Przedstawienie rozpoczęło się mniej więcej w połowie 2007 roku. Od fałszywych i bezkarnych pomówień. O przestępstwa, o nielegalne podsłuchy, o prowadzenie inwigilacji policyjnej, o wrabianie ludzi w korupcję której nie popełnili, o promowanie i budowanie ideologii faszystowskiej, wreszcie o patologiczną charakterologiczną nienawiść i choroby psychiczne. Bez dowodów ani przykładów – a mimo to przy pomocy mediów dających glejt wiarygodności.
Potem na arenę wkroczyli toreadorzy rzucający oskarżenia o alkoholizm, chorobę Alzheimera i zaburzenia psychiczne Prezydenta. Bezkarnie, bez cienia dowodów. No bo skoro Prezydent nie ma nic do ukrycia to dlaczego nie przedstawi zaświadczenia że nie jest alkoholikiem? Dlaczego nie przedstawi publicznie zaświadczenia lekarskiego że nie jest chory – ot Donald Tusk właśnie przedstawił – taki zbieg okoliczności. No to skoro Lech Kaczyński nie przedstawi to mamy prawo go publicznie oskarżać o alkoholizm, chorobę Alzheimera, zaburzenia psychiczne ... . Toreadorzy bezkarni, pod parasolem ochronnym. Palikot organizujący uliczne happeningi, Niesiołowski zmagający się z brakiem równowagi emocjonalnej – toreadorzy prowokują do ataków, wbijają zatrute szpady choć są poza jakąkolwiek dyskusją, poza jakąkolwiek możliwością obrony. Jednocześnie są ostentacyjnie promowani – Palikot na wiceszefa klubu parlamentarnego, na szefa propagandowej komisji sejmowej, Niesiołowski na wicemarszałka sejmu potem na szefa komisji obrony narodowej. Żeby wzbudzić poczucie bezradności i pokazać ostentacyjnie bezkarność – żeby rozhuśtać emocje.
Oskarżenia ferowane przez toreadorów, nie są marginalizowane. Niby się nie liczą, niby nikt się nie podpisuje ale są powtarzane, miesiącami lansowane w mediach. Palikot i Niesiołowski są zapraszani na scenę, żeby mogli je powtarzać i promować. I oskarżać. O faszyzm, o zaburzenia psychiczne, o niedomagania seksualne, o alkoholizm ... .
Narasta złość, poczucie krzywdy a przede wszystkim paraliżująca bezradność, bo każda próba obrony zostaje ostro napiętnowana jako ... agresja i „mowa nienawiści”. Korrida trwa zgodnie z tradycją, a każda emocjonalna reakcja jest z uwagą obserwowana – żeby nagrać i opisać jako słabość, choroba, niedomaganie.
Aż przychodzi 10 kwietnia 2010 roku. Wydaje się że śmierć ludzka i okoliczności tragedii przebiją szklaną arenę. I znów bezradność ... Rodziny ofiar przesłuchiwane jak bliscy potencjalnych szpiegów, ignorowane pomyłki przy identyfikacjach ciał, skandaliczne prowadzenie śledztwa, wyrazy wdzięczności dla Rosjan fałszujących przebieg wydarzeń.
I oskarżenia ... o „taniec nad trumnami”, o pozowaną żałobę, o pijaństwo na pokładzie, o psychozę w kokpicie, o nekrofilię, o chore ambicje ofiar i paranoję rodzin.
Wkracza pikador. Ponad areną – nawołujący do pojednania, koncyliacyjny, ponad konfliktem, łączy a nie dzieli. Zgoda buduje. Choć zawsze stający wyłączni epo jednej stronie. Przedstawiany triumfalnie jako mąż opatrznościowy, pokazywany w kontraście do oskarżanych i prowokowanych przez toreadorów. Wszelkie próby opisania go w szarym świetle są u zarodka zgniatane. Żaden „antykomor” nie może mieć pewności czy rano nie usłyszy pukania do drzwi. Pikador musi triumfować. Toreadorzy wykonali swoje zadanie, zostają odsunięci na dalszy plan.
To nie była, nie jest i nie będzie czysta gra. Tym bardziej że publiczność zarażono już taka pogardą, że nie jest w stanie ocenić sytuacji. Opinia publiczna nie dostrzeże już granic. Ale – mimo wszystko – jeśli pozwolimy sobie na wściekłość, na nienawiść i puścimy wodze emocji to następny na scenie pojawi się już tylko matador. Bo korrida ma swój zaplanowany porządek.
Inne tematy w dziale Polityka