Na straży demokracji w państwie nie stoi żadna partia polityczna, ale kilka instytucji które są rzecznikami interesu obywateli. Niekoniecznie muszą to być instytucje publiczne, czasem mogą tę rolę spełniać normalne komercyjne firmy jak media czy tzw niezależne ośrodki badania opinii publicznej.
W przypadku wyborów, jakichkolwiek, dochodzi jednak do bardzo charakterystycznej weryfikacji jakości demokracji. Przede wszystkim jednak konfrontują się ze sobą dwa ważne sektory reprezentujące interes społeczeństwa: sektor publiczny reprezentowany przez PKW i sektor prywatny reprezentowany przez niezależne ośrodki badania opinii publicznej.
I paradoksalnie idealna zbieżność pomiędzy wynikami sondaży a wynikami wyborów nie daje aż tak precyzyjnej odpowiedzi na pytanie o jakość demokracji. Jeśli jednak różnice między badaniami sondażowni są drastycznie różne od wyników podanych przez PKW to wniosek może być jeden: któryś z tych „rzeczników społeczeństwa” kłamie . Któryś z tych atrybutów demokracji przestał spełniać swoją rolę. Albo jego misja została przehandlowana za polityczne korzyści albo po prostu jest niekompetentny.
Niezależnie od tego czy dojdzie do powtórzenia wyborów w poszczególnych okręgach czy też nie, ani nawet od tego czy potwierdzą się obawy o włamanie do systemów PKW, to jedno jest pewne: różnica między sondażami które dawały partii koalicyjnej 6-8% poparcia, a wynikiem 35-49 procent jaki ogłosiła PKW jest porażką atrybutów demokracji. Po dramatycznym spadku zaufania do Parlamentu, dziś mamy do czynienia bowiem z pytaniem: czy kłamie prywatny filar demokracji informujący o woli narodu jakim są niezależne ośrodki badania opinii publicznej czy też demokrację pogrąża państwowa instytucja która nie daje pewności że stało się za dość woli społeczeństwa.
W obu przypadkach padnie wiarygodność któregoś z ważnych narzędzi demokracji, choć w drugim przypadku konsekwencje będą oczywiście znacznie poważniejsze.
Inne tematy w dziale Polityka