Teutonick Teutonick
764
BLOG

Zdradzeni przez liderów, zdradzeni przez hierarchów

Teutonick Teutonick Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 11
   W ostatnich sezonach w wypowiedziach naszych krajowych kościelnych dostojników, takich jak chociażby arcybiskup Gądecki, kardynał Nycz czy też prymas Polak, można było wychwycić wiele co najmniej kontrowersyjnych tez i sentencji, zwłaszcza biorąc pod uwagę to z czyich ust wspomniane frazy miały okazję padać. Po całej serii złotych myśli na temat konieczności przyjmowania tzw. uchodźców i potępianiu za to dla odmiany w czambuł wszelkich działań podejmowanych przez naszych rodzimych narodowców wraz z wyznawanym przez nich systemem wartości, które to rzucane w przestrzeń publiczną mądrości wzbudzały rzecz jasna zachwyt całego szeregu antykościelnych mediów, niejednokrotnie jako „czynniki zewnętrzne” strojących się w fatałaszki najbardziej zatroskanych o kondycję KK w Polsce i na świecie, wreszcie po spostponowaniu „bałwochwalczej miłości do ojczyzny” przez pierwszego z wymienionych dżentelmenów, od kolejnego mieliśmy właśnie nie tak dawno możliwość dowiedzieć się o tym, że „nasza ojczyzna jest w niebie”, w domyśle jako jedyna prawdziwa, którą to teorię miał również ponoć wyznawać „błogosławiony ksiądz Jerzy”, swego czasu znany z organizacji właśnie mszy za ową „niebiańską ojczyznę”, co jakoś nijak się twórcom podobnie karkołomnych teorii ze zdrowym rozsądkiem nie kłóci. Tym samym polski Kościół za sprawą własnych przywódców zdaje się zwracać w kierunku jakowejś dziwacznej internacjonalnej utopii, odżegnując się od własnych tradycji w pielęgnowaniu poczucia wspólnoty i krzewieniu patriotyzmu wśród rodzimych owieczek. Być może miałoby to świadczyć o pewnego rodzaju wolcie w kierunku odejścia od Kościoła stanowiącego jeden z filarów naszej narodowej tożsamości na rzecz restauracji idei jakowejś ponadnarodowej korporacji z centralą w Watykanie, wobec której lojalność winni są przecież niejako z urzędu rzymskokatoliccy duchowni.
   Sądzę, że w czasach gdy duchowieństwo jako całość jest poddawane ciągłemu ostrzałowi, którego ostatni wykwit stanowi chociażby medialne wzmożenie rozpętane wokół filmu zawierającego właśnie nieco inną nazwę owej grupy zawodowej w tytule, czego rezultatem jest naganianie bezrozumnych rzesz widzów do kin w myśl zasady „miliony much nie mogą się mylić”, przydałoby się hierarchom więcej rozwagi w wypowiedziach i nie otwieranie sobie kolejnych, całkowicie niepotrzebnych zresztą, frontów wśród grup społecznych, które do tej pory czuły się z reprezentowaną przez owych „liderów w sutannach” organizacją kościelną w sposób nierozerwalny związane, w imię przymilania się do tych, którzy tak czy inaczej mają, wbrew nieraz pięknym „troskliwym” deklaracjom, całą tę instytucję w głębokim poważaniu, chcąc dla niej w istocie jak najgorzej. Strategia wyszydzania idei wyznawanych na co dzień przez najbardziej „żeleźniacką” część wiernych, a w ten sposób de facto odwracanie się od tejże grupy poprzez lekceważenie poglądów reprezentowanych przez składające się na nań jednostki na rzecz forsowania mrzonek o przywróceniu na łono Kościoła tych wszystkich „zbłąkanych” baranków, których rzekomo miałyby przyciągnąć do niego przeróżne franciszkowe mniej lub bardziej egzotyczne bonmoty i medialne działania pozorowane, skończyć się musi z czasem dla polskiego KK tym samym, co już od jakiegoś czasu ma miejsce w pustoszejących obiektach sakralnych państw tzw. starej Europy, zaś wychodzenie z założenia, że najbardziej zagorzali wierni „i tak od nas nie odejdą”, może w kluczowym momencie poskutkować pozostawieniem którejś z części ciała w całkowitym zanurzeniu w czeluściach przysłowiowego nocnika, podobnie jak się zresztą rzecz ma w przypadku niektórych, niewiele mających wspólnego z ideologią przypisywaną zwyczajowo „polskiej prawicy”, pomysłów promowanych co jakiś czas przez poszczególnych przedstawicieli obecnej władzy świeckiej.
   Tymczasem bowiem wróg (lub jak kto woli konkurencja) nie śpi, poza waleniem w księży jak w bęben po staremu wiodące mendia Rzeczpospolitej zwyczajowo nie mieszkają podsuwać zdezorientowanym-wykorzenionym-zainteresowanym członkom leminżego plemienia przeróżnych innych form i kultów religijnych, wśród których wiodącą rolę powierzono już dawno, uświęconemu męczeństwem tak wielu wybitnych jednostek, wyznania powiązanego z drugoświatowowojennym epizodem palenia ludźmi w piecach. Ów namiętnie wcielany w życie imperatyw skutkuje na ten przykład tym, że łonetowy portal kierujący swój zasadniczy „przekaz” do miejscowej leminżerii – lub jak kto woli do potencjalnych/nieszczęsnych wyborców pewnego sardonicznego Rafałka – ostatnim czasem aż w trzech miejscach (działy „wiadomości”, „styl życia” i „wiesz więcej”), publikując w nich jeden i ten sam wywiad, pompuje do granic absurdu jejmościnę, która postanowiła wypłynąć na szersze wody, nagrywając jidyszowe przedwojenne arcydzieła pieśniarskie, rzekomo „wygrzebane” skądinąd, już w tytule przekonując nas maluczkich do tego, że „kultura żydowska jest częścią naszego dziedzictwa” - w domyśle jako kultura wyższa skierowana do - tej bardziej światłej rzecz jasna - części naszego, wciąż w swej ciemnej masie tkwiącego w obrzydłych Panu Jahwe grzechach i bezeceństwach, społeczeństwa. Należy przy tym nadmienić, że od całego szeregu lat zewsząd nachalnie stręczy się naszemu „mniej wartościowemu narodowi tubylczemu” tego rodzaju rewelacje jako istny dar niebios. Dziedzictwem zwykłego plebsu zaś i mierzwy ludzkiej, jaką to rolę przyszło nam nieodmiennie pełnić w zestawieniu z całą tą gudłajską arystokracją, pozostaje co najwyżej muzyka disco-polo wraz z przypisaną jej estetyką rodem z festynu ludowego, czego ewidentne przejawy stanowią chociażby działania „promocyjno-ukulturniające” podejmowane wobec nieszczęsnych telewidzów przez aktualnie nam panującego szefa TVP.
   Jednak z przekazu medialnego da się jeszcze wyłowić jakoweś ogniki gasnącej powoli nadziei. Najpierw jeden udający dziennikarza „redachtor” z potężnymi dziurami w śródmózgowiu, wypalonymi całymi latami przyjmowanymi twardymi używkami, rzuca do kamer odkrywczą myśl mówiącą nam o tym, że przecież „nie wszyscy księża są przestępcami”, aby następnie inny nocnikarski spaśny wieprzek mógł zauważyć przytomnie, iż rzekomo „problem pedofilii wśród księży dotyczy ok. 5%”. Oczywiście nie wyjaśnia skąd mu się wzięły takowe dane statystyczne, ani jaki odsetek podobnych wykolejeńców funkcjonuje w ramach populacji złożonej z nauczycieli, lekarzy, opiekunów grup dziecięcych itp., ale kogo by to w końcu mogło obchodzić. Do tego wszystkiego dokłada się z drugiej mańki znakomita małżonka mości prezydenta-elekta, kultywującego ideologię zaszczepioną niegdyś w tutejszym narodku niczym trujący bluszcz przez swego patriarchę z wersalskich obrazów ściennych tudzież traktatów jakowego innego imć Morina. Owa niewiasta dla odmiany w przerwach pomiędzy braniem swego mężula pod żoniny pantofel, poddawaniu się której to czynności dowody już niejednokrotnie miał ów okazję dawać podczas minionej kampanii, postanowiła w końcu, po udanych dla własnej „familii” rozstrzygnięciach wyborczych, dać głos do jakowegoś „lifestylowego” szmatławca, opowiadając szeroko i bez cienia żenady o tym, jak to postanowiła ona ukarać niedobrych polskich księży i biskupów za ich jakże niegodną kapłana postawę wobec m.in. reformy sądów (!), poprzez nie posyłanie młodszej latorośli do Pierwszej Komunii Świętej oraz zwolnienie całej dwuosobowej progenitury z obowiązku uczęszczania na lekcje religii. Doprawdy trudno o większy cios dla Kościoła Powszechnego, za to chyba właśnie ujawnił się powód, dla którego nasz pięknolicy Czaskoś chował do tej pory w głębokiej rezerwie swoją nieco mniej pięknolicą, za to - jak widać z wypowiedzi - równie błyskotliwą współmałżonkę.

Teutonick
O mnie Teutonick

szydercza szarańcza

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo