czyli Pirożyński z Pitigrillim.
Wpisałem wczoraj pod tekstem Kazimierza Kłopotowskiego dwuzdaniowy komentarz, z założenia złosliwy i trollujący. Poniewczasie zdałem sobie sprawę, że prawdopodobnie nikt z czytających, byc może wyłączając autora, mojej zamierzonej złośliwości nie wychwycił.
"Już ks Pirożyński ostrzegał przed zgubnymi skutkami czytania Pitigrillego". - czy któremus z bywalców S24 te dwa nazwiska cokolwiek mówią? Daję więc niniejszym nieco rozwlekły przypis, zabijając nieudany witz.
Zacznijmy od księdza Mariana Pirożyńskiego. Ten redemptorysta był namiętnym czytelnikiem literatury popularnej. Z lektur czynił sobie krótkie notatki, w których zapisywał swoje nieco banalne i naiwne wrażenia. Nic w tym złego, wydaje mi sie, że nasze, amatorskie, opisy przeczytanych książek trącą z reguły banałem i nieporadnością. Notatki ksiądz Pirożyński opublikował w roku 1930 pod tytułem „Poradnik dla czytających książki – Co czytać?”. Przekartkowałem ją swojego czasu ku swawoli. Z nazwiskami autorów większości recenzowanych przez księdza Pirożyńskiego książek nigdy się nie spotkałem, bo zdaje się, że redemptorysta miał gust dośc specyficzny, był miłośnikiem literatury niskiego rzędu, sensacyjnej i obyczajowej. Z lektur najbardziej pasjonowały go "momenty", które z odrazą lub lubością wypunktowywał. Zapamiętałem nazwisko Pitigrilli, bo ten włoski pisarz dał w Polsce początek zwrotowi ulicznemu "pitigrilic się", który na dzisiejsze przetłumaczyc da się jako "bara bara", czy aktualne "bunga bunga". Tak o autorze napisał ks. Pirożyński: Pitigrilli, współczesny pornograf, wyuzdanie jego nie zna żadnych granic: „Pas cnoty", „Kokaina", „Obraza moralności", „Osiemnaście karatów dziewictwa".
Był poradnik ks. Pirożyńskiego celem złośliwego ataku Boya-Żeleńskiego w feleitonie "Ku czemu Polska idzie". Sprawa była poważniejsza, niż by na to wskazywała przepełniona żartobliwym jadem filipika Boya. Chodziło o przełamanie monopolu Kościoła na jedyną słuszną wykładnię moralności, nasyconej duszną, niezrealizowaną obsesją seksualną, skupiającej się ze wszystkich przykazań i dogmatów na rejonach podbrzusza i pomijającej inne, ważniejsze aspekty.
Boy, Boy - jeden z gigantów polskiej kultury lat międzywojennej, tytan pracowitości, tłumacz jeśłi nie całego, to ogromnej części kanonu literatury francuskiej, krytyk teatralny, autor tekstów kabaretowych, buntujący się przeciw wirusowi klerykalnej hipokryzji i bigoterii. Na pewno czytaliście o procederze "kościelnych rozwodów", który za sowite "co łaska" pozwala unieważnic nawet to co "Bóg złączył". Boy pisał o nim już w "Dziewicach konsystorskich". Czytaliście? A skądże.
Razem z Ireną Krzywicką, na długo przed tem, niż pojawił się feminizm lat siedemdziesiątych propagował świadome macierzyństwo, środki antykoncepcyjne, prawo do przerywania ciąży. Prowadził w Warszawie prywatną klinikę świadomego macierzyństwa. Prywatnie, każde pozostając w formalnym związku małżeńskim - on z Zosią z wesela, ona z synem Ludwika Krzywickiego Jerzym, byli kochankami, dla niej największą miłością życia. Ich związek trwał aż do tragicznej śmierci Boya, zamordowanego przez NIemców we Lwowie, na początku okupacji.
Tak więc Krzysztof Kłopotowski, choc bardziej wyrobiony stylistycznie byłby w tej przypowieści księdzem Pirożyńskim, naiwnie robiącym wielkie oczy na zepsucie współczesnego świata kultury popularnej a panna Germanotta dzisiejszym Pitigrillim. Zresztą, jeśli o stylu mowa, tak pisał o Irenie Krzywickiej jeden z przedwojennych jej krytyków: Krzywicka jest naprawdę konsekwentna w posłannictwie "idei" spółkowania bez ograniczeń, ono jest jej "transcedentalną" funkcją, a kult fallusa jedyną religią. Prawda, że brzmi całkiem, całkiem jak KK?
I tylko brak dzis w Polsc, dla równowagi, kogoś o formacie Boya-Żeleńskiego, przekłuwającego ostrą, ale jak lekarzowi przystoi zdezynfekowaną igłą nadęty balon wzniosłego moralizatorstwa. I szkoda, że współczesny polski feminizm bardziej zdaje się czerpac z i wzorowac na zachodnich ideach, zapominając o swoich rodzimych korzeniach. Przecież przydałaby się polskim feministkom piekna i żarliwa, nieustępliwa i bezkompromisowa patronka. Bądź co bądź to Irena Krzywicka przepowiadała "zmierzch cwilizacji męskiej"
Już tylko przypis do przypisu:
Ksiądz Pirożyński w czasie wojny organizował schronienie dla dzieci żydowskich, kontrowersje wokół postawy i zachowania Boya w okupowanym przez Sowitów Lwowie trwają, Irena Krzywicka po wojnie zamilkła, choc prowadziła - w czasach PRLu! - salon literacki, wyjechała do Paryża, gdzie opiekowała się swoim chorym synem, Andrzejem. A nikomu nieznany Pitigrilli okazał się po latach tajnym donosicielem faszystowskich władz.
Inne tematy w dziale Kultura