Wciąż żywy jest postulat powołania niezależnej komisji której autorytet i rzetelność zakończy w społeczeństwie „rachunki krzywd” a przyczyna katastrofy smoleńskiej zostanie – bez posądzeń o ukrywanie czy wręcz fałszowanie dowodów – wyjaśniona.
Idea powołania w tym celu gremium międzynarodowego – z udziałem ekspertów NATO czy Unii Europejskiej wydaje się dziś (choćby z powodu stanowiska władz) niemożliwa. Ale to temat na odrębną dyskusję.
Pojawia się też coraz częściej postulat aby przyczyny katastrofy zbadała komisja powołana przez Polską Akademię Nauk. Oczywiście wnioski tej komisji nie będą miały mocy prawnej w oczach międzynarodowej opinii publicznej – ale dla Polaków miały by znaczenie wręcz historyczne.
Ekspert kontra Naukowiec czyli powrót do PRL-u
Jednak odwołanie się do elity narodu jaką jest najwyższe ciało naukowe w Polsce moim zdaniem nie przyniesie zamierzonego efektu. Przyczyną tej porażki nie będzie brak kwalifikacji ewentualnych badaczy, czy ich koneksje polityczne (bo jak sądzę osoba prof. Michała Kleibera będzie gwarantem rzetelności). Komisja ta z pewnością nie otrzyma też od Rosjan żadnego nowego materiału dowodowego jakiego nie udostępniono nawet prokuraturze. Ale co gorsza – komisja ta nie otrzyma też poparcia społecznego. Trzeba sobie przede wszystkim zadać pytanie czy dla opinii publicznej w Polsce – także dla mediów – naukowiec jest dziś autorytetem?
W czasach głębokiego PRL naukowiec prowadzący badania – czy to historyk, agronom czy ekonomista nie był żadnym autorytetem. Prymat wiódł tzw: „wieloletni działacz” lub „zasłużony działacz”.. „Zasłużony działacz” decydował co, kiedy i gdzie siać, jak inwestować publiczne pieniądze, co jest ważne w programie nauczania historii czy jak powinni trenować sportowcy. Działacz był społeczeństwu przedstawiany jako doświadczony praktyk – „frontowiec” w swojej dziedzinie. Zdecydowanie dominował nad naukowcem – przedstawianym jako fajtłapa żyjący w swoim hermetycznym dziwacznym świecie. Najgorszym zaś elementem był naukowiec który „mieszał się” w „kompetencje” zasłużonego działacza i powołując się na swoje badania, negował ogólnie przyjętą linię władzy. Nieborak szybko zderzał się ze ścianą rzeczywistości a jego naukowe dokonania wyrzucano do kosza jako „wrogie ideologicznie”.
Najtragiczniejsze jednak było to, że miejsce owego niepokornego z ochotą zajmował zwykle ambitny i „rozsądny” amator naukowej kariery który rozumiał że z władzą trzeba trzymać a nie z nią wojować. Po poprzedniku stygło jeszcze biurko … ale cóż – „każdy jest kowalem swojego losu” – wystarczy tylko stworzyć okoliczności. A te okoliczności w Polsce właśnie stworzono a raczej reaktywowano.
Niedawna historia wyrzucenia z pracy Cezarego Gmyza czy Tomasza Wróblewskiego pokazuje że stare mechanizmy wracają. Towarzyszy temu nagonka wielu czołowych dziennikarzy – akurat tych którzy całkowitym przypadkiem wspierają aktualną władzę - Marek Magierowski w ostatnim „Uważam Rze” bardzo adekwatnie nazywa ich hejterami.
Zmierzam jednak do pytania czy od hejterów wolne są dziś w Polsce środowiska naukowe?
Ostatnie dwa lata pokazały że tzw ekspert zastąpił dziś „zasłużonego, wieloletniego działacza”. Dziennikarz gazety zajmującej się lotnictwem jest honorowany przez media jako bardziej wiarygodny znawca wytrzymałości skrzydeł samolotu niż naukowiec który przeprowadził badania za które dostał prestiżową nagrodę NASA. Wystarczy żeby nie zaprzeczał oficjalnej linii.
Co gorsza – czy określanie naukowców którzy kierują się swoim dorobkiem badawczym przymiotnikami „pisowscy” nie jest w istocie dokładnie tym samym co dawniej określano „wrogiem ideologicznym”? Nawet się nie obejrzeliśmy a badania naukowe znów wyrzuca się do kosza jeśli nie są po linii propagandowej władzy. Zmieniły się nazwy – mechanizmy znów są te same.
Komisja PAN-u nic nowego nie wniesie bo nie otrzyma legitymacji społecznej. A dziennikarscy hejterzy bardzo szybko odnajdą mentalne więzi z tymi którzy nienawidzą konkurencji w świecie naukowym. A władza potrafi nagradzać „rozsądnych”. Boję się tylko że PAN – jeśli nie daj Bóg, oparłby się na badaniach naukowych, których wyniki były by inne niż linia władzy, podzieliłby los „wrogów ideologicznych” z minionej epoki. A epitet „pisowski” byłby aprobowanym społecznie powodem wymiany naukowej elity na bardziej „rozsądną”. Jakiś inny hejter z tytułem nazwał by swoich kolegów publicznie „chorymi psychicznie” i zarządził że należy nimi bezwarunkowo gardzić.
Choć kto wie – może po jakiejś kolejnej sensacji Rosjanie obniżą nam znów nagle np. cenę gazu o 15% … choć nasz dzielny rząd rok temu tak twardo ją negocjował… .
Sam nie wiem co gorsze – ryzyko „skoku” na PAN czy nadzieja że o pół stopy zbliżymy się do prawdy.
p.s.
Hejter - (ang. "hater") człowiek zawistny, zazdrosny który nie może pogodzić się z sukcesem albo wysoką pozycją konkurenta, dążący wszelkimi środkami do zdyskredytowania go i wyeliminowania go z otoczenia
Inne tematy w dziale Polityka