Mamy za sobą prezentację nowego rządu. Jak wiemy będzie to rząd kontynuacji i przełomu. Doświadczeni są silni doświadczeniem, niedoświadczeni są silni bo wnoszą świeży powiew. Tam gdzie trudno wykazać kompetencje koronnym atutem będzie płeć, tam gdzie nie będzie ani kompetencji, ani doświadczenia ani słusznej płci wymyśli się jakąś inną narrację. Ten rząd będzie bowiem Polakom przedstawiany dokładnie tak jak aktualnie będzie się opłacało go przedstawiać i w tym sensie to rząd skazany na sukces. Hagiografia jaką namalowała dziś Ewa Kopacz prezentując członków swojego gabinetu mówi na ten temat naprawdę więcej niż dziesiątki analiz. Zresztą nowa pani premier całkiem wprost i bez ogródek deklaruje, że jej misją jest odzyskanie zaufania społecznego i nietrudno się domyślić że przez najbliższy rok wszystkie przekazy medialne na temat rządu będą podporządkowane głównie temu zadaniu. Beneficjenci „dożynania watah”, w mediach, spółkach i urzędach bardzo uważnie odsłuchali tej deklaracji: zadaniem tego rządu jest poprawa wizerunku Platformy i zachowanie władzy w 2015 roku, a wizerunek ten będzie zależał od tego jak „sprzeda się” Polakom jego osiągnięcia. Inaczej wrócą niedorżnięte watahy i – jak to mówi Paweł Graś – będzie „syf”.
Dlatego dywagacje na temat samego nowego rządu uważam za mało istotne, zdecydowanie ciekawsze jest raczej to co poza nim. Jednak jedna z ministerialnych nominacji sama w sobie moim zdaniem jest tematem godnym uwagi: Schetyna zamiast Sikorskiego.
Zgadzam się z Michałem Karnowskim że pozbycie się Sikorskiego z rządu to w kontekście wizerunkowym jak samobójczy strzał z łuku w plecy, jednak pomimo zgodnego chóru oburzonych, zaryzykuję stwierdzenie że dla naszej polityki międzynarodowej może to być pozytywna zmiana. Choć wszystko zależy oczywiście od tego jakie cele narzuci sobie Grzegorz Schetyna.
Podobno to dla Polski straszne że w tak trudnym okresie odchodzi szef dyplomacji który jest znany, i rozpoznawalny. Ciekawe że tych samych odkrywczych wniosków nie wysnuto trzy tygodnie temu kiedy z dnia na dzień okazało się że Polska nie ma już premiera, ale mniejsza z tym. Oczywiście zgoda – znajomości mają i zawsze miały ogromne znaczenie – warto jednak dla kompletu podsumować co dzięki tym znajomościom udało się załatwić dla kraju. W 2008 roku wielką szansą dla Polski miały być świetne kontakty Sikorskiego z Frankiem Walterem Steinmaierem. Co dzięki temu zyskaliśmy? Celem miało być wciągnięcie Polski do programu Nord Stream – efektem stało się zerwanie sojuszy z państwami regionu, zamknięcie tematu gazociągu Odessa – Brody – Gdańsk, najwyższe ceny gazu w Europie i niemiecko – rosyjski gazociąg zamykający portowi w Świnoujściu szanse na przyjęcie w przyszłości największych gazowców. Jeśli dziś, w obliczu wojny na Ukrainie słyszymy że musimy odbudować relacje z Litwą, Łotwą i Estonią to spytajmy najpierw czy słynne europejskie znajomości Sikorskiego nam w tym pomogą czy wręcz przeciwnie, wszak może się okazać że tamtejsi politycy mają lepszą pamięć niż polscy dziennikarze.
We wrześniu 2010 roku Sikorski zaprosił na naradę ambasadorów Siergieja Ławrowa, a dobre relacje obu panów miały być jednym z filarów nowej jakości kontaktów między państwami. I tym razem znajomości Sikorskiego nie przyniosły nam dokładnie nic – no może poza tym że jak się komuś deklaruje przyjaźń to się człowiek decyduje że albo będzie tej przyjaźni wierny nie bacząc na okoliczności, albo będzie się musiał liczyć z zarzutami że zdradził. Zresztą Ławrow już dawno o przyjaźni z Radkiem zapomniał i nie uważa za stosowne konsultować z nim tego co Rosja chce zrobić z Ukrainą. Choć, jak wiadomo, co jakiś czas dochodzi w tym kontekście do spotkań z liderami unijnych państw, jednak Sikorski w listopadzie 2011 roku w Berlinie zebrał już gromkie brawa za deklaracje że celem polskiej dyplomacji jest przekształcenie Unii w federację pod przewodnictwem Niemiec i jesteśmy w tym celu skłonni nawet do rezygnacji z części suwerenności. Ktoś powie że Sikorski miał na myśli wyłącznie kondycję strefy Euro? Być może, choć nie przypominam sobie aby Sikorski deklarował że występuje jako przedstawiciel polskiego ministra finansów. Takl czy owak nikomu już nawet nie przychodzi do głowy żeby szefa polskiej dyplomacji, ale nawet kolegi Sikorskiego na rozmowy o przyszłości regionu zapraszać.
Grzegorz Schetyna nie jest bohaterem mojej bajki. Nie wiem też jak biegle posługuje się językiem angielskim – choć mam nadzieję że mówi po angielsku lepiej niż ambasador Polski w Hiszpanii Tomasz Arabski po hiszpańsku. Wiem natomiast, że przytaczanie dziś argumentów że będzie gorszym szefem MSZ niż Sikorski bo ów był rozpoznawalny i go na salonach znali to parodia merytorycznej dyskusji. Wyłazi tu zwykły prowincjonalizm. Schetyna to cwaniak kuty na cztery nogi. Być może nie jest dla unijnych dyplomatów do końca przewidywalny, być może nie wszyscy go jeszcze kojarzą i nie wiedzą jak zagra. Ale czy to nie może być atut? Znajomości i koterie Sikorskiego niewiele pomogły – ani Polsce ani państwom wschodniej granicy Unii. Ale wszystko w rękach Schetyny – czy swojego stanowiska użyje tylko do budowy układów partyjnych czy ma ambicje zapisać się w polityce zagranicznej to wciąż otwarte pytanie. Dla mnie ważniejsze od tego czy bywał na salonach jest to jak będzie współpracował na przykład z polskimi europosłami czy ekspertami w polityce klimatycznej czy energetycznej. Ten facet może mieć przyszłość.
A Radosław Sikorski … cóż … miał być sekretarzem generalnym NATO, miał być kandydatem na Prezydenta RP, miał być szefem unijnej dyplomacji, miał projektować i współtworzyć europejską politykę w najważniejszych europejskich pokojach … będzie siedział na Wiejskiej i przygotowywał porządek obrad. Widać miecz okazał się obosieczny – nawet ten do wycinania watah.
Inne tematy w dziale Polityka