Te wybory interesowały mnie przede wszystkim jako test na to, jak PiS w skrajnej sytuacji może sobie poradzić. Nie znam takiego przypadku, by najbardziej zwalczana przez media partia została jeszcze poddana próbie ognia, czyli rozłamowi dokonanemu w przeddzień wyborów, i wyszła z tego obronną ręką.Kilkuprocentowa przewaga PO w tej sytuacji jest albo sukcesem partii Jarosława Kaczyńskiego, albo klęską Platformy. Wyniki wyborów samorządowych nigdy nie są tożsame z wyborami prezydenckimi, więc porównania muszą mieć bardzo ogólny charakter. PiS przegrywa do PO z podobnym dystansem, jak przegrał wybory prezydenckie. Wtedy jednak ogłoszono to jako sukces, dzisiaj media mówią o klęsce. Najgłośniej krzyczą zaś o przegranej ci, którzy są jej sprawcami. Rozumiem powody, dla których część polityków PiS chciała opuścić tę partię. Absolutnie nie rozumiem, dlaczego zrobili to w czasie wyborczej ciszy. Tydzień temu napisałem, że zrobią wszystko, żeby rezultat PiS był jak najniższy. I rzeczywiście zrobili. Oczywiście nikt przy zdrowych zmysłach z powodu rozłamu w PiS nie poszedłby głosować na PO. Niemniej sukces PSL i wystraszenie części wyborców do jakiegokolwiek głosowania może mieć wiele wspólnego z działalnością grupy Joanny Kluzik-Rostkowskiej.
Po ostatnich wydarzeniach PiS-owska fronda jest w stanie oprzeć się jedynie na elektoracie PO, czego im zresztą serdecznie życzę. Z całą pewnością jednak nie życzą sobie tego szefowie Platformy. Rozłamowcy mogą istnieć w mediach tylko wtedy, gdy będą wściekle atakowali PiS. Dla nich to jednak droga do politycznej emerytury. Jeżeli się nie podporządkują, porządek z nimi zrobi sama PO.
Logika możliwych wydarzeń politycznych wokół grupki rozłamowców jest nieubłagana. Próba zmiany „PiS-light” w „PO-light” nie wzbudzi entuzjazmu TVN czy „Gazety Wyborczej”. Załóżmy jednak, że mimo wszystko im się uda. Co mogliby osiągnąć na scenie politycznej? Poparcie mediów istnieć będzie tylko wtedy, gdy realizować będą politykę PO. Takie sprawy jak wyjaśnianie katastrofy w Smoleńsku, obrona naszej suwerenności, wciskająca się do życia politycznego korupcja będą mogły toczyć się wyłącznie tak jak obecnie. I to jest chyba ideał, o którym może marzyć niejeden Putin: wygrać polskie sprawy rękami bardzo polskich polityków.
Ale może ma rację naczelny „Rzeczpospolitej” Paweł Lisicki: w Smoleńsku nie było przecież żadnego zamachu, śledztwo w sprawie zwykłej katastrofy toczy się niemal dobrze, naszej suwerenności nic nie zagraża, a z korupcją jakoś sobie poradzimy? Jeżeli tak, to rzeczywiście nie ma co się szarpać. Lepiej zapisać się do partii Donalda Tuska. Drobne problemy z linią programową czy niedotrzymanie wszystkich obietnic wyborczych dadzą się skorygować w ramach samej Platformy. Po cholerę kombinować z rozłamami, skoro Polska kwitnie i jest całkowicie bezpieczna?
Wielu dziennikarzy, szczególnie z prawej strony, chce jakoś przetrwać w świecie, w którym ekipa rządząca kontroluje albo przynajmniej wpływa na dominujące media. Nie chodzi nawet o kariery, ale o minimum akceptacji – tak, żeby ich czasem zaprosili do studia. „Prawicowość” ekipy Kluzik-Rostkowskiej daje im wystarczającą szansę na znalezienie odpowiedniej przestrzeni życia. Niektórzy z nich już dostrzegają programową głębię i organizacyjne talenty członków rodzącej się partii. Mnie ta perspektywa nie jest dostępna. Dawno temu zostałem wygnany z czołowych salonów telewizyjnych. Przyzwyczaiłem się patrzeć na świat oczami zwykłego śmiertelnika. Przyglądam się nowemu zjawisku na scenie politycznej najdokładniej jak mogę. Widzę wyłącznie szkodników.
Jarosław Kaczyński musi wyciągnąć z tego, co się stało, wnioski. Każda partia potrzebuje bezideowych specjalistów. Tacy ludzie jednak nie zasiadają w gremiach kierowniczych ani nawet nie zapisują się do partii. Ich się po prostu wynajmuje i dobrze im płaci. Otaczanie się cynikami zawsze kończy się tym, że w najtrudniejszym momencie wbiją nóż w plecy. Nie jest też odpowiedzią na rozłam hołdowanie zasadzie: mierny, ale wierny. Przyjaciele potrafią powiedzieć szefowi, co myślą. Potrafią też twardo walczyć o swoje racje. Nigdy jednak nie robią tego kosztem wspólnego interesu. Prezes PiS musi sięgnąć po nowych ludzi mających zarówno autorytet, jak i zdolności polityczne. Jeżdżę po Polsce i spotykam ich naprawdę wielu. Trzeba się na nich otworzyć, a sprawy pójdą w zdecydowanie lepszym kierunku.
Tomasz Sakiewicz
Autor Bajek dla Marysi i Alicji, współautor książek Układ i Flaki z nietoperza oraz Partyzant wolnego słowa.
www.gazetapolska.pl
www.niezalezna.pl
www.GPCodziennie.pl
www.TelewizjaRepublika.pl
ur.31.12.1967.
W latach osiemdziesiątych działał w ruchu Oazowym i Muminkowym opiekującym się dziećmi z upośledzeniem umysłowym. Uczestnik organizacji opozycyjnych, w tym konspiracyjnych struktur w liceach na warszawskim Żoliborzu, Ruchu Katolickiej Młodzieży Niepodległościowej, NZS wydział psychologii.
Współpracownik ukazujących się w drugim obiegu "Słowa Niepodległego" i "Wiadomości Codziennych". W 1989 r. współzałożyciel ZChN.
Wycofał się z polityki w 1991 i zajął dziennikarstwem.
1991-1992 dziennikarz "Nowego Świata",
1992 założyciel "Gazety Polskiej", następnie wieloletni szef działu ekonomicznego, a potem krajowego.
Od 2005 r. redaktor naczelny. Prowadził wiele audycji w Polskim Radiu i TVP, w tym "Pod prasą, "Rozmowy Jedynki", "Trójka po trzeciej". Od 2011 red. nacz. Gazety Polskiej Codziennie, współzałożyciel Telewizji Republika.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka