wawel24 wawel24
139
BLOG

Boska nierządnica Fryne i jej proces. Piękno nie może być złe?

wawel24 wawel24 Społeczeństwo Obserwuj notkę 1
Czy ateński sąd uległ widokowi obnażonego ciała pięknej modelki malarza Apellesa i rzeźbiarza Praksytelesa zgodnie z maksymą „To piękno nie może być złe” (ew. "Czy w tak pięknym ciele może skrywać się przestępcza dusza ?"), czy też jest to fabrykacja epikurejczyków? I czy legenda o obnażonej piękności wpływającej na uniewinniający wyrok sądu ma cokolwiek wspólnego z pojęciem "kalokagathia" oznaczającym połączenie dobra z pięknem?

 [wersja poprawiona i wzbogacona o nowe ilustracje]

image

Sandro Boticelli, Narodziny Wenus. Jedna z późniejszych wariacji motywu Aphrodite Anadyomene u początku których były (wg Atenajosa z Naukratis) "naturystyczne" publiczne kąpiele hetery Fryne podczas trwania Misteriów eleuzyjskich i święta Posejdona, które miał uwiecznić najsłynniejszy malarz grecki Apelles malując obraz "Afrodyta wynurzająca się z piany morskiej". Obraz Apellesa znany jest tylko z opisów.


image

Bajkowy obrazek Henryka Siemiradzkiego przedstawiający jego wyobrażenie  publicznej kąpieli nagiej Fryne podczas święta Posejdona w Eleusis. Czyżby tę scenę miał na myśli Ezra Pound  pisząc "Sprowadzili kurwy do Eleusis, / Trupy się sadza do bankietu / na żądanie lichwiarzy." ("Canto XLV")?

image

Jean-Léon Gérôme, "Fryne przed Areopagiem"

image 

 

[artykuł jest kontynuacją tekstu https://www.salon24.pl/u/wawel24/1281248,piekno-dobro-szlachetnosc-z-cyklu-czar-wspomnien-dawnych-polemik ]


 

BOSKA NIERZĄDNICA FRYNE I JEJ PROCES

Fryne była żyjącą w IV w.p.n.e. metojką pochodzącą z Tespii w Beocji. Na swej drodze życiowej, dążąc do awansu społecznego trafiła do Aten, do znanego zawodowego pisarza mów sądowych i retora Hyperejdesa. Zasiliła jego nieduży, rozproszony po kilku miejscowościach „harem”, czy też może ówczesną agencję towarzyska, jakich wiele,  jedno-, dwuosobowych i bardziej liczebnych, prowadzili wtedy w Atenach zacni i mniej zacni obywatele obojga płci. Oprócz Fryne, Hyperejdes patronował takim córom Koryntu, jak Aristagora, Phila, czy też jego prywatna prostytutka, Myrrhina. Fryne jednak była diademem w koronie jego nabytków i łupów. Jak pisze Plutarch, Fryne zajmowała się głównie wykorzystywaniem kształtności swego ciała do osiągania pustej sławy, czyli zadowalania swojej wielkiej próżności oraz zdobywania korzyści materialnych. Ze względu za swoją urodę, wyjątkowy tupet i wyrafinowany marketing, zdobyła szybko rozgłos i spory majątek.

Do sądu sprowadził ją zatarg finansowy z niejakim Eutiasem, nie zaś zemsta za odrzucone uczucie – jak twierdzi jeden z bologerów S24  (Starosta Melsztyński). Zresztą uczucie to była kategoria nie z rzędu tych, którymi kierowała się przepiękna Fryne. Sugerując się Alkifronem trzeba sądzić, że Eutias odmówił w ogóle zapłaty za usługi lub ją zdecydowanie zredukował. Widocznie Eutias stwierdził, że jakieś górne granice w poborach tej warstwy zawodowej, którą reprezentowała Fryne, winny być. Natomiast o co oskarżył oficjalnie Fryne nie wiadomo, przy obecnym stanie źródeł. Może była to kwestia podziału wspólnej własności po ew. wyprowadzeniu się Fryne od niego, może kwestia jakiegoś haraczu („podatku”), może chęć zmiany przez Fryne aktualnego opiekuna na innego, postawionego wyżej w hierarchii społecznej, może po prostu zatarg ze stałym klientem domagającym się jakiegoś ulgowego abonamentu.

Nie wiadomo też, czy sprawa była jedna, czy zawiedziony uniewinnieniem Fryne w sporze majątkowym, wytoczył jej, z zemsty, drugą sprawę, tym razem o bezbożność i psucie obyczajów, za czym kryło się m.in. rozbijanie małżeństw i doprowadzanie do bankructwa ojców rodzin. Zarzut bezbożności jako zbiorcze określenie nie znającego granic wykraczania poza reguły moralne danej wspólnoty, był dość często stosowany wobec heter i nie tylko. W każdym razie, obrony podjął się kochanek i opiekun Fryne, znany w mieście mówca, Hyperejdes.

Mowa obrończa miała zakończyć się głośnym skandalem z obnażeniem (lub samoobnażeniem) jego klientki, by wymóc pozytywne orzeczenie sądu, który – zgodnie z rachubami sprytnego adwokata, nie oparł się pseudoretorycznemu chwytowi o takiej mocy. Tyle mówi legenda.

Legenda ta opiera się w 100% na utworze słynnego zbieracza ciekawostek, Atenajosa z Naukratis (III w.n.e.), który zachował mnóstwo fragmentów zaginionych dzieł, ale, niestety, nie weryfikował źródeł z których czerpał. Jak to często bywa, Fryne żyje w literaturze i sztuce nie dzięki najstarszemu źródłu historycznemu, lecz dzięki osnutym wokół jej życia legendom, anegdotom i inwencji późniejszych autorów. Najstarsze źródło, wybitny artysta i stylista, komediopisarz Posejdippos z Pelli w Macedonii (pocz. III w.p.n.e.) nie przekazuje niczego z późniejszych, barokowych rozbudowań opowieści o procesie Fryne. Nie ulega wątpliwości, że gdyby cokolwiek w rodzaju skandalu z obnażeniem miało miejsce podczas procesu - Posejdippos jako wytrawny autor komedii, nie omieszkałby zachować w swej relacji dla potomności.  Jego relacja prezentuje fakty mało efektowne. Nie precyzuje powodu oskarżenia Fryne ogólnie określając je jako zagrożenie dla obyczajów miasta. Nie ma w niej też żadnych ekscesów naturystycznych. Jedynym elementem wspólnym z późniejszymi mitami o niej, jest opis nie będącej w porządku, próby wpłynięcia na sądowy wyrok. Jednak próba owa ta jest całkiem innego rzędu, niż bajkowe opowieści o porażającej sędziów nagości podsądnej. W opisie Posejdipposa Fryne po prostu i tylko, przed wydaniem wyroku spotyka się z każdym bez wyjątku z sędziów składu orzekającego na osobności i – jak byśmy to dziś powiedzieli – wypłakuje się mu w rękaw. Zamiast nagiej Fryne mamy więc w najstarszej relacji – tylko nagie fakty, zupełnie nie bulwersujące. 

MIT O NAGŁYM I NAGIM ZAKOŃCZENIU MOWY OBROŃCZEJ

Co dokładniej glosiła późniejsza, beletrystyczna wersja legendarna? Kiedy pobudzony emocjonalnie losem swej kochanki mówca dobiegł końca swej oracji, podszedł do Fryne, przyciągnął ją przed oblicze sędziów i odsłonił jej piersi próbując u trybunów wywołać litość i swoisty zabobonny strach przed skazaniem na śmierć „prorokini i kapłanki” bogini miłości, Afrodyty. Córy Koryntu tradycyjnie były łączone z Afrodytą, lecz nie jako jej kapłanki – jak próbował to przeforsować Hyperejdes – lecz raczej, jak ujął to Eubulos, jako „wystrojone służki Wenus, ptaszniczki potrafiące wyciągnąć pieniądze, paradujące półnagie”. Samo posłużenie się przez Atenajosa za Hermipposem, zwrotem „skazać na śmierć” jest jawnym dowodem, iż relacjonuje nam się tu mit, a nie fakty. Kara śmierci nie leżała w kompetencjach niższego od Areopagu trybunału o nazwie heliaia,  przed którym stawała Fryne. Koniec końców – wedle legendy – adwokat-aktor uzyskał wyrok uniewinniający dla swej ulubienicy. Orzeczenie sądowe na piśmie miało głosić, że odtąd nie będzie się tolerowało jakichkolwiek adwokackich dramatycznych efektów usiłujących wzbudzić w sędziach litość ani jakiejkowiek formy „prezentacji” wyglądu podsądnych przed sędziami. Tyle baśń. 

A skąd się wzięła cała ta bajka o nierządnicy prezentującej swe wdzięki przed zszokowanymi dikastami? Autorem tej legendy był – jak dowodzi Craig Cooper - Idomeneus, uczeń Epikura. Z pewnego, niezbyt chlubnego, lecz akceptowalnego epizodu z życia Fryne, postanowił zrobić opowieść o „przekupnym”, czy też raczej podatnym na sugestię, trybunale i o mocy erotyzmu. Idomeneus był znany z przerysowań, podkolorywań i konfabulacji mających na celu ośmieszanie retorów i demagogów. Nieodparta siła erotyzmu, jako dogmat epikureizmu, była drugą motywacją sfabrykowania jego konfabulacji. Jego opowieść powielił „historyk” Hermippos ze Smyrny (III/II w.p.n.e.) w swym dziele pełnym zmyślonych opowieści o znanych postaciach greckiego życia publicznego. Hermipposa zaś zacytował zbieracz ciekawostek, Atenajos w swym dziele „Sofiści przy uczcie”. Najstarszej, niepodkolorowanej tradycji Posejdipposa, Atenajos zdaje się nie znać. 

OSOBOWOŚC FRYNE I MARKETING

Epikurejskie opowiadanie Idomeneusa wprowadziło motyw oskarżenia o bezbożność i o profanację misteriów wymyślając scenę jak to Fryne podczas święta Posejdona w Eleusis, zdjęła odzienie, ułożyła je na boku, rozpuściła włosy i na oczach ludzi nago wkroczyła do morza. Tym czynem miała zainspirować malarza Apellesa do stworzenia dzieła Aphrodite Anadyomene (Wenus wyłaniająca się z fal morskich). Powyższa anegdota o religijnej profanacji dokonanej przez najpiękniejszą w mieście nierządnicę, rozpalała wyobraźnię twórców różnych epok. Wariacją na temat tego motywu są „Narodziny Wenus” Boticellego. Nie oparł się efektownej anegdocie także Henryk Siemiradzki, ilustrując ją swym obrazem „Fryne na święcie Posejdona w Eleusis”. Epikurejska, libertyńska bajka Idomeneusa nie musiała być całkowitym zmyśleniem, mógł on odwrócić faktyczną kolejność zdarzeń – Fryne, zarzuciwszy sidła na Apellesa i pozując mu do morskiego przedstawienia Wenus, mogła zadbać o rozpowszechnianie pogłoski, że podobny fakt miał miejsce w jej życiu.

I tu trzeba rzec kilka słów o prekursorskiej znajomości… zasad pijaru przez Fryne. Budowanie swojej legendy zamierzyła owa niewiasta bardzo sensownie. Składało się na te czynności marketingowe kilka elementów: 1. zadbanie o to, by jej odsłoniętego ciała nikt nie widział i nie korzystanie z publicznych łaźni, by było przedmiotem najpowszechniejszego pożądania i zarazem – najgłębszej nieznajomości 2. noszenie ubioru przesadnie zakrywającego jej uroki 3. nie korzystanie z żadnych kosmetyków (ten zabieg był powszechny wśród antycznych kurtyzan) i tworzenie pozorów skromności 4. skoncentrowanie się na „uderzaniu” do tych, którzy mieli wpływ na opinię publiczną lub mogli zapewnić…przejście do historii (rzeźbiarz Praksyteles, malarz Apelles) 5. tworzenie mitu o tym, że nie ma nikogo, kto by się jej nie oparł (w tym celu obrała sobie np. za obiekt uwiedzenia – znanego z ascetycznych obyczajów – platońskiego filozofa, Ksenokratesa i niestety… poległa w tym pojedynku niezłomności z kuszeniem, cnoty z perwersją) 6. rozgłaszanie informacji sugerujących, że jest ona wcieleniem bogini miłości, Afrodyty.

Jak widać, sposób obecności Fryne w powszechnej świadomości obywateli i mieszkańców Aten był efektem kompleksowych działań planowanych i inicjowanych przez nią samą. Obecność najprzeróżniejszych historyjek z nią związanych bezkrytycznie przyjmowanych na wiarę oraz motywów plastycznych w różnych kręgach kulturowych aż do dziś, pokazuje, iż jej starania były skuteczne, a z drugiej strony, że pragnienie oglądania nieziemskiego piękna w ludzkiej postaci – jest tak stare i tak…ludyczne jak ludzkość. Kiedy owo piękno zostaje oderwane od całości osoby i próbuje się je ubóstwić pod konkretną postacią, powoduje to jednoznacznie krytyczne reakcje wśród większości obywateli. 

Przedstawiająca Fryne rzeźba Praksytelesa wykonana ze złota i ustawiona w Delfach na marmurowej kolumnie przez jej znajomych z napisem: „Fryne, sławna mieszkanka Tespii”, budziła powszechny niesmak, oburzenie i zgorszenie faktem – jak pisze Carola Rosenberg – że miała czelność przywłaszczać sobie wzniosłe, polityczne formy reprezentacji stawiając swój posąg wśród królewskich pomników. Posąg ów nazywany był „pomnikiem rozwiązłości Greków”. Gdy Fryne w swym tupecie dobijania się o publiczny szacunek zaproponowała sfinansowanie odbudowy muru Teb zniszczonego przez Aleksandra Wielkiego pod warunkiem, że będzie na nim napis: „Co zburzył Aleksander, to odbudowała hetera Fryne” – spotkała się w odpowiedzi na tę bezczelną propozycję jedynie z kpinami i drwinami.

A jak było z ewentualną mądrością i wykształceniem Fryne, w potocznej wiedzy cechami przypisywanymi każdej heterze? Chyba nie warto się w ten temat zagłębiać. Wystarczy podać jedną z próbek jej „wybitnego umysłu”. Gdy podczas sympozjonu ktoś jej powiedział, że to wino ma 10 lat, odrzekła, że jak na taki wiek, to jego ilość jest za mała.

Okresy wielkiego zainteresowania heterami i zakłamywania, idealizowania ich obrazu pojawiały się w czasach cesarstwa rzymskiego, w początkach renesansu, we Francji Napoleona III i ogólniej w XIX-wiecznej Europie oraz w okresie modernizmu. Mit o wykształceniu i nadprzeciętnej inteligencji antycznych kurtyzan został sfabrykowany głównie przez autorów niemieckojęzycznych XIX i XX w. (Helbig, Burckhardt, Licht, Seltman). Antyczne świadectwa historyczne nie przypisują im żadnych wielkich zalet umysłu czy charakteru, prócz pochwał dla ich poczucia humoru i...mocnej głowy. Typowa hetera z literatury sprzed czasów cesarstwa rzymskiego jest kobietą uzależnioną od alkoholu, chciwą, ordynarną, bezduszną i arogancką o niewyparzonym języku. A kiedy już pojawia się w jakimś dziele (np. Menandra „Abrotonon i Bacchides”) pozytywna i pełna zalet hetera, to okazuje się ona…nie rozpoznaną i zmuszoną się ukrywać, obywatelską córką udającą heterę…  

STAROSTA NA MANOWCACH

Wersji legendarnych też jest kilka, jak to bywa w takich opowieściach, które potrafią, na wzór plotki, z jednego, mało znaczącego faktu zrobić cały zestaw lokalnych dykteryjek. Starosta wybrał sobie fragment legendy o rzekomym, całkowitym obnażeniu Fryne przez Hyperejdesa. Takiej historii nie ma w żadnej z wersji legend. Albo Hyperejdes obnaża tylko piersi Fryne, albo ona sama zrywa szatę, jak w jednym zdaniu z Kwintyliana. Jednak dzieło Kwintyliana nie było żadnym zbiorem faktów ani anegdot z przeszłości, lecz podręcznikiem wymowy i jednozdaniowy passus o Fryne wspomina o samoobnażeniu podsądnej, jedynie jako znanym retorycznym toposie posłużenia się przez mówcę niedozwolonymi metodami oddziaływania na sędziów, nie wchodząc w niuanse jaka to procentowo część ciała została wykorzystana w tym niecnym celu. Bezkrytyczne wspomnienie tylko o późniejszej wersji legendy, jest ze strony Starosty tzw. wkładem własnym, wzbudzonym dodatkowo przez obraz Gerome`a, artysty znanego z przekręcania i niezrozumienia źródeł antycznych, na których opierał swoje, częściowo wydumane wizje scenek ze starożytności.

Zilustrowanie swych wywodów przez Starostę – reprodukcją obrazu Gerome`a, znanego, wręcz przysłowiowego ignoranta i fałszerza historycznych realiów, jest piękną ilustracją powiedzenia o tym, jak to ciągnie swój do swego. Z pewnością wytworzenie takiego skojarzenia nie było celem naszego autora, ale czasem przedobrzenie w chęci efektownej autoprezentacji – zgodnie z zasadą enantiodromii – owocuje efektem…całkiem przeciwnym. Można powiedzieć tak: nie musieli go przyszpilać, sam ułożył się w gablocie… Lub słowami klasyka: Ani sapnął, jak go niedźwiedź drapnął. Niedźwiedź niczym nie uzasadnionej pewności siebie i pychy, oczywiście. Pouczająca to historia Starosty, ten upadek Ikara, ale nie będę okrutny i nie napiszę, że zabawna. Każdemu może się przytrafić w chwili zbyt dobrego samopoczucia i osłabionej czujności i posługiwania się miękkim woskiem. Czy ów wypadek jest regułą, czy incydentem li tylko w kreatywnym żywocie salonowego Ikara, nie wiem, gdyż znam tylko tę jedną notkę Czcigodnego Starosty i przyznam – zupełnie nie mam woli powiększać tej liczby. 

Idźmy jednak dalej w poznawaniu świata science-fiction Starosty. Clou jego tekstu jest następujące zdanie: „Hypereides zerwał ze swojej klientki suknie wypowiadając słowa: to piękno nie może być złe  (sprawdzić czy nie apokryf) uzyskując tym jednym gestem uniewinnienie hetery.” No cóż… Po pierwsze nie „suknie”, tylko – jak podają źródła – krótkiej, żeńskiej tuniki. Po drugie i najważniejsze: w żadnym z antycznych źródeł opisujących różne wersje tej epikurejskiej opowiastki, nie ma zacytowanego ani jednego słowa, które miałby wypowiedzieć Hyperejdes. Ani jednego. Przykro mi, ale takie są fakty. Wprawdzie zachowały się skrawki mowy obrończej Hyperejdesa, jednak nie z końcowej jej fazy.

Skoro nawet „źródła baśniowe” milczą o jakiejkolwiek wypowiedzi kochliwego adwokata, to skąd w takim razie wziął Starosta ów niby-cytat, który uczynił osią swego eseiku? I co mają znaczyć i do kogóż to są skierowane słowa w nawiasie „sprawdzić czy nie apokryf”? Do siebie samego, czy do jakiegoś dociekliwego czytelnika? Jeśli jest to polecenie wydane czytelnikowi, to, zaiste, mamy do czynienia z narodzinami nowej formy pisarskiej… Do przypuszczalnych źródeł „wiedzy” Starosty i jego nauk wykładanych na Salonie 24 („Ojciec Starosta uczył dzieci swoje…”) wrócę w ostatniej części. Na razie zapowiem tylko, iż wytropienie „zatrutych studni” będzie dosyć fascynujące… 

KALIBABKA CZY KALOKAGATHIA?

Podstawowym pytaniem jest, czy – nie mówiąc już o najwcześniejszej źródłowej relacji Poseidipposa – owa późniejsza legenda epikurejska i kolejne jej przytoczenia są przez ich autorów w jakikolwiek sposób umiejscawiane w kontekście przewartościowań, czy też choćby najzwyklejszych rozważań o tym, czym jest kalokagathia? I tu mamy drugą z kolei – po przytoczeniu nieistniejącej, zmyślonej wypowiedzi Hyperejdesa – niespodziankę. Otóż, nikt i nigdzie w antycznej literaturze nie łączy opowiastki o sądowych perypetiach luksusowej prostytutki Fryne – z pedagogiczną ideą wewnętrznego szlachectwa, czyli z pojęciem kalokagathia… Są to dwa zbiory rozłączne. A przecież Starosta z taka pewnością i z pewnym samozadowoleniem pisze: „Bodaj najbardziej przeze mnie lubiane zastosowanie kalokagathii  znalazłem w antycznych Atenach.” Pomijając już nieporadność językową w zwrocie „zastosowanie kalokagathii  znalazłem”, gdzież nasz niezależny publicysta owo „znalazł”? Dojdę i do tego. Na razie skupmy się na rekapitulacji kontekstów, w których jest w antyku przytaczana historyjka o Fryne. 

Legendy, anegdoty, facecje, apokryficzne pseudo-relacje biograficzne – wszystko to krąży wokół historycznej postaci Fryne. Sam jednak sąd jej przez helizaią nie bywa NIGDY toposem kalokagathii, lecz toposem:

1. potęgi piękna kobiecego ciała

2. niebezpieczeństwa dla wspólnoty tolerowania w jej obrębie obcych, burzących jej podwaliny – ekscentrycznych i gorszących obyczajów.

3. walki o prawa i bardziej pobłażliwe traktowanie specyficznej „grupy zawodowej”, jaką były w demie ateńskim – hetery do towarzystwa, nierządnice i prostytutki

4. posługiwania się przez mówcę sądowego niedozwolonymi efektami dramatycznymi mającymi pozamerytorycznie wpływać na sąd i wymuszać poprzez grę na uczuciach litości i pobożności – pożądany przez obrońcę wyrok.

I tu kończy się lista skojarzeń znaczeniowych tego epizodu o nazwie: Przepiękna przed sądem, broniona przez swego kochanka. Kalokagathii w otoczeniu tej średnio smacznej facecji, nie znajdzie się ani na lekarstwo, bo i jakimże cudem?

Litujże więc, Bracie Starosto, ludzkiej przyzwoitości i przestań opowiadać banialuki oraz rozmnażać i wyciągać myślowe króliki z kapelusza nadpobudliwej wyobraźni inspirowanej podejrzanymi źródłami… 

Oczywiście, jak się chce, to można i te dwa wątki tematyczne skojarzyć z ideałem człowieka szlachetnego, ale to chyba tylko na tej samej zasadzie, gdyby skojarzyć „De revolutionibus orbium  coelestium” z widokiem ujrzanej od tyłu, George Sand, kroczącej w spodniach… Cóż, mało kto jest panem swych skojarzeń. 

SAMOOKALECZENIE NIEUDOLNIE ZATRUTĄ STRZAŁĄ

Tekst „Przepraszam Einego” przywołuje wyobrażenie zatrutej strzały. Zatrutej strzały z nieudolnie nałożoną na grot trucizną, strzały, którą niezgrabny łucznik sam się rani. Drugim skojarzeniem u uważnego czytelnika jest to, iż sam tekst ma być tylko barwnym tłem dla… lokowania jakiegoś produktu. Czyżby tym lokowanym i reklamowanym w tekście produktem, był… sam autor. Jego próżność, samozadowolenie, pozorna przenikliwość i naciągane – jak prześcieradło Fryne - szerokie horyzonty oraz skryta za miłymi słówkami chęć dogryzienia polemiście? Wszystko zdaje się na to wskazywać… Żeby jeszcze owa złośliwość, którą przesiąknięty jest tekst, była wysokiej próby… Niestety. Notka przychodząca po dość niskim i płaskim komentarzu na blogu Einego okazała się być krokiem naprzód w zakresie tupetu i sofistyki.

Cóż więc w niej mamy? Mamy oto intelektualnie szalbierski i pełen hipokryzji trik z odwoływaniem się do znajomości dzieł Stagiryty u swojego polemisty, gdy tymczasem sam tekst wykazuje nieznajomość tychże przez autora kompletną. Mamy dziwnie kompulsywne stwierdzenia o abp Wielgusie i Einem („Poświęcil kalokagathii  swoje rozważania o etyce Arystoteles - niewątpliwie znają je i biskup Wielgus i Eine”). Mamy infantylny słowotok pustych etykietek osłaniających zajadły antychrystianizm („Kalokagathia to pojęcie wywodzące się z greckiej zbitki słownej kalos kai agathos - tłumaczącej się na piękny i dobry. Oznacza ono spełnienie i jedność dwóch zasad - etycznej i estetycznej. Innymi słowy - piękno - według antycznych - chodzi w parze z cnotą, cnota była może nieco inaczej rozumiana przez Greków niż dzisiaj, ale pojęcie zostało przepuszczone przez maszynkę nauk moralnych ojców Kościoła i to co stało na głowie postawiono na nogach, jak tutaj na przykład w erotyku skierowanym nie do kobiety ale do wiary katolickiej: gdy ciebie, wiecznej i prawej piękności, samej nie widzi, celu swej miłości”). Mamy osobliwe osobiste wyznania, takąż samą pasją antyreligijności podlane („rozprawkę o grzechu i winie. Przeczytałem ją całą, zadziwiony wielce, bo po jej przeczytaniu stałem się jeszcze głupszy niż byłem przed. Może z powodu takiego, że jako ateista grzechu popełnić nie mogę, choćby nie wiem, jak mnie kusiło tarzanie się w (czymś tam) i słodka rekapitulacja miłych, minionych chwil z okazji spowiedzi”).

Mamy posłużenie się w tytule tekstu zwrotem „przepraszam” dla przykrycia jeszcze bardziej niskich metod, niż we wcześniejszych sformułowaniach, dla których tekst ten mógłby i winien być wytłumaczeniem. Uff, dość. Sam, zbyt obszerny, rozbiór analityczny tego tekstu, zepsuć może smak... Ów „numer” ze słówkiem „przepraszam” sygnującym złośliwy tekst nosi wszelkie znamiona chłopięcego witzu, znanego jako rzucenie na chodnik portfela na sznurku, przez skrytego w oknie wyrostka, wychylającego od czasu do czasu głowę, by zobaczyć, kto się na ten drewniany żart dał nabrać, by można z niego razem z kumplami porechotać. Chłopięcy witz, przyozdobiony sporym tupetem, by nie rzec, pewną bezczelnością oraz chęć wydrwiwania swego polemisty (prof. Einego) dały w rezultacie oślizgły paszkwil, unurzany w dressingu chybionej i fałszywej egzegezy fragmentu klasycznej tradycji – Bogu ducha winnej za miejsce i kontekst w którym zmuszono ją, by się pojawić, sterczeć i „świecić oczyma” w obronie czyjegoś prywatnego światopoglądu. Dostosowując się do poziomu Autora, mogę powiedzieć, że po ujrzeniu tytułu „Przepraszam Einego” i skonfrontowaniu tej etykiety z zawartością przesyłki, poczułem się jakbym zobaczył, jak to przez trybunałem ludowym zamiast pięknej Fryne, w pełnym świetle słońca, rozdziewa się… sam Hyperejdes. 

CZYM SIĘ RÓŻNI FAŁSZ I BANAŁ OD PRAWDY?

Starosty interpretacja ideału kalokagathii daje się sprowadzić

1. do banału marzenia, żeby być pięknym, zdrowym i bogatym (ew. plus mądrym).

2. do fałszu stwierdzenia, że piękno fizyczne wskazuje na prawość lub ją nawet implikuje („piękno - według antycznych - chodzi w parze z cnotą” sic!) 

Przejdźmy więc od tych raczkujących i chybionych form posługiwania się myślą do rzeczywistej, starożytnej i przez wieki wypracowywanej oraz rozwijanej wiedzy.

Kalokagathia to cnota wyrażająca się w temperowaniu cielesności umysłem (duszą) oraz w ograniczaniu przyrodzonego egoizmu przez podejście socjalne. Miara, proporcja, złoty środek – oto kontekst arystotelesowski, który komentatorzy jego Etyk wiążą z kalokagathią. Dwie skrajne cnoty muszą być – na drodze dużego i wieloletniego wysiłku wychowawczego i samowychowawczego - zharmonizowane w nową, trzecią jakość. W obrębie greckiej paidei drogi do osiągnięcia kalokagathii były ściśle sprecyzowane.

W literaturze źródłowej najczęściej pojawiają się zwroty, iż drogą do osiągnięcia kalokagathii jest odpowiednie wychowanie (nie zapominające o takich dyscyplinach, jak gimnastyka i muzyka), kształcenie w filozofii, lektura żywotów słynnych, prawych i zasłużonych dla dziejów wspólnoty – mężów oraz prowadzona aż do końca życia praca nad własnym charakterem. W żadnym razie nie ma ów projekt pedagogiczny niczego wspólnemu z wyssaną z palca heretycko-ignorancką tezą, głoszącą, że piękno całkowicie lub częściowo usprawiedliwia występek, czy w wersji jeszcze bardziej prostackiej, że cielesne piękno wskazuje na niewinność i niezdolność do występku.

Mamy więc w starostowym mikrokosmosie nieśmiało zaprezentowany taki obraz świata, w którym, za pomocą gołej du-, no, tej, gołej dumy, można wszystko załatwić, korzystny wyrok przed sądem, zdany egzamin, pomnik, miejsce w historii sztuki, lub ogólniej, w historii, czy co tam się komu zamarzy… I tę prywatną, dość powszechna i pospolitą wizję spraw i natury świata, próbuje się „opchnąć” w tzw. sprzedaży wiązanej, pod nalepką „kalokagathia”…

I pomyśleć, że w komentarzach pod tekstem (oprócz onomatopeicznych odgłosów mlaskania) były takie głosy, że tekst Starosty zbliża się w swej doskonałości do notek znakomitych postaci z wczesnej historii Salonu 24. Hmm. Jestem na S24 od 2,5 roku i nie znam owych „dawnych i wielkich” ojców założycieli, ale śmiem powątpiewać, czy ich teksty były doskonałe tą doskonałością, którą prezentuje Starosta…

A Starosty wywodami, przewodami i uwodzeniami czytelnika pozornymi argumentami i dociekaniami, skręconymi jak gałęzie rosnących na wydmach drzew, tyczącymi się arcybiskupa Wielgusa i posuwającymi się do oceniania jego drogi życiowej, dzieł i postawy, nie myślę wcale się zajmować, gdyż kto w małym się nie sprawdza, od dużego niech się trzyma z daleka.

 

CODA

Widzę oczyma wyobraźni, jak Starosta i jego blogowi kumple siedzą na murku i wypatrują oczy za niedobitkami cywilizacji śmierci. A kiedy w dole, pod tym murkiem, przechodzi jakaś niezła, tego, no, niezła prezencja, ich głowy wychylają się i czasem któryś z nich aż tak się napręża, wypręża, wyciągając szyję, że traci równowagę i spada z murku na krzewy głogu, mrucząc pod nosem: „Pieprzone niedouki z kondominium…”

Grecja roni łzy, słysząc jak się z nią obszedł i co jej insynuował Melstinius. Nie płacz, Grecjo. Melstiniusa nikt nie czyta, oprócz kolegów z murku. A to, że skierował swój intelekt ku tobie raz jeden, nie znaczy, że to kiedykolwiek powtórzy. 

Uniewinnienie ekskluzywnej kurtyzany z powodu kształtu jej piersi oraz karnacji jej skóry – to zaiste kalokagathia wyłożona przez Starostę. Kalokagathia jako miś na miarę wyobrażeń Starosty, który próbuje nam swoje hedonistyczne sympatie sprzedać jako istotę cywilizacji greckiej. Epikura wspominanie swych przeszłych podbojów miłosnych połączone z brakiem głębszego zainteresowania biegiem spraw społecznych (epikurejskie kanoniczne wezwanie: Żyj w ukryciu!), to faktycznie chyba jedyny właściwy kontekst dla zmyśleń Starosty.

Epikur na szczęście znał proporcjum i nie porywał się na „nowe”, odwracające sens interpretacje powszechnie zrozumiałych słów Platona i Arystotelesa. Może dlatego, że – mimo wszystko - był inteligentnym człowiekiem. Starosta, jego skryty wyznawca, porwał się, nie wiedząc, ani co czyni, ani jak się to skończy… Czarodziejska różdżka Starosty zamieniła jednym gestem świat idei Platona i Arystotelesa w świat, w którym kalokagathia jest nie do odróżnienia od Kalibabki. Wszak Kalibabka też był nieziemsko piękny, co ułatwiało mu omotanie i usidlanie kolejnych ofiar. Doda i Nergal też są…bosko piękni. Może i na ich czyny, przemyślenia i słowa trzeba spojrzeć inaczej, szukając tam cnoty, dobra i prawdy, przywiązanych przecież łańcuchami do tak uderzającego piękna…

Nasz ubrązawiacz (antonim odbrązawiania) dziejów i nieświadomy dezinformator filozoficzny chciał uczynić z nieprzyzwoicie drogiej, pełnej tupetu i najbardziej przebiegłej kurtyzany Aten – bohaterkę równą Temistoklesowi, Peryklesowi, zaś z jej kochanka, patrona kilku prostytutek, retora znanego z cudacznych trików grających na emocjach – miał nadzieję uczynić intelektualistę pierwszej wody. Została z zamiaru tego…tylko woda, a w niej Żaba (gr. fryne - żaba) i tę żabę, Panie Starosto trzeba będzie zjeść…

 

===============================

ANEKS

Najbardziej mnie zaciekawiło, skąd nasz Starosta wytrzasnął ową wypowiedź adwokata luksusowej prostytutki Fryne mającą brzmieć: „To piękno nie może być złe” dzięki czemu próbował połączyć anegdotę z ateńskiego półświatka z ideałami pedagogicznymi i psychagogicznymi antycznej Grecji. 

Odpowiedź mnie zaskoczyła. Wszystko wydaje się wskazywać na następujące źródła inspiracji dla tych karkołomnych tez:

  1. rosyjska Wikipedia 
  2. rosyjskie i polskie blogi młodzieżowe
  3. powieść fantastyczno-dworcowa (do pociągu) polskiego autora młodzieżowych czytadeł pseudohistorycznych (Witold Jabłoński – Fryne hetera, 2008).

Ad 1. Rosyjska Wikipedia wspominając o procesie Fryne, łączy – bez jakiegokolwiek pokrycia w źródłach – rzekomą linię obrony Hyperejdesa z…koncepcją kalokagathii: Красота произвела такое впечатление на судей,что её оправдали —ведь согласно греческим представлениям о прекрасном,столь совершенное тело не могло скрывать несовершенную душу (концепция калокагатии).

Ad 2. Autorka jednego z rosyjskich blogów też wkłada jakąś z palca wyssaną kwestię w usta retora: На заседании суда он совершил эффектный ход вывел подсудимую вперед и сдернул с нее хитонобнажив Фрине грудьПосле этого Гиперид задал вопрос: "Граждане Афинможет ли в столь совершенном теле скрываться преступная душа?"

Różne warianty takich konfabulacji związanych z wypowiedzią adwokata po legendarnym odsłonięciu piersi Fryne, znaleźć można na innych rosyjskich blogach a także na licznych polskich. Tak na marginesie, to zwraca uwagę ogromna popularność postaci Fryne w…rosyjskiej blogosferze i literaturze popularnej.

Ad 3. Internetowa reklama żenującego czytadła z dziedziny fantastyki historycznej wyprodukowanego przez W. Jabłońskiego brzmi tak:

Oto świat pozbawiony poczucia wstydu, winy i grzechu, upojony złudną potęgą – demokracja ateńska, gasnące Słońce Hellady. W jego ostatnich promieniach błyszczy piękna hetera Fryne – podziwiana, kochana, wielbiona, w końcu odrzucona i potępiona. Natchnienie artystów: dawnych i współczesnych.

W starożytnej Grecji hetery nie były zwykłymi prostytutkami. Dobrze wykształcone i najczęściej bogate cieszyły się niezależnością i prowadziły swobodny tryb życia. Będąc przyjaciółkami i kochankami wybitnych wodzów, polityków i filozofów, potrafiły wywierać wpływ na ich poczynania. Pozowały rzeźbiarzom i brały udział w intrygach politycznych. Ich popularność wynikała z faktu, że w społeczeństwie greckim żadne inne kobiety nie brały udziału w życiu towarzyskim i publicznym.

Fryne urodziła się w Tespiach, ale mieszkała w Atenach. Była kochanką i modelką słynnego rzeźbiarza Praksytelesa, który uwiecznił ją jako „Afrodytę z Knidos”. Kiedy oskarżono ją o bezbożność, jej obrońca najpierw wygłosił płomienną mowę, a potem zdarł z Fryne szaty, twierdząc, że takiej piękności karać się nie godzi. Sąd przyznał mu rację.

Historię Fryne opisał Witold Jabłoński, autor cyklu o średniowiecznym uczonym i magu, Witelonie, GWIAZDA WENUS, GWIAZDA LUCYFER.

Brednie pochodzące z powyższego „opisu” zasługują na osobny tekst.

 

Czy tylko ta sieciowa „zajawka” księgarska była inspiracją Starosty do wypisywania tych swoich niestworzonych wywodów, czy też może pobudki wziął z…lektury całego dzieła – nie wiem. Może być też tak, że wpadł sam na to, tak jak wpada się do kałuży albo pod samochód. Nie wiem i przyznam się wam, Drodzy Czytelnicy, że chyba wiedzieć nie chcę…

A Panu, Szanowny Starosto, dziękuję za mobilizację do sięgnięcia do źródeł, dzięki czemu zebrałem trochę dodatkowego materiału owocującego ciekawymi przemyśleniami, które być może zaowocują w przyszłości obszernym tekstem o greckim rozumieniu szlachetności.

 

====================================================

WYBRANA LITERATURA:

1. Kazimierz Korus, Program wychowawczy Plutarcha z Cheronei.

2. Scholia in Aristotelis ethica Nicomachea (scholia vetera et recentiora).

3. Anonymi In Aristotelis Ethica Nicomachea ii–v commentaria.

4. Eustathii archiepiscopi Thessalonicensis commentarii ad Homeri Iliadem pertinentes, 4 vols.

5. Platon, Kratylos.

6. Platon, Państwo.

7. Carola Reinsberg, Obyczaje seksualne starożytnych Greków.

8. Athenaei Naucratitae deipnosophistarum libri xv, 3 vols.


 

image

 

             Hetera Fryne podczas nieudanej próby uwiedzenia platonika Ksenokratesa (Angelika Kauffman, 1794)

                                                                                     

 image

                              Posejdippos, autor najwcześniejszych wiadomości o procesie Fryne (posąg  znajdujący się w Watykanie)


 

image

 

 Angelika Kauffmann, Praksyteles pokazujący Fryne swoją rzeźbę Erosa (1794)

image

 

wawel24
O mnie wawel24

Huomo-animal divino. Znajomość harmonii nazywa się stałością. Znajomość stałości nazywa się oświeceniem. [...]. Napięcie ducha w sercu nazywa się uporem. [...] Wiedzący nie zna udawania, udowadniający nie wie.  Nagroda Roczna „Poetry&Paratheatre” w Dziedzinie Sztuki ♛2012 - (kategoria: poetycki eksperyment roku 2012) ♛2013 - (kategoria: poezja, esej, tłumaczenie) za rozpętanie dyskusji wokół poezji Emily Dickinson i wkład do teorii tłumaczeń ED na język polski ========================== ❀ TEMATYCZNA LISTA NOTEK ❀ F I L O Z O F I A ✹ AGONIA LOGOSU H I S T O R I A 1.Ludobójstwo. Odsłona pierwsza. Precedens i wzór 2. Hołodomor. Ludobójstwo. Odsłona druga. Nowe metody 3.10.04.2011 P O S T A C I  1. Franz Kafka i hospicjum kultury europejskiej czyli nagi król 2. Platon czytany przez Simone Weil P O E Z J A 1. SZYMBORSKA czyli BIESIADNY SEN MOTYLA 2. Dziękomium strof Strofa (titulogram) 3.Limeryk 4.TRZEJ MĘDRCOWIE a koń każdego w innym kolorze... 5.CO SIĘ DZIEJE  M U Z Y K A 1.D E V I C S 2.DEVICS - druga część muzycznej podróży... 3.HUGO RACE and The True Spirit 4.SALTILLO - to nie z importu lek, SALTILLO - nie nazwa to rośliny 5.HALOU - muzyka jak wytrawny szampan 6.ARVO PÄRT - Muzyka ciszy i pamięci 7. ♪ VICTIMAE PASCHALI LAUDES ♬

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo