Gdy widzę w S24 tak częste tu obecnie teksty "polemiczne" z książką Jana Grossa zastanawiam się, jakie osobiste przyczyny kierują "polemistami".
Książki żaden z nich nie przeczytał, o ile wiem opublikowana została dopiero w ostatnich dniach, a jednak jeden z drugim wie, doskonale wie, o czym mowa. Skąd wie? - z doświadczeń osobistych raczej nie, ci już wymierają i w S24 się nie udzielają, więc raczej ze wstydliwych, milkliwych, ponurych napomknień rodzinnych.
Więc teraz jeden z drugim sączy jad, bo boi się, że będą ścigac, odbierac, wystawiac pod pręgierz? A może wręcz przeciwnie - dumny jest z powojennego wzbogacenia, nie widzi nic w tym wstydliwego i jest po ludzku oburzony bezpodstawnym czepianiem się?
Za każdym razem, gdy kolejny "niezależny publicysta" zaprzecza zjawisku szmalcownictwa, grabieży pożydowskiego majątku, za kolejnym powtórzeniem tezy, że Gross zmyśla, że nic takiego ne miało miejsca przypominam sobie los pięknej i mądrej Zuzanny Ginczanki, jednej z najwspanialszych polskich poetek miłosnych, w niczym nieustępującej Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, autorce przejmujących erotyków, która ukrywała się we Lwowie i Krakowie, uciekając z kolejnych kryjówek przed kolejnymi szmalcownikami, bezskutecznie, bo zamordowana została w przededniu wyzwolenia Krakowa.
Nie wierzycie Grossowi? Nie wierzycie Ginczance? Przecież ten i ten i ten doskonale wiedzą, jaka była prawda, gdy na Allegro wystawiają żydowskie pamiątki.
Tak pisała:
Non omnis moriar - moje dumne włości,
Łąki moich obrusów, twierdze szaf niezłomnych,
Prześcieradła rozległe, drogocenna pościel
I suknie, jasne suknie pozostaną po mnie.
Nie zostawiłam tutaj żadnego dziedzica,
Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera,
Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla,
Donosicielko chyża, matko folksdojczera.
Twoje, niech twoim służą, bo po cóż by obcym,
Bliscy moi - nie lutnia to, nie puste imię.
Pamiętam o was, wyście, kiedy szli szupowcy,
Też pamiętali o mnie. Przypomnieli i mnie.
Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb i własne bogactwo:
Kilimy i makaty, półmiski, lichtarze
Niechaj piją noc całą, a o świcie brzasku
Niech zaczną szukać cennych kamieni i złota
W kanapach, materacach, kołdrach i dywanach.
O, jak się będzie palić w ręku im robota,
Kłęby włosia końskiego i morskiego siana,
Chmury rozprutych poduszek i obłoki pierzyn
Do rąk im przylgną, w skrzydła zmienią ręce obie;
To krew moja pakuły z puchem zlepi świeżym
I uskrzydlonych nagle w aniołów przemieni.
Ginczanka napisała wszystko. Gross to tylko przypisy.
Inne tematy w dziale Kultura