Marek Budzisz Marek Budzisz
765
BLOG

Doniesienia z państw frontowych.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 11

Chodzi o Białoruś i Kirgizję, położone na dwóch krańcach odbudowującego się, zdaniem niektórych przynajmniej, rosyjskiego imperium. I w obydwu przypadkach widać jak na dłoni, z jakimi trudnościami przychodzi się Moskwie mierzyć.

Zacznijmy, zatem od Kirgizji, gdzie właśnie zakończyły się wybory prezydenta. Ważne dla tego biednego kraju i ważne dla całego regionu, bo jest to, a teraz lepiej napisać, była, szansa na pokojowe przekazanie władzy, nie zaś w wyniku rozruchów i kolejnej „kolorowej rewolucji” jak do tej pory bywało. Szansa, jak się wydaje, może okazać się zaprzepaszczoną. Otóż wg. wstępnych wyników już w pierwszej turze zwyciężył kandydat obozu władzy – Soronbaj Żeenbekow. Przy czym nie było, najprawdopodobniej, żadnych większych „cudów nad urną”. No może poza jednym. Jak zgodnie przyznają wszyscy obserwatorzy obóz władzy na finiszu kampanii wyborczej i w dniu głosowania uciekł się do wykorzystania jak to się na terenach byłego ZSRR mówi „zasobów administracyjnych”, czyli po prostu nakazał urzędnikom, policji, wojsku, nauczycielom, jednym słowem wszystkim, którzy otrzymują od państwa wypłaty, aby ci czynnie włączyli się w kampanię faworyta obozu władzy. I podziałało. Jeszcze na dwa tygodnie przed głosowaniem konkurujący z prawdopodobnym prezydentem elektem Omurbek Babanow, cieszył się znaczną przewagą sympatii wyborców. Sondaże dawały mu 60 % poparcie, ale kiedy przyszło, co, do czego, okazało się, że zdobył 32 % głosów. Pisałem już wcześniej, jak to służby specjalne i prokuratura Kirgizji postanowiły włączyć się w walkę polityczną atakując zwolenników konkurującego z obozem władzy Babanowa. Rosyjski Kommersant artykuł poświęcony wczorajszym wyborom, zatytułował „Władze Kirgizji przeprowadziły operację „następca”. Północ kraju, skąd pochodzi pokonany, najprawdopodobniej nie ucieszy się z takiego rozwoju sytuacji. U władzy utrzymają się klany południowe, których poparciem cieszy się Żeenbekow, zaś tradycyjne podziały, grożące w przeszłości nawet wybuchem wojny domowej, najprawdopodobniej ożyją.

Tym bardziej, że Babanowa oficjalnie wsparł lider sąsiedniego Kazachstanu, co zresztą spowodowało wybuch kryzysu dyplomatycznego na linii Biszkek – Astana. Znany ze swego niewyparzonego języka ustępujący prezydent Kirgizji, Atambajew oskarżył, po spotkaniu Nazarbajewa i Babanowa, Kazachstan o to, że chce ingerować w wyniki wyborów u sąsiada. Z jakiego powodu? Jak powiedział, dlatego, że przykład polityki, jaką uprawia jego kraj jest bardzo niewygodny dla wielkiego sąsiada, którego elity rozkradają bogactwa kraju, miast spożytkować je dla pomyślności obywateli. Przy okazji podzielił się z publicznością następującym spostrzeżeniem – produkt krajowy Kazachstanu jest pięciokrotnie większy niźli Kirgizji, a pensje jedynie półtora do dwóch razy większe, jednym słowem, elity sąsiedniego kraju pozostałą część przywłaszczają. Jak by tego było mało, oskarżył przy okazji Kazachstan, że ten udziela schronienia obalonemu prezydentowi Kirgizji (w trakcie drugiej kolorowej rewolucji w 2010 roku), który „kazał rozstrzeliwać ludzi”. Tego rodzaju przemyślenia, jak piszą rosyjscy komentatorzy, podziałały na Astanę z siłą bomby jądrowej, no jedynie przywołanie Borata, lub nazwanie sąsiada Nursułtanatem, mogłoby mieć większą siłę rażenia. W rezultacie Astana wystąpiła z dyplomatyczną notą protestacyjną, szef tamtejszej komisji wyborczej odmówił uczestnictwa w grupie mającej obserwować wybory w Kirgizji, a granica między obydwoma krajami została praktycznie zamknięta. Oficjalnie Kazachstan rozpoczął walkę z kontrabandą chińskich towarów wlewających się właśnie przez kirgiską granicę, z czego, jak się sądzi żyją elity Kirgizji. Komentatorzy są jednak zdania, że ta rozpoczęta wojna handlowa obydwu państw jest nie tylko dowodem na to, że powstała pod rosyjską egidą Unia Euroazjatycka w praktyce nie działa, ale świadczy również, o czym innym. A mianowicie o rosnących aspiracjach Astany, która przestaje się godzić na to, aby być rosyjskim satelitą.

Jak donoszą korespondenci rosyjskiej prasy obecni w stolicy Kirgizji w dzień głosowania, w stolicy kraju można było wyczuć napięcie. Obawiano się rozruchów na wieść o wstępnych wynikach wyborów. Głosujący przed południem ustępujący prezydent Atambajew zapowiedział stanowczą reakcję służb porządkowych i po prostu aresztowanie, wszystkich, którzy nawoływać będą do zorganizowania demonstracji, ale właściciele sklepów nie bacząc na ostrzeżenia władz po cichu wywieźli towary.

Wyniki kirgiskich wyborów i zaostrzenie relacji z Kazachstanem to nie jedyne zastanawiające wydarzenie ostatnich dni związane z tym krajem. Otóż w ubiegłą sobotę, na tydzień przed głosowaniem w wypadku samochodowym zginął, młody wicepremier. Toyota Land Cruiser, którą jechał, tak nieszczęśliwie zderzyła się z ciężarówką, że nikt nie przeżył – ani kierowca, ani sekretarz, ani sam wicepremier. Prezydent Atambajew oświadczył publicznie, że w tym młodym polityku widział w przyszłości swego następcę. Ale najciekawsze w tym wszystkim jest to, że kierował on kampanią wyborczą obozu władzy, która najwyraźniej, patrząc na rezultat, w ostatnim tygodniu zyskała wigor. I wreszcie w ubiegły poniedziałek w Soczi miał miejsce zjazd głów państw z obszaru byłego ZSRR. Rosjanie delikatnie zasugerowali Atambajewowi, aby w obliczu zaostrzenia się kontrowersji na linii Biszkek – Astana, ten powstrzymał się od wyjazdu. W jego miejsce do rezydencji Putina udał się premier Kirgizji. Na miejscu powtórzył deklarację, która już z jego ust padła nieco wcześniej w trakcie spotkania z premierem Miedwiediewem, iż Kirgizja z chęcią przyjęłaby, jeśli taka byłaby decyzja Moskwy, kolejną bazę wojskową. Ale o dziwo propozycja ta zbyta została milczeniem, a rosyjskie media zaczęły nawet pisać, że wysyłanie kolejnego kontyngentu wojskowego do Biszkeku jest niecelowe a budowa bazy dla wojska to drogie i niepotrzebne przedsięwzięcie. Wygląda na to, że Moskwa nie chce ryzykować zaognienia relacji z Astaną, zwłaszcza, że niedługo rozpocznie się w stolicy Kazachstanu kolejna tura rozmów w sprawie sytuacji w Syrii. Głównym tematem ma być strefa deeskalacji w prowincji Idlib, gdzie Turcy wprowadzili właśnie swe siły pancerne. O całej sprawie rozmawiał w Kazachstanie w trakcie swej niedawnej wizyty (oficjalnie przy okazji zjazdu absolwentów moskiewskiego MGiMO) minister Ławrow. Rosjanie, którzy właśnie ogłosili, że pod kontrolą władz w Damaszku znajduje się już 92 % terytorium kraju przygotowują się do zdobycia największych syryjskich pól naftowych, które ma eksploatować Rosnieft. Wygląda na to, że Moskwa chce ogłosić jeszcze przed wyborami w Rosji zakończenie, zwycięskie oczywiście, syryjskiej operacji. Do tego potrzebne jest jej utworzenie wszystkich stref deeskalacji, a bez porozumienia z Ankarą tego nie dokona.

I wreszcie ciekawe wydarzenia można obserwować w Mińsku. Rozpoczęła się tam społeczna akcja zbierania podpisów pod petycją żądającą dymisji tamtejszego ministra obrony – Andrieja Rabkowa. Powodem jest samobójstwo w wyniku „fali” młodego rekruta w koszarach pod Borysławiem. Podobne wydarzenia miały już w białoruskiej armii miejsce wcześniej, ale teraz ciekawa jest reakcja Łukaszenki. Mianowicie zwolnił on całe kierownictwo jednostki i ustami swej rzeczniczki Natalii Ejsmont zapowiedział „czystki”. W tym samym czasie Łukaszenka zdymisjonował całe kierownictwo Centrum Operacyjno – Analitycznego. Niech nazwa nie wprowadzi nikogo w błąd. Centrum jest jedną z białoruskich służb specjalnych, uchodzącą do tej pory za najbardziej wpływową. To chyba pierwsze efekty ćwiczeń Zapad 2017. Otóż białoruski prezydent, zdaniem rosyjskich obserwatorów, w toczącej się walce o wpływy na szczytach władzy miał postawić na grupę identyfikowaną z urzędującym ministrem spraw zagranicznych, który prezentuje linię „proeuropejską”.  W tym samym czasie w mediach znalazła się informacja, że białoruski prezydent uda się, i zostanie przyjęty, na zorganizowany w Brukseli szczyt państw Partnerstwa Wschodniego. Potwierdzenie tej wizyty zdaniem komentatorów rosyjskich świadczy o tym, że Łukaszenka przyjął kurs „na Unię” i obiektywnie rzecz biorąc sprzyja polityce Brukseli zmierzającej do budowania wokół Rosji „kordonu sanitarnego”. Jednym słowem znów kłopoty.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Polityka