Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
188
BLOG

Kim należy pogardzać?

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 22

Właściwie wszystko nas różniło.

Była szczerze i głeboko pobożna - mnie, swojego ukochanego wnuka kilkakrotnie w niemowlęctwie chrzciła wodą święconą przynoszoną z kościoła - bezskutecznie, jak widać, ale nie usłyszałem od niej żadnej wymówki czy skargi na mój wrodzony ateizm.

Była analfabetką, dwie czy trzy zimy w wiejskiej szkółce nie nauczyły jej czytać, potrafiła jedynie niezgrabnie się podpisać. "Czytała" z czarnej książeczki do nabożeństwa i przewracała w odpowiedniej chwili jej kartki, bo znała jej treść na pamięć. Raz lub dwa razy sarknęła na moje nocne ślęczenie nad lekturą w migocącym i chwiejnym świetle lampy naftowej - ale szybko uznała moje uprawnienia dla tej niezrozumiałej dla niej pasji.

Dzieliły nas dwa  pokolenia, źródła wiedzy - jej nabytej z doświadczenia życiowego i mocno opartej w realiach bliskiego jej świata, mojej, kosmopolitycznej, nabytej w książkach, niepewnej i niesprawdzonej w praktyce. Ale przecież była ciekawa nowości a ja tłumaczyłem jej jak najprościej mogłem zasadę działania nowych wynalazków - telefonu i telewizji.

Ona dokonywała wyborów statecznie, z namysłem i poradą, ja byłem nastoletnim postrzeleńcem, działającym pod impulsem i emocją.

Wstawała o trzeciej nad ranem, o świtaniu do dojenia krów i porannego obrządku - ja chwilę wcześniej wracałem z nocnych rajz i wślizgiwałem się do domu przez specjalnie na te okazje uchyloony lufcik w kuchni (dopiero po jej śmierci jedna z ciotek opowiedziała, że w młodości moja babcia podobnie nad ranem wracała przez kuchenne okno do domu po swoich eskapadach.

Była  - po swoim namyśle i rozważeniu - tolerancyjna i wyrozumiała - bardziej niż ja, po młodzieńczemu w gorącej wodzie kąpany i przekonany o własnych racjach. Mam nadzieję, że z wiekiem i mnie przybyło rozumu.

Była pracowita. Była pracowita, bo praca na wsi tego wymagała, ale miała jeszcze ten dodatek pracowitości, stać ją było na ten dodatkowy wysiłek, który potrzebny jest by osiągnąć sukces. Jescze zdążała po porannym obrządku nazbierać w ogrodzie truskawek i z wiadrem wilgotnych od rosy truskawek i koszem wypełnionym śmietaną, serami, jajkami wychodziłem ziewając na pierwszy autobus, by sprzedać je na miejskim placu targowym. Tymi dodatkowymi pieniędzmi zarządzała w umiejętny sposób - poźyczała je, gdy nie było już we wsi Żydów, na procent wiejskim lekkoduchom (2 albo 3% miesięcznie).

Była dumna, była pierwszą we wsi gospodynią. Jej krowy dawały najwięcej mleka (pochodziły od holenderki, którą prapradziadek kupił od niemieckiego kolonisty, u którego parobkował, nim się przeprowadził na swoje), konie miały najwyższą kategorię wojskową, wiśniowy sad dawał najsłodsze owoce i dodatkowy dochód na przednówku. Gospodarstwo nigdy w pełni nie podniosło się z ruiny wojennej i powojennej, ale były w nim wszystkie najnowocześniejsze maszyny rolnicze kupione przed wojną.

Każdy budynek miał swoją historię, każdy sprzęt  i urządzenia. Sąsiedzi mieli płytkie, cembrowane studnie, nazywane przez babcię pogardliwie rzygawcami. Studnia w jej obejściu była bita głęboko, woda zimna, dobywana pompą i nigdy się nie wyczerpała.

- Nawet jak ruskie szły wody nie zbrakło. U sąsiadów było już tylko błoto na dnie, a od nas brali i brali.

I wyobrażam sobie ten przemarsz sowieckiej piechoty szosą i poboczami, bez zbytniego oglądania się na dyscyplinę, bo zaledwie dzień wcześniej odnieśli zwycięstwo bez walki, a wróg uciekał w popłochu. Widzę ich wchodzących do przydrożnych sadów i zrywających do czapek papierówki.

I widzę schodzących nad szosę chłopów, widzę kobiety z wiadrami wypełnionymi wodą i widzę ręce żołnierzy wyciągające się po świeżo upieczone wiejskie bochny chleba.

Słońce, kurz, szuranie żołnierskich butów, upał, zmęczenie.

Wyzwolenie.

 

 

 

Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Kultura