"Mężczyzna w ciąży" - donosi londyński "The Times", a za nim polskie media. Wiadomość zaiste wstrząsająca, tyle, że mające mniej więcej tyle wspólnego z faktami, ile twierdzenie, że minister Kamiński jest małą dziewczynką. Każdy, kto bowiem przeczytał tekst ma bowiem świadomość, że Thomes Beatie, który nosi w sobie dziecko jest kobietą (Tracy Lagondino), której obcięto piersi, podano męskie hormony, ale która nie tylko nie ma członka, ale zachowała sobie macicę i żeńskie organy płciowe (co w tekście zgrabnie określone jest jako "zachowanie praw reprodukcyjnych). Jeśli więc kimś Thomas/Tracy jest to na pewno nie jest mężczyną, co najwyżej nieco okaleczoną kobietą... I tak się rzeczy mają w sferze faktów.
Jednak poza tą sferą istnieje jeszcze przestrzeń etyczna. I tu już nie ma z czego żartować, chociaż wypowiedzi pary (no właśnie jakiej lesbijskiej?, bo przecież nie heteroseksualnej?) mogą skłaniać do śmiechu. Ot, choćby taka, gdy "mężczyzna w ciąży", ale z żeńskimi narządami informuje, że po urodzeniu będzie już zupełnie normalnie, on będzie ojcem, a żona matką. Problem w tym, że według prawa i powszechnego odczucia będzie inaczej, bo matką jest osoba, która dziecko urodziła. Czyli prawnie i zdroworozsądkowo matką będzie ojciec, a matka co najwyżej matką bis.
Jak przeżyje to dziecko, jakie będą skutki dla niego - to oczywiście nikogo nie zajmuje, bo przecież - jak to tłumaczą "szczęśliwi rodzice": "chęć posiadania biologicznego dziecka nie jest zarezerwowana dla mężczyzny czy kobiety, to jest chęć ludzka". I jak wszyscy wiemy nie ma ona nic wspólnego z płcią, seksualnością czy zwyczajnym człowieczeństwem. Jest ona chęcią, tak jak chęcia jest ładna koszula, albo brak piersi.
Ale w całej tej sprawie ciekawe jest jeszcze co innego, czyli to, co stanowi o naszej tożsamości. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że istnieję pewne stałe i niezmienne fakty biologiczne, które stanowią o naszej płciowości. Ale nie, bo jak pokazuje przykład Tracy/Thomasa wystarczy chęć i przekonanie, że jest się kimś innym, bez potrzeby realnych zmian (które w istocie są okaleczeniem, a nie dotykają tożsamości). Mężczyzną można być więc z pochwą i macicą, a kobietą z członkiem.
Idąc dalej domagam się praw dla ludzi-żołwi. Oni też czują się żółwiami, i choć nie mają skorup (co najwyżej czasem je nakładają) i żyją krócej - też chcą mieszkać w zoo. A gdy któreś z nich zajdzie w ciąże i urodzi zdrowe dziecko czekam na wielki tekst w gazetach pod tytułem: "Żółw urodził człowieka". I w zasadzie nie będzie się on specjalnie różnił od doniesienia o tym, że "mężczyzna jest w ciąży".
Inne tematy w dziale Polityka