Marek Budzisz Marek Budzisz
834
BLOG

Dziś może okazać się czy Putin weźmie udział w rosyjskich wyborach prezydenckich

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 34

Są tacy rosyjscy politolodzy, którzy utrzymują, że rosyjski prezydent niedługo ogłosi, iż nie weźmie udziału w zbliżających się wyborach prezydenckich. Może nawet dzisiaj, w trakcie wystąpienia na sesji plenarnej Klubu Wałdajskiego w Soczi. Wówczas, jak utrzymują, może wysunąć on kandydaturę byłego szefa swojej ochrony, a obecnie gubernatora w Tule, Aleksieja Djumina, który od jakiegoś czasu w eterze państwowej telewizji Rosja24 prowadzi dobrze przemyślaną, z dużym rozmachem, kampanię.

        Wczoraj Ksenia Sobczak, znana rosyjska dziennikarka (prowadzi audycje w ostatnim uznawanym za niezależny, kanale telewizyjnym Deszcz), celebrytka a przede wszystkim córka pierwszego demokratycznego mera Petersburga, poinformowała, że wystawi swoją kandydaturę w nadchodzących wyborach prezydenckich. O możliwościach takiego kroku mówiło się już od pewnego czasu. Cała sprawa stała się bardziej prawdopodobna, kiedy rosyjskie media poinformowały o tym, że Sobczak na początku tygodnia spotkała się z urzędującym prezydentem Rosji. Dzisiaj mówi, że powodem spotkania był udział Władimira Władimirowicza w filmie poświęconym jej ojcu, który, co przecież powszechnie wiadomo, był pierwszym politycznym protektorem Putina. I właśnie wtedy, miała poinformować go o swoich politycznych planach, co zresztą, jak sama powiedziała, nie spodobało się głowie państwa. Podobnie zresztą jak wysunięcie przez nią swojej kandydatury nie przypadło do gustu odbywającemu kolejną karę więzienia Aleksiejowi Nawalnemu, który na wieść o tym nazwał Sobczak „karykaturą liberalnego kandydata”.

Córka Anatolija Sobczaka znana jest ze swych liberalnych sympatii. Wspierała demonstracje Nawalnego, podobnie zresztą jak wystąpienia na Placu Błotnym kilka lat temu. W nagranym specjalnie na potrzeby rozpoczęcia kampanii wyborczej filmie Sobczak mówi, że rosyjska scena polityczna jest od kilkunastu lat zakonserwowana – obecne są na niej te same postacie, które odgrywają te samo role. I ona jest zainteresowana, aby to wszystko zmienić, choć jednocześnie oświadczyła, że jej zdaniem władze powinny się zgodzić na kandydaturę Nawalnego i ona jest gotowa zrezygnować, kiedy do takiej zgody dojdzie. Na razie nic na to nie wskazuje, ale w Rosji przecież wszystko jest możliwe. Krytykowani przez Sobczak rosyjscy politycy nie przejmują się jej kandydaturą, zaliczając ją do grona polityków (to już ich zdaniem komplement), z nic nieznaczącego politycznego zoo. Przedstawiciel sztabu wyborczego partii Jawlińskiego Jabłoko, powiedział nawet, że kandydatura Sobczak de facto legitymizuje reżim Putina, bo może przyczynić się do wzrostu wyborczej frekwencji przyciągając do urn tę grupę rosyjskiej młodzieży, która, jak się wyraził, uważa, że „jeśli w kraju są dyskoteki i błyszczące czasopisma to znaczy, że wszystko idzie w dobrym kierunku”. I rzeczywiście coś może być na rzeczy, bo pytana o możliwość zebrania przez Sobczak 300 tysięcy podpisów, jej sekretarz prasowa powiedziała, że rozpatrują też możliwość, iż będzie ona oficjalną kandydatką jednej z funkcjonujących w Rosji partii politycznych. I jeżeli taka ewentualność jest poważnie brana pod uwagę, to oznacza to, że mamy do czynienie z jakimś elementem politycznej gry z pewnością kontrolowanej przez Kreml, jako, że tamtejsi technolodzy władzy mają swe wpływy we wszystkich rosyjskich formacjach politycznych.

Dzisiaj w Soczi, w ramach corocznego spotkania klubu wałdajskiego, rosyjski prezydent ma wygłosić, jak już zapowiadane jest od kilku dni przez jego rzecznika prasowego Pieskowa, „ważne przemówienie polityczne”. Może ono stanowić ważny, a może nawet przesądzający, argument w niekończących się dyskusjach czy Putin wystawi w wyborach swoją kandydaturę. Wszyscy spodziewają się, że będzie dotyczyło relacji ze Stanami Zjednoczonymi, a precyzyjnie rzecz ujmując Putin ma wyciągnąć dłoń na zgodę. Na rzecz tej tezy przemawiać ma to, że w poniedziałek rosyjski prezydent podpisał ukaz, w którym wprowadza szereg ograniczeń handlowych wobec Korei Pn.  Ale to nie wszystko. Władimir Władimirowicz, jak co rok, weźmie udział w zorganizowanym przez Wałdaj plenarnym posiedzeniu kończącym kilkudniowy cykl dyskusji panelowych. Tematem tegorocznego posiedzenia jest „Twórcza destrukcja – czy z konfliktów wyłoni się nowy porządek światowy?” i jak się dość powszechnie przyjmuje rosyjski prezydent odniesie się do najistotniejszych konfliktów współczesności. Z rosyjskiego punktu widzenia istotne są takie obszary jak Ukraina, konflikt w Syrii i to, co rosyjskie elity nazywają suwerenną demokracją. W tym ostatnim chodzi o coś, co moglibyśmy nazwać „démocratie à la russe”. Wczoraj w trakcie jednego z wałdajskich paneli przewodniczący rosyjskiej Dumy Wołodin, powiedział, iż fakt wystąpienie Rady Europy z interwencja na rzecz uwolnienia Nawalnego i dopuszczenia go do udziału w wyborach trzeba rozpatrywać w tych samych kategoriach, co antyrosyjskie sankcje. Trywializując ten pogląd można by napisać, że specyfiką rosyjskiej formuły demokracji ma być to, że władza sama wybiera, kto jest opozycją a kto nie. Nawalny – nie, Sobczak – tak.

Ale gdyby wrócić do spraw poważnych, to chodzi przede wszystkim o Syrię, Irak, generalnie sytuację na Bliskim Wschodzie. Może nawet przede wszystkim o Irak i pozycję Iranu. Dzisiaj rosyjska prasa informuje, że niespodziewanie szybkie zdobycie przez iracką armię pozostającego w rękach Kurdów Kirkuku i innych miast położonych poza obszarem autonomii a kontrolowanych przez Peszmergów jest zasługą tego, iż operacją kierował irański generał Kasem Sulejmani z Korpusu Strażników Rewolucji Irańskiej, ten sam, o czym pisałem niedawno, który domagał się wcielenia do syryjskiej armii proirańskich milicji. Przy czym, jak oceniają rosyjscy obserwatorzy, w całej akcji nie chodzi o odbicie pól naftowych położonych w okolicach Kirkuku. Gra idzie ich zdaniem o znacznie większą stawkę. Faktycznie wśród Kurdów nastąpił, jak argumentują, rozłam – lidera autonomii Barzaniego opuściła druga licząca się siła polityczna Patriotyczny Sojusz Kurdystanu, który przyjął orientację na Teheran. To wynik, tak sądzą, gry operacyjnej irańskich służb specjalnych, które dążą do osłabienia proamerykańskiego Barzaniego i kontrolowania w większym stopniu irackiego rządu zdominowanego przez Szyitów. Rosjanie zastanawiają się też, dlaczego działania rządu z Bagdadu wymierzone w Kurdów tak lekko przyjmują w Waszyngtonie. Brak jakiejkolwiek mocniejszej reakcji amerykańskiej administracji może być ich zdaniem spowodowany tym, że obiektywnie rzecz biorąc na ustąpieniu Kurdów z Kirkuku najwięcej stracić może Moskwa. I przypominają, że jeszcze w lutym rosyjski Rosnieft zwarał szereg umów, o łącznej wartości 4 mld dolarów, które przewidywały eksploatację pól naftowych kontrolowanych przez Kurdów oraz budowę ropociągu z Kurdystanu przez Syrię do portów Morza Śródziemnego. To ponad 2 mld dolarów więcej niźli środki, jakie Kurdowie otrzymali za sprzedaż własnej ropy i od rządu Tureckiego. Udziałem w eksploatacji kurdyjskich pokładów gazu ziemnego zainteresowany jest także Gazprom. W trakcie Forum Ekonomicznego w Petersburgu wiosną tego roku mieli o tym rozmawiać premier kurdyjskiej autonomii i szef koncernu Miller. Zważywszy na to, że trzy z czterech pól gazowych znajdują się teraz pod kontrolą rządu w Bagdadzie projekt może okazać się trudniejszy, jeśli w ogóle możliwy.

We wtorek rosyjski minister obrony Szojgu przebywał w Izraelu, gdzie prowadził rozmowy ze swoim odpowiednikiem Liebermanem oraz z premierem Netanjahu. Rozmowy w planie politycznym, (bo był też wcale obszerny zestaw tematów związanych ze współpracą przemysłów zbrojeniowych obydwu krajów) dotyczyły kwestii obecności Iranu w Syrii. Premier Izraela miał powiedzieć, że jego kraj nie dopuści do powstania baz wojskowych Iranu w syryjskich strefach zdemilitaryzowanych. A w ten sposób Tel Awiw odczytuje obecność irańskich „sił pokojowych”. Co to może w ustach Netanjahu oznaczać wiadomo – w przeddzień wizyty Szojgu Izraelczycy zniszczyli syryjską baterię przeciwlotniczą, bo ta, jak dowodzili oddała salwę w stronę izraelskich samolotów. Drugim tematem miało być stanowisko Izraela w kwestii tzw. programu nuklearnego Teheranu. W Tel Awiwie, podobnie jak w Waszyngtonie, uważa się, że zawarta za czasów Obamy umowa to nie żaden sukces a zgniły kompromis w rezultacie, którego za kilka lat islamscy fanatycy dysponować będą bronią jądrową. Rosjanie, przynajmniej oficjalnie nie podzielają tego punktu widzenia, ale gołym okiem widać, że sytuacja ulega zapętleniu i skomplikowaniu. I być może wyciągnięta przez Putina ręka na zgodę dotyczyć będzie tych zagadnień, zwłaszcza, że Moskwa od lat opowiada się, przynajmniej oficjalnie, za nie rozprzestrzenianiem broni jądrowej, bo to konserwuje jej status mocarstwa.

Rozwiązanie kwestii syryjskiej ma też znaczenie dla zbliżającej się rosyjskiej kampanii prezydenckiej. Sukces interwencji nie może nie wpłynąć na notowania Putina, zwłaszcza, że jak mówią rosyjscy socjologowie utrwala jego pozytywny wizerunek. W największym skrócie sprowadza się on do sloganu – Putin jest mistrzem w polityce międzynarodowej, ogrywa Zachód jak chce. Sprawy wewnętrzne a przede wszystkim rozwój gospodarczy kraju i tu też Rosjanie są dość zgodni, to nie jest jego domena, tu jest znacznie gorzej. Ale w tym wypadku winę można zrzucić na Miedwiediewa.

 

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka