Jako umiarkowany zwolennik lustracji w granicach prawa chciałbym i ja wypowiedzieć się z głębi mojej niekompetencji z następującym apelem:
Odp...cie się od Chrisa Cieszewskiego
Może sobie być Krzyś Cieszewski zarozumiałym bufonem, który nie mógł oprzeć się pokusie zaznania krótkiej sławy i występów w telewizji, może nas śmieszyć amerykanizacją imienia i udawaniem, prawdziwym lub nie, że Polish language to ja zupełnie zapomniecz, możemy myśleć, że doprawdy, trzeba być ślepym leśnikiem, by na zdjęciu nie potrafić dojrzeć powalonego drzewa i wyznaczać jego położenie za pomocą żmudnych wykresów, które to mają do siebie, że prowadzą w pokrzywy to jest w kupę śmieci.
Można powiedzieć, że Chris Cieszewski jest ojcem nowej dziedziny nauki, czyli trójkątologii odlecianej, swawolnej siostry z nieprawego łoża fotogrametrii satelitarnej, cudownego narzędzia pozwalającego na udowodnienie wszystkiego wszędzie.
Ale jako zwolennik umiarkowanej lustracji w granicach prawa uważam grzebanie w niedopalonych papierach służb w celu wyłowienia haków i budowanie na tym publikacji za odpowiednik publikacji o "mamie Madzi", jednej z najobrzydliwszych prasowych nagonek ostatnich lat w Polsce.
Można chyba się zgodzić, że lustracja jest motywowana w trzech przypadkach:
- gdy osoba kandyduje na lub zajmuje stanowisko publiczne. Tutaj jestem zwolennikiem daleko posuniętej przezroczystości delikwentów, łącznie ze szczegółami z życia prywatnego. Może i nie jesteśmy my sami na co dzień bezgrzeszni, ale od osób publicznych mamy prawo wymagać więcej, bo też więcej na nich spoczywa odpowiedzialności i czyha pokus.
- gdy osoba dopuściła się, w trakcie świadczenia usług dla służb, przestępstw
- w ramach retaliacji dla zbyt gorliwych lustratorów. Nie mam jakby oporów ni kaca moralnego gdy ktoś dobiera się do przodków Kani i Targalskiego i grzebie w ich papierach rodzinnych w głąb aż do późnego neolitu. Zasłużyli sobie.
Krzyś Cieszewski do stanowisk publicznych nie kandyduje, nic nie wiadomo, by za lustracją gardłował lub ją prywatnie podejmował i nic nie wiadomo, by dopuścił się przestępstw, więc pod żaden z punktów nie podpada. Nawet jeśli na moment przyjąć, że rzeczywiście był tajnym współpracownikiem służb komunistycznych w latach osiemdziesiątych to byłaby to wyraźna skaza na życiorysie - ale ważna tylko dla najbliżej zainteresowanych. Upowszechnienie tego rodzaju faktów to śmierć cywilna, kara nieformalna, ale niewspółmierna w skutkach do ewentualnie popełnionych nieprawości, niezacieralna w żadnych rejestrach i nie dająca prawa do apelacji. Powtarzam - gdyby tak rzeczywiście było - i nie zamierzam bawić się w prywatnego detektywa salonowego i dochodzić jak tam było naprawdę. ni psychologizować co go do tego pchnęło.
To powiedziawszy nie mogę się nie przyznać do odczuwania złośliwej schadenfreude, czyli radości z cudownej wpadki salonowych i pozasalonowych lustratorów z oberlustratorem Antonim Macierewiczem na czele. Obejrzałem nawet kilka minut jakiegoś wywiadu z AM, gdzie wijąc się i kręcąc, groźnie modulując głos robił z siebie buca. Co zresztą wyraźnie przychodziło mu z łatwością, ba, rozkoszował się rolą.
Przypatruję się z satysfakcją popisom gimnastycznym koryfeuszy S24, godnym samej Olgi Korbut, którzy w potrójnym salto mortale z poczwórnym axlem, z entuzjazmem burdelmamy dowodzą swojego dziewictwa. Nicków nie chce mi się wymieniać, sama zacna szczujnia S24, dzisiaj wiszą pewnie jeszcze na stronie głównej, a jutro wyjdą z nową podłością. Jak im pięknie drży głos z oburzenia, jak ociekają niewinnością, jak prześcigają się w lukrowaniu hipokryzją szamba, w którym na codzień bytują. Nabieracie się na to? Ależ oczywiście, że się nabieracie, przecież jeszcze się nie zdarzyło, byście się nie nabrali
No, ale Chris Cieszewski, mimo, że bufon i ślepy leśnik, niczym sobie na lustrowanie nie zasłużył.
Więc odp...cie się od Chrisa Cieszewskiego
Lata osiemdziesiąte - z ręką na sercu, każdy kto wówczas żył, ma na sumieniu różne drobne grzeszki. Zakochania w Kim Wilde, podwijane rękawy marynarek, blond paski we włosach, współpracę...
Inne tematy w dziale Polityka