje odczuwane są do dzisiaj, również przez Polskę, jedynie po to, by zaspokoić apetyt amerykańskich jastrzębi na zemstę i poronione od samego początku plany wprowadzania demokracji w Afganistanie, Iraku i gdzie indziej.
Tymczasem dążenie do stworzenia sił pokojowych na Ukrainie i udział w nich jest w żywotnym polskim interesie, kluczowym dla polskiego bezpieczeństwa w wielu obszarach - zbieranie doświadczeń o polu walki późnych lat 20, zbieranie informacji wywiadowczych, wczesne ostrzeganie.
Przypominam, że poprzedni polski rząd wybrał przymykanie oczu na koncentrację sił rosyjskich wzdłuż ukraińskiej granicy, bojąc się samej myśli o nadchodzącym pełnoskalowym ataku, tak, jakby to mogłoby odwrócić decyzje, które już zapadły w Moskwie.
Nie wolno popełnić po raz drugi tego samego błędu, bo tym razem celem będzie Polska
Inne tematy w dziale Polityka