No dobra, nie żebym od razu porównywał się z którymś z byłych lub obecnym prezydentem, bo ci, jak wiadomo, mieli i mają śmiesznostki. Zwykli śmiertelnicy zaś są co najwyżej obciachowi.
Nie lubię niechlujstwa językowego, nie żebym sam nie byl bez winy. Zdarza mi się zrobić błąd ortograficzny, czasem składnia staje dęba, albo nawet wywraca się na grzbiet (niekiedy celowo, jako zabieg stylistyczny) i chętnie bym zreformował zasady polskiej interpunkcji.
Ale ja o czym innym.
Zieję ogniem, gdy natykam się na użycie epitetu "spolegliwy" w znaczeniu "uległy". Spolegliwy to w intencji introduktora tego słowa, Tadeusza Kotarbińskiego, "na którym można polegać". Nie ma przecież potrzeby dublowania słówka "uległy", widać prof Kotarbiński uznał, że brak poręcznego określenia tej dotychczas nienazwanej cechy charakteru i poświęcił spolegliwości rozprawkę filozoficzną.
Pewnie znajdzie się więcej podobnych przykładów, nic akurat nie przychodzi mi do głowy, liczę na wiernych czytelników.
Z pewną bliską mi młodą osoba prowadziliśmy kiedyś ożywione dyskusje, w których ona próbowała mnie przekonać, że istnieje czasownik "korektorować" i stanowczo odrzucała moje próby korekty, że istnieje tylko "korygować". Argument miała nie do obalenia "wszyscy tak mówią" i z obrzydzeniem odtrącała podsuwane jej słowniki. W końcu doszliśmy do rozsądnego kompromisu: "korektorować" oznacza "używać korektora" ale nanoszenie porawek jest "korygowaniem".
Rozumiem więc, że najwięcej o języku ma do powiedzenia uzus, chciałbym jedynie, by uzus czasami się zreflektował i sobie odpuścił.
Inne tematy w dziale Kultura