Prezydent Polski i części Polaków popełnił błąd ortograficzny. Czyn ten haniebny i ośmieszający Ojczyznę w oczach zagranicy spotkał się z natychmiastowym potepieniem przez opinię publiczną, reprezentowaną na platformach blogowych.
Nie żartuję, google wyrzuca 279 000 wyników dla frazy "bulu i nadzieji", Wielce Czcigodni Autorzy S24 poczuli sie zmuszeni do zamieszczenia co najmniej 10 odrębnych wpisów i ponad 700 komentarzy, w których fraza występuje.
Nie liczę nawet samego "bulu", ani tym bardziej "nadzieji", bo w rezultatach znalazłyby się zapewne i te błędy popełnione przez salonowiczów w słodkiej nieświadomości zasad polskiej pisowni. Ba, w chórze potępienia znalazły się głosy nie całkiem z polską ortografią (przyznaje, że dośc trudną i nie zawsze konsekwentną) i polskim językiem obykłe.
Co nie przeszkadzało potępiaczom domagac się tego wstrętnego prezydenta defenestracji, defloracji a nawet dekapitacji (autor zarządza 5 minut przerwy w czytaniu dla konsultacji z Wikipedią).
Podobnie było i z poprzednim prezydentem. Przezabawne w istocie, uchwycone przez fotoreportera, zmagania starszego pana z kibolskim szalikiem wywołały lawinę żądań abdykacji ze strony jego przeciwników i bohaterską obronę zwolenników, wykazujących, że prezydent miał głupią minę nie na jednym a na czterech aż zdjęciach, co oczywiście było dowodem na manipulację prasową. Nie nadążacie za logicznym galopem tej argumentacji? Ja też nie, ale fundamentem myślenia było, że wszystkie wpadki poprzedniego prezydenta były rezultatem manipulacji prasowych.
Kto stał za wpadkami, mniej lub bardziej śmiesznymi, prezydenta Kwaśniewskiego nie wiadomo, ale wiadomo, że autorem wpadek prezydenta Wałęsy był on sam i nikt inny. Wpadki były barwne, ludowe i weszły nawet do skarbnicy polskich powiedzonek - te wszystkie "plusy dodatnie i plusy ujemne", "nie chcem ale muszem" i wreszcie głeboko egzystencjalne, bo któż z nas nie doznawał tego rozdarcia "jestem za a nawet przeciw". NIe po każdej głowie państwa zostaje tak bogata spuścizna kulturalna. A przecież jeszcze dzisiaj jego przeciwnikom nie przechodzi przez gardło słowo "prezydent" w jednym zdaniu z nazwiskiem "Wałęsa".
I tak dochodzimy do wniosku, że jedynym prezydentem bez wpadek byl Wojciech Jaruzelski. Godnie, nieco sztywniacko sprawował swój urząd, trzymając się procedur, formalności - i przede wszystkim form. I godnie przekazał go dalej - gdyby historię jego życia oceniac jedynie za epizod prezydencki, to nie można by mu nic zarzucic.
To dobrze, że prezydenci Polski zaliczają wpadki ortograficzne, mają problemy z kibolskimi szalikami (wolelibyście prezydenta z dobrze wycwiczoną praktyką z żylety?), czasami się chwieją lub tworzą uskrzydlone powiedzenia.
Zainteresowanie gawiedzi zaś prezydenckimi błahymi wpadkami, dowodzi jedynie tego, że gawiedź, ci "niezależni publicyści" jak się na wyrost sami nazywają, pozostaje gawiedzią, gapiami życia politycznego, mechanizmów polityki nie ogarniającymi.
O właśnie, gapie rzucają się na następny temat - co kto i w jakiej kolejności powiedział na temat prezydenckiego pochówku. Temat z gatunku tych ciężkich.
No dobra, ale wracajmy do prezydentów i lżejszych stron sprawowania przez nich władzy.
W innych krajach bywa ciekawiej.
Historyczno-genealogiczna kontrowersja wokół Thomasa Jeffersona, jednego z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych, trwała ponad 200 lat. Po śmierci żony nawiązał związek z nieletnią opiekunką swoich córek, Sally Hemings. Sally miała wówczas 15, Jefferson był od niej starszy o 30 lat. Co prawda Sally była przyrodnią siostrą zmarłej żony przyszłego prezydenta, ale urodziła się po złej stronie bariery rasowej i była niewolnicą. Trudno dziś cokolwiek powiedziec o wzajemnych relacjach Jeffersona i jego konkubiny, ich związek był na wpół tajny, choc zwyczaj brania sobie kochanek spośród niewolnic nie był obcy ówczesnym obywatelom stanu Virginia.
Thomas Jefferson i Sally Hemings mieli sześcioro dzieci, z których czworo dożyło wieku dorosłego, a ich związek trwał 38 lat, do śmierci Jeffersona. Wielu legalnym parom należałoby życzyc takiej trwałości i wzajemnego przywiązania. Kontrowersja, jak napisałem, trwała ponad 200 lat. Przedstawiciele oficjalnej linii potomków Thomasa Jeffersona zaprzeczali, by był on ojcem dzieci Sally. Z drugiej strony tradycja rodzinna w bocznej linii, wzmianki prasowe (ach ta prasa, zawsze do czegoś się przyczepi) i niektórzy historycy tej oficjalnej wersji zaprzeczali. Dokonane w 1998 badania DNA, wraz z ponowną analizą dostępnych dokumentów potwierdzają, że ojcem dzieci Sally był jednak Jefferson.
No, może i trudno nazwac trwający 38 lat nieformalny związek wpadką.
Ale już historia Felixa Faure ma pełen wymiar skandalu. Ten wieloletni poseł Zgromadzenia Narodowego, minister marynarki wybrany został na urząd prezydenta Republiki Francuskiej jako kandydat kompromisowy (tzn bez wyrazu i nikomu nie wadzący). Niczym szczególnym się nie zasłużył, a autorzy przyzwoitych haseł w encyklopediach musieli porządnie się natrudzic, by wycisnąc choc jeden akapit podsumowujący jego oficjalną działalnośc - ot przyjmował w Paryżu cara Rosji, składał w Rosji kontrwizytę i sprzeciwiał się ponownemu osądzeniu w sprawie Dreyfusa.
Gdyby nie to: 16 lutego 1899 roku służba została wezwana do prywatnych apartamentów prezydenta przez jego bliska przyjaciółkę, panią Marguerite Steinheil, w pośpiechu zbierającą rozrzucone części własnej garderoby. Prezydent doznał apopleksji w czasie, hm, aktu seksualnego obejmującego seks oralny. Z tej racji pani Steinheil dorobiła się przydomka "la pompe funebre" co da się przetłumaczyc, z zachowaniem dwuznaczności na "pompę pogrzebową". O panu prezydencie już więcej w notce nie będzie, martwi prezydenci raczej nie wywołują nowych skandali, madame Steinheil skandalami i owszem, licznymi, wsławiła się jeszcze niejednokrotnie, wliczając w to oskarżenie o zamordowanie męża i teściowej. Mimo niezbitych ponoc dowodów została uniewinniona. Ale to już zupełnie inna historia.
Dlaczego wszystko to piszę - żeby uzyc strofy toyahowej? Otóż piszę ku rozbawieniu i pouczeniu, wbrew politycznemu zacietrzewieniu i zaślepieniu. Doprawdy, drodzy koledzy współsalonowiecze (Boże, w jakim ja towarzystwie się znalazłem), nie ma czym się ekscytowac. Pozekajmy aż ten lub kolejny prrezydent uczyni coś co będzie mogło się mierzyc z czynami wielkich mężów historii.
Inne tematy w dziale Kultura