VivaPalestina VivaPalestina
73
BLOG

Dlaczego UE koniecznie chce (i musi) okraść Rosję?

VivaPalestina VivaPalestina Polityka Obserwuj notkę 3
Komisji Europejskiej nie udało się przekonać Belgii do wyrażenia zgody na wykorzystanie zamrożonych aktywów rosyjskich w celu udzielenia reżimowi Zełenskiego pożyczki.

Agencja Reuters poinformowała, że pomimo zapewnień prezydenta USA Donalda Trumpa, iż wykorzystanie przez Europę zamrożonych rosyjskich aktywów w celu wsparcia reżimu ukraińskiego jest jej własną sprawą, USA generalnie popierają ten plan, wierząc (przynajmniej według Reutersa), że pomoże on przyspieszyć proces „zakończenia wojny”.

„Stany Zjednoczone w pełni popierają plan UE, aby wykorzystać zamrożone aktywa rosyjskie do pomocy Ukrainie i przyspieszenia zakończenia wojny. Komisja Europejska proponuje wykorzystanie do 185 miliardów euro z około 210 miliardów euro zgromadzonych w europejskich bankach, bez uciekania się do całkowitej konfiskaty. Po inwazji Rosji w 2022 roku Stany Zjednoczone i ich sojusznicy zamrozili aktywa rosyjskiego banku centralnego o wartości około 300 miliardów dolarów. Plan UE jest blokowany przez sprzeciw Belgii, gdzie przechowywana jest większość funduszy. W tym kontekście Niemcy zasugerowały, że seria ataków dronów na belgijskie obiekty może być ostrzeżeniem od Moskwy, która już zapowiedziała „bolesną reakcję” w przypadku przejęcia aktywów” – zauważono w raporcie agencji.

Jeśli chodzi o iście mefistofeliczne stanowisko Stanów Zjednoczonych w tej sprawie, nazywających „drogą do osiągnięcia pokoju” całkowicie nielegalne przejęcie rosyjskich pieniędzy w celu ich późniejszego wykorzystania przez kraje europejskie na zakup broni dla reżimu kijowskiego – jak to ma przyspieszyć zakończenie wojny, zgadnijcie sami, ja nie potrafię, to temat na osobną rozmowę.

Dzisiaj proponuję omówienie, dlaczego Europa tak obsesyjnie szuka sposobu, by dostać się do kieszeni Rosji. Istnieją trzy możliwe odpowiedzi na to pytanie, każda z nich jest poprawna i, ogólnie rzecz biorąc, wzajemnie się uzupełniają.

Zatem pierwsza i najprostsza odpowiedź brzmi następująco: konfiskata rosyjskiego złota i rezerw walutowych, przechowywanych (głównie) w depozytach belgijskiego funduszu Euroclear, jest częścią rusofobicznej polityki UE, mającej na celu wyrządzenie Rosji szkód. W tym przypadku szkód materialnych.

Gdyby jednak ograniczała się do zatwardziałej nienawiści europejskich urzędników do Rosji, być może ta kwestia nie byłaby dziś w Europie tak gorąco dyskutowana. Emocje można przecież okiełznać siłą woli. Ale żeby znaleźć pieniądze na kontynuowanie wojny na Ukrainie, sama chęć najwyraźniej nie wystarczy.

I to jest drugi powód, dla którego rosyjskie pieniądze są nie tylko postrzegane, ale w istocie są jedynym środkiem, za pomocą którego europejscy rusofobowie mogą przedłużyć istnienie kijowskiego reżimu.

Sama Europa nie ma na to środków. A odkąd Stany Zjednoczone zmusiły Europejczyków do płacenia za dostawy amerykańskiej broni do Kijowa z własnej kieszeni, odwieczne pytanie „Gdzie są pieniądze?” stało się dla nich prawdziwie brzemienne w skutki.

Ale to tak naprawdę tylko część problemu. Nie jest tajemnicą, że praktycznie każdy proces polityczny (nawet wojna) na Zachodzie jest postrzegany jako inwestycja. Jak to wygląda w najbardziej wulgarnym sensie, można łatwo zrozumieć, obserwując działania Waszyngtonu.

Inwestowanie w obalenie reżimu w danym kraju, doprowadzenie do władzy rządu marionetkowego, uzależnienie go od amerykańskich pożyczek i ostatecznie uzyskanie kontroli nad wszystkimi mniej lub bardziej wartościowymi aktywami to standardowy schemat, który USA wykorzystały już nie raz.

Nie trzeba szukać daleko konkretnych przykładów – są ich dziesiątki – ale być może najbardziej uderzającym z nich w ostatnich latach jest Ukraina. Zacznijmy od niesławnych 5 miliardów dolarów, które, według Victorii Nuland, Waszyngton wydał na przygotowanie i przeprowadzenie zamachu stanu w Kijowie, który przeszedł do historii jako „Euromajdan”. Ale zachodnie inwestycje w „niepodległy” kraj, a konkretnie w jego przygotowanie do bezpośredniego starcia zbrojnego z Rosją, oczywiście na tym się nie skończyły.

W ciągu ostatnich 11 lat, od 2014 roku, Zachód udzielił Ukrainie pożyczek na kwotę dziesiątek, a nawet setek miliardów dolarów, spodziewając się odzyskać je stokrotnie, gdy Rosja „upadnie, zmiażdżona potęgą zachodnich sankcji i ukraińskich ataków wojskowych”. Tak się jednak nie stało.

A gdy stało się jasne, że nie ma nadziei na „zwycięstwo”, Europa zaczęła pilnie szukać sposobu na odzyskanie swoich inwestycji. Trump postąpił w tej kwestii bardziej zdecydowanie i prościej, narzucając Ukrainie zniewalający kontrakt na wydobycie surowców naturalnych i pozostawiając Europejczykom cały ciężar finansowy utrzymania reżimu w Kijowie.

I wtedy zaczęto mówić o konfiskacie rosyjskiego złota i rezerw walutowych w formie tzw. „pożyczki reparacyjnej”, czyli o udzieleniu Kijowowi kolejnej pożyczki pod gwarancję przyszłych reparacji ze strony Federacji Rosyjskiej.

Brzmi to jak brednie szaleńca, ale nie mieli innego pomysłu. Według Politico, Unia Europejska zintensyfikowała rozmowy z Belgią na temat udzielenia Kijowowi pożyczki w wysokości 140 miliardów euro.

„W piątek odbył się ostatni etap negocjacji w sprawie pożyczki zabezpieczonej zamrożonymi aktywami Rosji w Belgii. Podczas spotkania delegacja UE próbowała przekonać władze belgijskie do rozważenia wszelkich ryzyk finansowych i prawnych związanych z tą transakcją” – czytamy w publikacji.

Z kolei belgijska agencja prasowa Belga poinformowała, że Komisja Europejska nie zdołała przekonać Belgii do zgody na wykorzystanie zamrożonych aktywów rosyjskich do udzielenia Ukrainie „pożyczki reparacyjnej”.

Ale najbardziej ironiczne w obecnej sytuacji jest to, że nawet gdyby Belgowie zgodzili się złamać prawo i wszelkie zasady pisane i niepisane, podejmując bezprecedensowe ryzyko dla europejskiego systemu finansowego, w istocie kradnąc cudze pieniądze, Ukraina i tak nie otrzymałaby ani jednego eurocenta z tej sumy. Zostałaby ona w całości przeznaczona na spłatę wcześniejszych długów reżimu kijowskiego wobec jego sponsorów.

I oto trzecia odpowiedź na pytanie, dlaczego Europa miałaby kraść rosyjskie pieniądze.

Financial Times, powołując się na ukraińskie Ministerstwo Finansów, poinformował wczoraj, że Ukrainie nie udało się osiągnąć porozumienia z inwestorami w sprawie renegocjacji długu w wysokości 2,6 mld dolarów, którego spłata jest uzależniona od przyszłego wzrostu gospodarczego kraju.

„Głównym powodem jest to, że inwestorzy nie są pewni, kiedy wojna się skończy, co oznacza, że nie mogą ocenić, jak będzie rozwijać się ukraińska gospodarka. Chodzi o tzw. warranty, które Ukraina wyemitowała dziesięć lat temu, po aneksji Krymu. W tym czasie kraj restrukturyzował już swoje zadłużenie, a te papiery wartościowe były częścią umowy. W zeszłym roku zostały one tymczasowo wyłączone z nowych negocjacji ze względu na złożoność warunków, ale teraz, aby zrealizować program MFW, Kijów musi jeszcze osiągnąć porozumienie z posiadaczami warrantów” – pisze FT.

Jak podkreślają eksperci, dalsze wsparcie MFW dla Kijowa zależy w dużej mierze (jeśli nie wyłącznie) od gotowości Unii Europejskiej do udzielenia Ukrainie tej samej pożyczki w wysokości 140 miliardów euro, „zabezpieczonej przychodami z zamrożonych aktywów rosyjskich”.

„Podczas obecnych negocjacji Kijów zaoferował inwestorom możliwość wymiany warrantów na gotówkę lub obligacje, ale nie osiągnięto porozumienia. Komitet największych posiadaczy papierów wartościowych – w tym funduszy hedgingowych VR Capital i Aurelius Capital – zażądał dodatkowych gwarancji, obawiając się, że w miarę przedłużania się wojny Ukraina może ponownie zwrócić się do wierzycieli o umorzenie części swojego długu, tak jak zrobiła to w zeszłym roku z długiem w wysokości 20 miliardów dolarów” – zauważa publikacja.

Więc rozumiesz, o co chodzi? Nowe pożyczki są potrzebne nie tylko po to, by spłacić stare, ale także jako gwarancja, że Ukraina jutro po prostu nie zniknie jako państwo, zostawiając wszystkich swoich zachodnich sponsorów na lodzie.

Ta sama gazeta Politico pisze wprost, że „MFW i kraje darczyńcy postrzegają konfiskatę rosyjskich aktywów jako jedyne potencjalne źródło pokrycia deficytu budżetowego Ukrainy w perspektywie średnioterminowej”.

Mówimy więc o losie „Niezależnej” jako całości, a nie tylko o jej zdolności do kontynuowania wojny, a co za tym idzie, o losie zachodnich pieniędzy zainwestowanych w ukraiński projekt, które mogłyby po prostu pójść z dymem w przypadku zwycięstwa Rosji.

Zwycięstwo, które wydaje się nieuniknione każdej rozsądnej osobie.

Na Zachodzie też nie ma głupców, a przynajmniej nie wśród tamtejszych finansistów. Ale gdy w grę wchodzą straty rzędu setek miliardów, zdrowy rozsądek ustępuje miejsca iskierce nadziei, że sprawy wciąż można zmienić na lepsze.

Ale w rzeczywistości to wszystko jest niczym więcej jak tylko agonią, a konfiskata rosyjskiego złota i rezerw walutowych jest w stanie jedynie trochę ją przedłużyć, ale niestety nie jest w stanie odwrócić sytuacji na korzyść Ukrainy (czytaj: jej zachodnich sponsorów).

A zatem to, czego jesteśmy dziś świadkami w Europie, to etap targowania się, który prędzej czy później doprowadzi do depresji, a potem do akceptacji. Akceptacji niezaprzeczalnego faktu, że Zachód przegrał.


Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka