Fenomen wieloletniej popularności rządów PO i premierowania Donalda Tuska polega w ogromnej mierze na umiejętnej polityce propagandowej – poprawniej nazywanej dziś wizerunkową. Choć właściwie czego by nie tknąć to nie ma chyba dziś dziedziny w której realna sytuacja po 7 latach rządów PO nie była by zgoła odmienna niż obiecywane efekty. Poziom biurokratyzacji dawno przekroczył granice zdrowego rozsądku, korupcja przy przetargach publicznych przestała już kogokolwiek dziwić a kwoty 40 – 50 – 80 mln podawane nie przez Gazetę Polską ale przez CBA i Prokuraturę nie są niczym wyjątkowym. Prywatyzacja i złote pomysły na reformę doprowadziły do wydłużenia kolejek do lekarzy, prywatnych ubezpieczeń zdrowotnych ani widu ani słychu, nowego prawa budowlanego po siedmiu latach wciąż nie ma a informacje zza drzwi Komisji Kodyfikacyjnej wywołują gęsią skórkę, system ubezpieczeń społecznych i rentowych za parę lat będzie na granicy wypłacalności – czego nawet premier nie ukrywa, samolotu dla VIP-ów jak nie było tak nie ma, gazoport błyszczy tylko na zdjęciach itp.
Siedem lat. Ponad półtorej kadencji z czego ostatnie 4 lata przy pełni władzy i swobodnej większości parlamentarnej. Jeśli ktoś nie bardzo ogarnia wartość tego okresu to warto zaznaczyć że jesteśmy 25 lat po Okrągłym Stole z czego 7 lat – prawie jedną trzecią tego okresu, Polską rządzi PO.
Fenomen tak długiego utrzymywania się Platformy przy władzy ma oczywiście wiele przyczyn. Począwszy od tego że u progu swoich rządów w grudniu 2007 roku przejęła jako pierwszy polski rząd w historii pełny koszyk unijnych pieniędzy z budżetu 2008-2013, którego Polska po raz pierwszy była pełnoprawnym beneficjentem – i to razem ze wszystkimi Programami Operacyjnymi przygotowanymi przez poprzedników. Żeby tego było mało – u progu władzy 12 grudnia 2007 roku PO dostała w prezencie przygotowane przez rząd PiS-u uczestnictwo w Strefie Schengen co zapoczątkowało nową jakość w wymianie towarów i swobodnym transporcie między Unią a Polską.
Platforma te prezenty wykorzystała umiejętnie – od pierwszego dnia rządów przekuwając je na propagandę nieudaczników z PiS-u i nowoczesnych reformatorów i budowniczych nowej jakości z ramienia Platformy.
Towarzyszyło temu rzecz jasna agresywne nakręcanie antypisowskiej histerii – komisje sejmowe badające niemal całą kadencję aż do wczesnej jesieni 2011 roku „zbrodnie IV RP” i cała kampania wymyślania afer i przestępstw PiS-u począwszy od dorsza za 8,4o zł przez niszczenie laptopa z danymi o przestępstwach, po nielegalny obrót bronią przez CBA pod szefostwem Mariusza Kamińskiego i wykańczaniem ludzi na zlecenie premiera Kaczyńskiego. Wszystkie te „afery” okazały się co prawda pomówieniami ale w społeczeństwie fobie się zakodowały: „może i nie ukradł ale coś tam musiało być”
I choć zarówno gigantyczny skok cywilizacyjny jak i zapowiadane reformy okazały się fikcją – a po wyczerpaniu się kasy z poprzedniego pakietu unijnego budżetu, okazało się że państwo tonie w długach a system emerytalny niebawem zbankrutuje to jakimś cudem Platforma przekracza jeszcze 20 procent poparcia a krytyka rządu w wielu środowiskach wywołuje niemal wybuch agresji.
Fenomen ten przypomina coraz bardziej sukces wyborczy Aleksanda Kwaśniewskiego w wyborach prezydenckich 1995 roku kiedy kluczem do sukcesu okazał się żółty krawat, niebieska koszula i niebieskie oczy. Polacy oszaleli z oczarowania. I wiele wskazuje na to że sukces Donalda Tuska od lat ma bardzo podobne podłoże – spoty, tło i kolory na konferencjach, mowa ciała, gładkie przygotowane regułki. Nowa jakoś rządów ograniczyła się wyłącznie do polityki wizerunkowej i umiejętności „sprzedaży” deklaracji. A Polacy to kupili - przy konsekwentnym zresztą wsparciu mediów które nakreśliły nowe kanony wartościowania administracji państwa.
Jak się jednak okazało … nie wszyscy. Rodzice niepełnosprawnych dzieci po czterech latach wystawili rachunek za firmowanie porozumień i obietnic. Być może Donald Tusk przelicytował. Być może składał obietnice które można bezpiecznie składać na pół roku przed oddaniem władzy. Ale cokolwiek by to nie było pokazuje wyraźnie że polityka wizerunkowa też ma swoją cenę i można przelicytować. Obietnice składane ludziom mającym realne i codzienne problemy może kosztować wiarygodność, której nie poprawi nawet drogi spot propagandowy.
Inne tematy w dziale Polityka