Ukraina jest niezwykle intratnym fragmentem Europy, a przede wszystkim jako szeroki korytarz dla tranzytu ropy i gazu z Morza Kaspijskiego także oknem na azjatyckie zasilanie Europy w energię z ominięciem Rosji. To także 70 mln ludzi którzy robią zakupy, prowadzą biznes, i pracują za niewielkie wynagrodzenie – i zanim zaczną mieć większe wymagania to miliardy Euro popłyną na zachód Europy.
Ale Ukraina to też gigantyczna atrakcja turystyczna – do dziś niemal nieznana i niedostępna dla zachodniego, bogatego turysty. Północne plaże Morza Czarnego przestałyby być wyłącznie bułgarską specjalnością. Traktat stowarzyszeniowy mógłby w błyskawicznym tempie spowodować że Ryga, Kraków czy Wilno zostałyby poszerzone o kolejną perełkę turystyczną jaką jest Lwów. A po skończeniu nitki A4 do Korczowej, niewątpliwie ruch turystyczny otworzyłby nowe kierunki dla wymagających i przyzwyczajonych do wyższego standardu turystów z Unii. Wymagających ale też zostawiających spore pieniądze.
Niewątpliwie poszły by za tym znaczne zmiany w poczuciu tożsamości mieszkańców Ukrainy. Również dla dziesiątków tysięcy Polaków stało by się to okazją do odwiedzania – często po raz pierwszy w życiu – rodzinnych stron swoich rodziców i dziadków.
Nic więc dziwnego że Rosja nie zrezygnuje z kontroli nad Ukrainą, choćby miała nawet otwarcie łamać konwencje i prawo międzynarodowe. Nie po to w końcu kwietnia 2010 roku zmusiła Janukowycza i Ukraiński Parlament do przedłużenia daty stacjonowania Floty Czarnomorskiej na Krymie do 2047 roku, żeby teraz oddać ten region „europejskiemu żywiołowi” i prawom wolnego rynku.
Rosja nie zmieni metod jakimi od dziesięcioleci terroryzuje i szantażuje państwa, których rozwój i samodzielność gospodarcza i polityczna w regionie może zaszkodzić jej interesom . I nie dlatego że ma do tego prawo zagwarantowane hasłem o potężnym imperium, któremu wolno wszystko, ale dlatego, że nikt tego od niej nie wymaga. Interesy jakie z nią prowadzą państwa europejskie – najczęściej bez cienia szantażu czy presji a z czystego zysku, dają jej dziś absolutne prawo stosowania w swoim regionie metod jakie uzna za korzystne dla swoich interesów.
Dzisiejsze apele do polityków Unii Europejskiej mogą spowodować jedynie uśmiech.
Do kogo te apele miały by być skierowane? Do polityków niemieckich którzy odkręcają kurek nitki Nord Stream, z której wspólnie będą czerpać korzyści? Czy może do polityków Francji, Czech, Austrii i kilku innych państw które podpisały już umowy o dostawach gazu z realizowanego gazociągu South Stream? Po co im Ukraina w Unii? Po co im dodatkowy gaz z Morza Kaspijskiego?
Kiedy w 2008 roku czołgi i bombowce załatwiały interesy gospodarki Rosji w Gruzji, redaktor Jerzy Pomianowski powiedział według mnie niezwykle trafne zdanie: „Dziś Gruzja – jutro Ukraina, pojutrze Polska”. Polska w 2008 roku jak wiadomo nie była zainteresowana rozwijaniem wspólnych interesów w polityce energetycznej ani z Gruzją, ani z Ukrainą ani z państwami bałtyckimi dawnego bloku sowieckiego.
I ani bezprecedensowa interwencja militarna w Gruzji, ani nawet łamanie przez Rosję prawa gospodarczego w rafinerii w Możejkach nie skłoniło Polski do kontynuacji veta wobec przyjęcia Rosji do Światowej Organizacji Handlu. Dlaczego? – bo nasza dyplomacja sądziła że w zamian za rezygnację z veta Rosja zgodzi się na robienie z nią i Niemcami wspólnych interesów na nitce pod dnem Bałtyku.
Czy gdyby się udało – gdybyśmy czerpali z Nord Streamu zyski to dziś opłacało by nam się choćby udawać że zależy nam na traktacie stowarzyszeniowym Ukrainy? A może walczymy o Ukrainę bo nie dopuszczono nas do stołu, ale wciąż jesteśmy w „książce dań”?
Ale na koniec jeszcze taka moja osobista prośba. Nie do polityków bo znam swoje miejsce w szeregu – ale do tych wszystkich „rozsądnych”, „odpowiedzialnych” i „europejskich” komentatorów którzy od trzech lat postulaty uczciwego wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, respektowania przez Rosję międzynarodowych konwencji czy zwrócenia materiału dowodowego będącego własnością Polski uważacie za paranoję, dążenie do wojny z Rosją czy „machanie szabelką” – bądźcie uczciwi i te tłumy domagające się dziś uczciwej, nowoczesnej gospodarczo i kulturalnej Ukrainy – też nazywajcie paranoikami nawołującymi do „wojny z Rosją”
Wszak tak naprawdę walczą o to samo: o uczciwą i cywilizowaną Rosję.
A to zadanie na wiele lat konsekwentnej i mądrej dyplomacji ze stawianiem twardych granic przyzwoitości. Festiwal Piosenki Rosyjskiej w Zielonej Górze nie wystarczy – a domaganie się respektowania światowych standardów w wyjaśnieniu katastrofy smoleńskiej, czy zmuszenie Rosji do rezygnacji z bombardowania Tibilisi w 2008 roku to absolutne podstawy tego aby Rosja, być może za kilka lat, będąc wciąż imperium – nie była jednocześnie „imperium zła”.
Inne tematy w dziale Polityka