waw75 waw75
904
BLOG

Dyplomatołki przestały ufać Putinowi

waw75 waw75 Polityka Obserwuj notkę 20

 „Oni wszystko zrozumieją – ale pięć lat później niż wszyscy” – tak w latach 90-tych Ludwik Dorn opisywał cechy polityków Unii Wolności. I niestety kiedy dziś słuchamy wypowiedzi premiera Tuska, prezydenta Komorowskiego czy ministra Sikorskiego na temat niezbędnego kształtu polityki międzynarodowej w regionie, i kiedy zestawimy to z całą doktryną jaką ci politycy wytyczyli i realizowali od stycznia 2008 roku, to zdanie wypowiedziane niegdyś przez Dorna staje się boleśnie aktualne.

 

Niestety problem nie polega tylko na tym, że komuś dziś po latach przypomni się jego niegdysiejszą wypowiedź – że z satysfakcją i złośliwym uśmiechem wyszuka się jedno zdanie które zabrzmi inaczej niż jego aktualna retoryka. Problem polega na tym że dzisiejsze stanowisko polskiej dyplomacji przeczy całej doktrynie polityki zagranicznej Polski jaką nie tylko deklarowano ale od 2008 roku w pełni realizowano. I w dodatku zwrot ten następuje po siedmiu latach, w obliczu zagrożenia nie tylko polityką szantażu energetycznego czy gospodarczego Rosji, ale realnego zagrożenia zbrojną napaścią na państwa naszego regionu.

Radosław Sikorski przyzwyczaił nas już do tego że wartość dyplomaty ocenia się po błyskotliwości wpisów na Tweeterze i umiejętności brylowania na salonach. I niestety dawno zapomnieliśmy że dyplomata to nie tylko człowiek od gładkiej mowy i „shaken handów” z przyklejonym uśmiechem, ale mąż stanu mający wizję i wyobraźnię geopolityczną. Ktoś kto potrafi nie tylko ustawić się do zdjęcia z tymi z którymi się opłaca w danej sytuacji, ale potrafiący przewidywać możliwe scenariusze i potrafiący wyciągać trafne wnioski na przyszłość. I w tym kontekście prawda jest niestety bezlitosna – polska polityka zagraniczna ostatnich siedmiu lat okazała się kompletną klapą.

Pal sześć gdyby chodziło tylko o to, że jak się okazało przez ostanie lata Tusk, Komorowski i Sikorski w umiejętności przewidywania sytuacji międzynarodowej grali trzy ligi niżej niż prezydent Lech Kaczyński - choć kompletnie tego nie dostrzegali. Pal sześć że dziś brakuje im nawet klasy żeby głośno, pośmiertnie przyznać mu rację i przeprosić – choćby za: „prezydent może być niski ale nie może być małym człowiekiem”, choć czas pokazał że Kaczyński w zdolności przewidywania sytuacji był większą osobowością i umysłem niż wszyscy trzej „panowie TKS” razem wzięci. Pal sześć – bo nie o satysfakcję tu idzie – ale o to, że przez ostatnie siedem lat ci ludzie przez swoje błędy i brak kompetencji cięli gałąź na której funkcjonowała pozycja Polski w regionie.

Trzej „panowie TKS” – co dziś można by rozwinąć jako skrót od „teraz k... sankcje” nie widzieli potrzeby dalszego wetowania razem z Litwą, Łotwą i Estonią wejścia Rosji do WTO kiedy ta łamała międzynarodowe prawo gospodarcze blokując dopływ gazu do rafinerii w Możejkach. Ba! - nie widzieli nawet takiej potrzeby kiedy projektowany jeszcze przebieg rury po dnie Bałtyku kolidował z możliwościami pogłębienia wejścia do portu w Świnoujściu który ma być naszym oknem na transport gazu drogą morską. Nawet zapowiedzi wycelowania w Polskę wyrzutni rakiet „Iskander” w Kaliningradzie nie tylko nie skłonił ich do żadnych aktów protestu ale wręcz powodował zacieśnienie relacji dyplomatycznych i militarnych z Rosją.

  Jeśli sankcje na które realnie mieliśmy wpływ – takie jak weto przyjęcia Rosji do Światowej Organizacji Handlu za łamanie prawa handlowego i szantaż energetyczny okazały się dla polskich dyplomatów posunięciem niepotrzebnym to jakie mają dziś prawo liczyć na to że ktoś inny – bo przecież nie my – dziś zachowa się przyzwoicie i za terroryzm rosyjski wobec Ukrainy narazi swoje interesy? Czy postulaty aby dziś, po tych siedmiu latach usunąć Rosję z WTO nie budzi gorzkiego smaku?


 Niestety – doktryna „ubogiej panny” która z nadzieją uśmiecha się do swoich mecenasów na wschodzie i zachodzie i ma nadzieję że skorzysta na kwitnącej współpracy między Rosją a Niemcami okazała się błędem, a rezygnacja ze wszelkich narzędzi nacisku w zamian za dopuszczenie nas do grona państw czerpiących zyski z gazociągu Nord Stream już 8 lipca 2008 roku okazała się mrzonkami. A gdzie jest dziś sztandarowa inwestycja której miał strzec program Partnerstwa Wschodniego – czyli europejski gazociąg Nabucco? Czyżby dzieło Radosława Sikorskiego nie uzyskało akceptacji państw południa Unii? Czy Geniusz zderzył się z niewdzięcznością?

 

Oni wszystko zrozumieją” - tak jak zrozumieli po siedmiu latach potrzebę zbudowania więzi – widocznej choćby w Parlamencie Europejskim - między państwami wschodniej granicy Unii – Polski, Litwy, Łotwy i Estonii i stałej współpracy dyplomatycznej z Ukrainą. Od siedmiu lat takiej potrzeby nie dostrzegali, wycofując Polskę z bloku energetycznego zbudowanego przez prezydentów Kaczyńskiego i Adamkusa.

Niezależność energetyczna od rosyjskich dostaw gazu stała się dziś błyskotką którą macha się Polakom w spotach reklamowych. „Polska jest krajem bezpiecznym” - a co takiego zmieniło się od siedmiu lat w bezpieczeństwie energetycznym Polski? Co konkretnie poza rozpoczęciem kilka dni temu (!), 26 marca, budowy terminala naftowego w Gdańsku i planowanym do końca 2014 otwarciem gazoportu w Świnoujściu zapewniło nam już dziś – w obliczu rosyjskiej ekspansji zbrojnej ów komfort o którym mówi premier Tusk? A co najważniejsze jak wytłumaczyć to że od czasu podjęcia decyzji o budowie gazoportu, w końcu 2006 roku, aż do przełomu lat 2010 – 2011 nic się w tej sprawie nie działo? Kto zatem jest odpowiedzialny za to że w dniu w którym Rosja rozpoczęła zbrojną interwencję na Ukrainie, Polska wciąż nie ma możliwości przyjęcia i magazynowania gazu transportowanego drogą morską? Czy ci ludzie naprawdę mają dziś prawo brylować w spotach i zapewniać Polaków o bezpieczeństwie energetycznym? Szczególnie po tym jak siedem lat temu doprowadzili do zerwania bloku państw które budowały wspólną politykę energetyczną na rzecz uniezależnienia się od rosyjskich dostaw.

W ostatnich miesiącach z ust premiera, prezydenta i szefa naszej dyplomacji padły setki frazesów o potrzebie respektowania nienaruszalności granic, zapewnień o gotowości do ostrej reakcji na łamanie prawa międzynarodowego, deklaracji aktywnego uczestnictwa w rozwiązywaniu konfliktów w regionie i jako poważne państwo cywilizowanej Europy desygnowania swoich dyplomatów jako gwarantów konstruktywnej i poważnej mediacji.

Dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze kraje bałtyckie i mój kraj Polska” - Lech Kaczyński w sierpniu 2008 roku w centrum Tibilisi zrobił dokładnie to co dziś z nadętą piersią i bohaterskim tonem deklarują zgodnym chórem Tusk, Komorowski i Sikorski. Jak więc wytłumaczyć to że ówczesną zdecydowaną reakcję i wizytę Kaczyńskiego w Gruzji do dziś uważają za niepotrzebną fanaberię a rzekomą kłótnię Lecha Kaczyńskiego podczas lotu z kapitanem Pietruczukiem traktują wręcz jako przyczynek do wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej? A co zrobicie Panowie jeśli po wejściu Rosjan na wschodnią Ukrainę przyjdzie wam zareagować i pokazać że ktoś się liczy z waszym zdaniem, ze zdaniem Polski? Spytacie pilota czy zgodzi się was tam dostarczyć?

(Swoją drogą czym? Przecież wy nawet samolotu nie macie)

 

Oni wszystko zrozumieją – ale pięć lat później niż wszyscy” - ale straconego czasu nie da się zwrócić.

 

waw75
O mnie waw75

po prostu chcę rozumieć

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (20)

Inne tematy w dziale Polityka