"Czy ktoś tuszował okoliczności śmierci b. posłanki SLD? - Barbara Blida nie żyje, oficjalna wersja: popełniła samobójstwo - świadkiem takiej rozmowy funkcjonariuszy ABW pół godziny po tragedii był informator "Polski". A "Uwaga" dotarła do tajnego raportu biegłych, którzy badali akcję ABW." Zamurowało mnie, kiedy to przeczytałem http://www.tvn24.pl/-1,1547251,wiadomosc.html
Myślałem, że jakieś granice bezmyślności moich kolegów po fachu. Przypominam sobie jeden z artykułów, jaki opublikowano kilka dni po śmierci Blidy, którego autorka twierdziła, że w łazience posłanki SLD padło .... kilka strzałów.
Założę, się, że gdyby prokurator przesłuchał autora tych sensacji, to ten naturalnie natychmiast zasłoniłby się tajemnicą dziennikarską. Gdyby taki świadek naprawdę istniał, to juz dawno byłoby o nim głośno.
"Polska" i "Uwaga" dotarły do "tajnego raportu biegłych". Może tak było. Ale jest jednakże ekspertyza uzupełniająca, wykonana przez Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Komendy Głównej Policji na polecenie Prokuratury Okręgowej w Łodzi, która bada okoliczności śmierci Barbary Blidy. A do niej "śledczy" nie dotarli. Może nie pasowała do założonej sensacyjnej tezy. Nie wiem.
Eksperci dochodzą w tej dodatkowej ekspertyzie do ciekawych wniosków. Według nch nie można stwierdzić, gdzie był przechowywany rewolwer Astra, z którego zastrzeliła sie Blida. Nie wiadomo też, czy broń była w szafce w łazience czy Blida miała go w szlafroku.
"Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można powiedzieć, że w chwili śmiertelnego strzału Blida przebywała w mniejszym pomieszczeniu łazienki w bliżej nie określonym ustawieniu i miejscu. Świadczą o tym spójne zeznania Barbary P., funkcjonariuszki ABW oraz Henryka Blidy".
Mąż Blidy zeznał: "Żona leżała w rogu tej wnękl, właściwie siedziała, opierając się o ściane i regał. Wyglądała jakby zemdlała, była blada. Podbiegłem do niej, rozchyliłem szlafrok i wtedy spod szlafroka wyleciała broń".
Po strzale do łazienki wpadła funkcjonariuszka, Henryk Blida i dowodzący akcją w domu Grzegorz S. Rozpoczęła sie akcja reanimacyjna Barbary Blidy, kilka minut później przyjechały karetki reanimacyjne siemianowickiego pogotowia.
Eksperci też twierdzą, że krew w łazience była Barbary Blidy, a nie innej osoby.
Nie można stwierdzić, z której ręki został oddany strzał oraz czy język spustowy rewolweru został naciśnięty kciukiem czy palcem wskazującym. Dlaczego? Otóż budowa tej broni (krótka lufa) umożliwia oddanie strzału z przyłożenia zarówno wtedy, gdy broń znajdowała sie w prawej ręce i język spustowy był ściągnięty palcem wskazującym, jak również gdy rewolwer Blida trzymała w lewej ręce, a spust nacisnęła kciukiem.
Specjalistyczne badania wykazały, że najbardziej prawdopodobna jest wersja, iż Blida trzymała rewolwer w obu dłoniach (a nie jak twierdzą reporterzy Uwagi - w jednej!). Jedną ręka Blida mogła podtrzymywać broń lub szlafrok obok miejsca przyłożenia lufy do ciała, a palcami drugiej - nacisnąć spust.
Nie można na podstawie śladów cząstek GSR (powstają w czasie oddania strzału z broni palnej) pobranych z odzieży funkcjonariuszki, stwierdzić jaka była pozycja obu kobiet w czasie tragedii. Co prawda na kurtce funkcjonariuszki ABW znaleziono ślady cząsteczek GSR, ale były innego rodzaju (amunicja zachodnia, a nie dawnego bloku wschodniego - jak w broni B.B.), niż te na szlafroku Blidy.
Najprawdopodobniej cząsteczki GSR na odzieży funkcjonariuszki ABW wzięly się stąd, że miała swoją broń w kaburze, pod kurtką.
Dlaczego zachowały sie jedynie cząstkowe ślady linii papilarnych? Według biegłych zależy to od podłoża, z którego zostały zdjęte.
Inne tematy w dziale Polityka