waw75 waw75
1085
BLOG

Przyzwoitym ludziom przyszło się dziś użerać z hołotą

waw75 waw75 Polityka Obserwuj notkę 44

Mamy wciąż w pamięci postać, zmarłego przed zaledwie kilkoma dniami premiera Tadeusza Mazowieckiego. Męża stanu, polityka, intelektualisty, mądrego ojca, czułego i cierpliwego dziadka. I kiedy patrzymy dziś na tą ważną w historii Polski postać, to mamy poczucie że znaliśmy tego człowieka od dawna. Od wielu lat wiedzieliśmy o jego głębi duchowej, nigdy nie zaleczonej tęsknocie za zmarłą w 1970 roku żoną Ewą, o jego wielkiej kulturze osobistej, mądrości, uczciwości. I ten uczciwy obraz przez lata przedstawiały środki masowego przekazu.

 

A jednocześnie był to pierwszy – i co może ważniejsze – jedyny polski premier po 1989 roku który nie ponosił odpowiedzialności za działalność swojego rządu. Nawet krytyka poszczególnych ministrów jego rządu uchodzi za niegodziwość. Czy dziś bylibyśmy w stanie wyobrazić sobie premiera który nie odpowiadałby za masowe niszczenie przez ministrów własnego rządu archiwów służb specjalnych albo za afery gospodarcze do których mogło dojść jedynie dzięki furtkom prawnym i podatkowym jakie przygotował resort finansów?

 

Wciąż wspominamy słowa:

 

/.../ Rząd, który utworzę, nie ponosi odpowiedzialności za hipotekę, którą dziedziczy. Ma jednak ona wpływ na okoliczności, w których przychodzi nam działać.
Przeszłość odkreślamy grubą linią. Odpowiadać będziemy jedynie za to, co uczyniliśmy, by wydobyć Polskę z obecnego stanu załamania./.../”

 

Czy pozwolono jednak Polakom pamiętać, że słowa te dotyczą rządu w którym szefem resortu spraw wewnętrznych był generał Czesław Kiszczak a szefem resortu obrony generał Florian Siwicki? Czy oni również z dniem otrzymania tek ministerialnych w rządzie Tadeusza Mazowieckiego zostali zwolnieni z „odpowiedzialności za hipotekę”?

Być może Tadeusz Mazowiecki w 1989 roku wziął na swoje barki zadanie tak trudne, że niemożliwe do realizacji – bo na zbyt wiele mechanizmów nie miał wpływu. Choć nie umniejsza to jego zasług ani wielkiej odwagi – jak choćby wtedy gdy odmówił podczas wizyty w Moskwie złożenia kwiatów pod mauzoleum Lenina i odwiedził groby polskich oficerów w Katyniu. Ale jego słowa o „odkreślaniu grubą linią” (niezależnie od intencji w jakich zostały przez niego wypowiedziane) stały się przecież symbolem „uniewinnienia” wszystkich tych ludzi PRL-owskiej władzy którzy zostali „pozytywnie zweryfikowani” wyłącznie przez jedno środowisko polityczne po 1989 roku. Czy Mazowiecki może ponosić winę za ich interpretację? Czy choćby właśnie postać generała Kiszczaka, zapraszanego później na „salony” Gazety Wyborczej nie jest jednym z wielu dowodów na to że interpretacja tych słów była jednak jak najbardziej prawidłowa?

 

Nie piszę tego po to aby oceniać rząd Tadeusza Mazowieckiego, bo nie mam do tego prawa. W 1989 roku miałem 14 lat. Ale dziś, kiedy mogę na co dzień obserwować jakimi metodami dokładnie te same, tak życzliwe wobec Tadeusza Mazowieckiego media i środowiska artystyczne gnoją swoich przeciwników politycznych – nie potrafię się oprzeć wrażeniu że Tadeusz Mazowiecki w wolnej Polsce miał zawsze komfort „parasola ochronnego” mediów i środowisk opiniotwórczych – artystów, publicystów, kręgów politycznych. Mógł zawsze liczyć na gremialne potępienie dla wszelkiej krytyki zarówno wobec siebie jak i swojej działalności politycznej.

Oczywiście krytyka ta miała miejsce ale nigdy nie schodziła do poziomu chamstwa – choćby dlatego że za każdy taki wybryk autorowi pokazano by drzwi w przestrzeni publicznej.

 

Przychodzi mi jednak na myśl refleksja czy na podobny poziom kultury adwersarzy mógł liczyć prezydent Lech Kaczyński?

Choć przecież mimo różnic wieku, jakie dzieliły obu tych niewątpliwych mężów stanu, mimo różnych funkcji publicznych, jakie przypadło im pełnić w przełomowych okresach najnowszej historii Polski, a nawet pomimo wielu różnic zdań w konkretnych sprawach, jest między nimi bardzo wiele cech wspólnych. Obaj hołdujący zasadom konserwatywnym, w latach 70-tych wkładający swój dorobek naukowy i intelektualny wspierając robotników organizujących wolne związki zawodowe. Obaj z wielkim zaangażowaniem, i po tej samej stronie „barykady” budowali podwaliny wolnego państwa. Obaj bardzo uczciwi i przyzwoici ludzie - podobnie rozumiejący swoją misję elity wobec społeczeństwa - bez pogardy i narcyzmu.

 

Jacy ludzie decydują w Polsce o tym że Tadeusz Mazowiecki pełniący przez trzy lata (1993-95) funkcję obserwatora ONZ w Bośni i Hercegowinie jest przedstawiany jako polski mąż stanu walczący o życie niewinnych mieszkańców pogrążonych wojną Bałkanów, a Lech Kaczyński za działanie, które w 2008 roku w Gruzji uratowało życie tysięcy mieszkańców Tibilisi przed planowanymi bombardowaniami miasta przez Rosjan, jest wyśmiewany, opluwany i obdzierany z godności męża stanu. „Jaka wizyta – taki zamach”. Czy o Tadeuszu Mazowieckim ktoś odważyłby się powiedzieć, po masakrze w Srebrenicy, np. „jaka misja takie efekty”? Dla autora takich słów była by to publiczna „śmierć” - choć przecież Kaczyńskiego można było opluwać do woli.

 

Jacy ludzie decydują w Polsce o tym że spośród dwóch uczciwych i przyzwoitych ludzi - polityków, mężów stanu – czy także, mężów, troskliwych ojców, cierpliwych, mądrych dziadków – jeden jest przedstawiany latami w aureoli wszelkiej cnoty, ludzkiej wrażliwości i bezkrytycznego majestatu, a drugi w świetle kamer i w szerokich gronach środowisk opiniotwórczych latami musi się zmagać z oszczerstwami o alkoholizm, chorobę Alzheimera, zaburzenia osobowości, męskie niedomagania czy ludzkie kompleksy.

W krytyce Tadeusza Mazowieckiego do poziomu „retoryki” szkalującej człowieczeństwo nikt publicznie nawet nie próbował się staczać. W przypadku krytyki Lecha Kaczyńskiego, tego typu obelgi były wręcz w dobrym tonie.

Hołota którą przekonano że jest elitą

Lech Kaczyński całymi latami musiał się zmagać z hołotą – cyniczną, nieuczciwą, bez klasy i etyki moralnej – choć często wykształconą, dobrze sytuowaną i zajmującą się działalnością publiczną. Ale kiedy porównamy z jakim pietyzmem i kulturą te same środowiska opiniotwórcze – często dokładnie ci sami ludzie, odnosili się do Tadeusza Mazowieckiego to jawi nam się jakiś bardzo smutny obraz dzisiejszych „wodzirejów” polskiej debaty publicznej. Rodzą się też niezwykle ciekawe pytania o powody tej hipokryzji, a często zwykłego pospolitego chamstwa i agresji ludzi – których naprawdę stać rzeczową i uczciwą debatę. To fascynujące co się stało z takimi ludźmi jak Daniel Olbrychski, Waldemar Kuczyński czy Stefan Niesiołowski – których chamstwo graniczące już niemal z neurotyczną agresją, stały się czymś akceptowalnym w publicznej debacie. Kiedy ogląda się na przykład niedawne spotkanie w studio Polsatu News, do którego zaproszono Daniela Olbrychskiego i profesora Piotra Glińskiego (dla ludzi o zdrowych nerwach polecam link) , to nasuwa się pytanie czy choćby etyka dziennikarska nie nakazuje takiego faceta jak Olbrychski po prostu wyprosić ze studia. Narcyz, bufon, człowiek który publicznie i cynicznie kłamie (jak choćby wtedy gdy oskarżał Bronisława Wildsteina o „wsypanie” Mirosława Chojeckiego przed francuską policją – za co zresztą musiał przepraszać po decyzji sądu), wyraża swoje pełne pogardy i obraźliwych epitetów kwestie pod adresem ludzi posiadających uznany dorobek naukowy i wysoką pozycję społeczną. Dlaczego aktor, który przestał się rozwijać warsztatowo pewnie ze 30 lat temu – i każdą dokładnie rolę, niezależnie od tego czy gra ekscentrycznego XVIII-wiecznego szlachcica, czy współczesnego artystę podczas prowincjonalnych warsztatów czy też sąsiada z bloku w telewizyjnej noweli – zawsze odgrywa tak samo. Być może inaczej już nie potrafi – nie mi to rozstrzygać, ale nie rozumiem dlaczego fakt ten miałby dawać prawo Olbrychskiemu do publicznej obraźliwej oceny dorobku naukowego profesorów z wielu uczelni całego świata. Czy dziennikarz nie powinien mu w takiej sytuacji pokazać drzwi? Czy zwykła ludzka przyzwoitość nie wymagała by takiej reakcji? Być może Olbrychski – jak sam twierdzi zna się na ludzkich emocjach – nie przeczę – ale jeśli już koniecznie musi się zabawiać emocjami widzów to niech to robi wobec tych którzy zapłacili za bilet na jego spektakl. Nie życzę sobie aby ten facet odgrywał swoje kwestie, znanymi na pamięć minami ekscentrycznego dziwaka, i manipulował emocjami milionów Polaków, którzy go o ten spektakl nie prosili.

 

Co się stało z takimi ludźmi jak Julia Pitera? - niegdyś sztandarowa niemal postać walki o uczciwość życia publicznego – była szefowa Transparency International Polska – dziś dostrzegająca już tylko brak rachunku za dorsza a niedostrzegająca korupcji i milionowych afer w szeregach własnego środowiska politycznego? Co się stało ze Stefanem Niesiołowskim – niegdyś charyzmatycznym działaczem opozycji konserwatywnej – dziś człowiekiem zapraszanym do studia wyłącznie z uwagi na swój … mówiąc dyplomatycznie – koloryt emocjonalny. Co się stało z Waldemarem Kuczyńskim- niegdyś ekonomistą i ministrem finansów – dziś publicystą który przeciwników politycznych co rusz oskarża o choroby psychiczne, faszyzm lub manipulację – nawet kiedy modlą się w tylnych ławkach kościoła. Dlaczego tym ludziom zaszczepiono narcyzm i nienawiść które druzgocą polską debatę publiczną?

 

Problem polskiej debaty publicznej  jak na dłoni widać właśnie na przykładzie poziomu kultury w krytyce Tadeusza Mazowieckiego i Lecha Kaczyńskiego. Pierwszy z nich stał się reprezentantem aspiracji motłochu i dzięki temu mógł liczyć na spokojną krytykę adwersarzy – drugi zaś był autentycznym przedstawicielem elit – i niestety wiele lat musiał się ścierać z hołotą.

 

link do „debaty Olbrychskiego z profesorem Piotrem Glińskim – polecam do celów akademickich

 

http://www.youtube.com/watch?v=Eej6sPv3Oyk

waw75
O mnie waw75

po prostu chcę rozumieć

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (44)

Inne tematy w dziale Polityka